Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Część 11 – Idealna równowaga Część 12 – Znak śmierci Część 13 – Tajemnica zwoju Część 14 – Staw czoła cieniom Część 15 – Miasto zatrute zdradą Część 16 – Zrodzona z lodu Część 17 – Płomień zemsty Część 18 – Morellonomicon Część 19 – Dziecko przeznaczenia Część 20 – Spotkanie z bólem Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 17 – Płomień zemsty Lufa była wycelowana prosto w twarz Twisted Fate’a. Dwa ogromne, metalowe otwory spoglądały złowieszczo na oszusta. Nieprzyjemny swąd śrutu wypełnił nozdrza Tobiasa. – Zawsze sikasz przez zapięty rozporek? – zarechotał oprawca, szykując się do strzału. Twisted Fate w pierwszej chwili nie rozpoznał gościa ukrytego w tym żelastwie. Ale ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby. Gravesa. „Nie jest dobrze” – wysapał do siebie cicho i złapał się na tym, że ostatnio zdecydowanie zbyt często narzeka na swoje szczęście. Czy to koniec? – Stój! – wrzasnął do Gravesa. Banita jednak ani myślał posłuchać dziwaka. Nacisnął już spust. Przynajmniej w myślach. Ułamek sekundy dzielił go od egzekucji niedawnego kompana, lecz wtem nad jego głową pojawiła się mikro burza. Elektryczna mikro burza. Banita uderzony wyładowaniem natychmiast stracił przytomność na chwilę przed tym nim zdążył wystrzelić. – Dz… Dzięki – wymamrotał Twisted Fate. – Nie ratowałem ciebie. Nie chciałem, żeby zniszczył księgę – usłyszał w odpowiedzi metaliczny głos. W powietrzu dało się wyczuć napięcie. – No to chociaż tobie dziękuję – oszust zwrócił się do podejrzanego osobnika, który przed chwilą pojawił się w pobliżu, próbując powstrzymać Gravesa. – Przykro mi, ale ja też miałem na uwadze raczej dobro księgi – odparł tamten. Twisted Fate nawet się nie zdziwił. Sytuacja wyglądała jednak na dość patową. Po jednej stronie zobaczył cyborga – to musiał być Viktor… Obok niego stał rosły, szczupły gość z butlą gazu na plecach – ani chybi Singed… Z tyłu znajdował się natomiast olbrzym, prawdziwa góra mięśni. Po plecach Tobiasa przeszły ciarki. Brrr… Doktor Mundo. Naprzeciwko nich znajdował się tylko ten ociekający maną dziwak. – Nazywam się Kassadin – rozpoczął tenże, dostrzegając, że to przeciwnik ma przewagę. – A to… – kontynuował, wskazując ruiny – …to był mój dom. – No tak, faktycznie… – zasępił się Kassadin. – Chyba muszę więc powiedzieć o sobie coś więcej – dodał, po czym podjął opowieść o swoich losach. O przeszłości. Gdy skończył, cyborg nie wahał się nawet chwili: – Wierzę ci – rzekł. Jako robot Viktor potrafił odgadnąć, kiedy jego rozmówca kłamał, a kiedy mówił prawdę. Bezbłędnie. – Nadal nie rozumiem jednak, jaki to wszystko ma związek z Morellonomiconem… Wszyscy popatrzyli teraz na Twisted Fate’a złapanego na wykroku. „Mogę przysiąc, że wcześniej stał nieco bliżej…” – prześlizgnęło się przez myśli Kassadinowi. – Może najpierw zwiążcie tego narwańca – Mistrz Kart wskazał na Gravesa, który zaczynał odzyskiwać przytomność. Viktor skinął głową i Mundo zajął się delikwentem. Potężny (chyba nawet trochę zbyt potężny) cios trzonkiem w skroń ponownie pozbawił Banitę przytomności. Naukowiec o posturze osiłka nie patyczkował się ze swoją ofiarą – pospiesznie, acz rzetelnie związał Gravesa i rzucił go na bok niczym worek kartofli. Twisted Fate poczuł ból od samego patrzenia. Niemniej ponaglające spojrzenia dwóch skrajnie niebezpiecznych osobników pozwoliły mu szybko zapomnieć o tej sytuacji – nie chciał skończyć podobnie. „Z deszczu pod rynnę” – pomyślał, kierując kolejny wyrzut w stronę Fortuny. – No więc – zaczął, próbując pospiesznie uporządkować myśli. – Niewiele z tego wszystkiego rozumiem. Obudziłem się uwięziony w lodowym więzieniu, pamiętam też… pamiętam jakąś Lodową Wiedźmę, która chciała mnie zabić. I jakiegoś ognistego dupka, którego wizyta wcale nie ucieszyła tej mroźnej zołzy. Udało mi się zbiec, kiedy walczyli. Ale jak ten palant miał na imię… – Brand? – spytał Kassadin. – Tak, właśnie tak! – wykrzyknął Mistrz Kart. – Ale… skąd wiedziałeś? – Na twarzy Tobiasa pojawił się niepokój. Wędrowiec Pustki spojrzał na cyborga, ale ten nie zareagował. – Nie znacie legendy o nadistotach, demonach zwanych też Władcami Żywiołów? – zapytał ze zdziwieniem. – Legendy dowodzą jedynie fantazji swoich autorów – odparł Viktor szorstko. – Hmm… Też kiedyś myślałem, że to bujdy. Ale przekonałem się, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy. Tutaj mamy dowód. – Kassadin wskazał na Twisted Fate’a. – Wiesz, że mówi prawdę. Cyborg niechętnie przytaknął. Viktor przez moment analizował wszystkie zmienne i po chwili się odezwał: – Gdzie więc, według ciebie, powinniśmy udać się teraz? – zapytał. Twisted Fate w pewnym momencie przestał słuchać wywodów dziwaka z Pustki. Co go obchodziły te banialuki? Księga, którą dzierżył w dłoniach, emanowała mocą – sam dotyk wystarczył, by to stwierdzić. Wizja potęgi i bogactwa zaślepiła oszusta. Dobrze byłoby ją zachować, ale warto wiedzieć też, co skrywa w środku… Mistrz Kart zaryzykował i otworzył stare tomiszcze. Poczuł na swojej twarzy mocny podmuch wiatru wydobywający się z woluminu, ale nie… to nie był wiatr… Fioletowa aura, która spowijała księgę pojawiła się ponownie, łagodnie otulając naciągacza. Twisted Fate spojrzał na stronicę, na której zatrzymały się wertowane powiewem kartki. „UDAJCIE SIĘ DO NOXUS” – głosił napis. – Do Noxus. Skierujmy się do Noxus – powiedział Mistrz Kart, pospiesznie kalkulując pozytywne i negatywne strony obrania tego kierunku. Odpowiadając na pytanie postawione przez cyborga, wskazał chwilowym towarzyszom napis, który pojawił się w Morellonomiconie. Po chwili wpis zniknął. Ściemniało się. Słońce dawno zaczęło zachodzić nad ruinami niegdyś potężnego miasta-państwa. – Wyruszamy z samego rana – zarządził Viktor. Nikt się nie sprzeciwił. – Serwus, stary druhu. Graves nienawistnie popatrzył mu w oczy: – Spierdalaj – odparł, soczyście akcentując każdą głoskę. – No weź, stary, przepraszam cię za tamto. Wiesz… Tak wyszło. Ale no… – Tobias przez chwilę szukał odpowiednich słów. – …bez ciebie to już nie to samo. Graves popatrzył na dawnego kompana. Twisted Fate nie przepraszał. Nikogo. Nigdy. – Zgarniesz 55% zysku od każdej akcji. To moja ostateczna oferta – rzucił Mistrz Kart, uśmiechając się szelmowsko. – Rozwiąż mnie – rzucił krótko najemnik. Mistrz Kart na moment się zawahał, ale spełnił prośbę byłego towarzysza. Kiedy ruchów Gravesa nie krępował już sznur, Banita wstał i mocno się zamachnął. To był moment. Najemnik, nie kalkulując, walnął Twisted Fate’a w mordę. Oblicze Mistrza Kart zostało brutalnie odkształcone przez pięść dawnego wspólnika, a on sam, po raz kolejny dzisiaj, wylądował na deskach. Minęło dobrych kilka chwil zanim się pozbierał. – Należało ci się – rzucił Graves z góry. – Należało mi się – odparł Twisted Fate, trzymając się za twarz. Graves napluł na dłoń i podał ją Tobiasowi: – A więc spółka? – Spółka – odparł Mistrz Kart, po czym zgodnie ze zwyczajem, naśladując zachowanie towarzysza, napluł na własną dłoń i uściskał naznaczoną bruzdami, nie najmłodszą już rękę Gravesa. – Ale nie obiecuję, że nie będę próbował cię oszukać. – Nigdy nie przypuszczałem, że poznam uczciwego oszusta – zripostował Banita, po czym obydwaj wybuchnęli śmiechem. Nie podejrzewali, że ktoś może ich obserwować. A jednak. – Przykro mi, Koggy. Mamy inne polecenia – powiedział Malzahar. Mina stworka zrzedła. – Nie martw się, jeszcze najesz się do syta – rzucił pocieszająco dowódca. Kog’Maw od razu odzyskał dobry humor i uśmiechnął się, ukazując przerażające wnętrzności. Skapująca z jego paszczy toksyczna ślina bez problemu rozpuszczała skały. – Wyruszajmy – zarządził Malzahar. Armia, której nie chciałbyś spotkać w najgorszych koszmarach odmaszerowała posłusznie ku zachodowi.Tom 2
Tom 3
Nagle znikąd, obok Twisted Fate’a, pojawił się intrygujący osobnik. Wściekle żółte oczy. Dziwaczny hełm. Fioletowa szata, po której spływała tajemnicza substancja… Mana?
– Czyli primo: rozpoznałeś Morellonomicon. Secundo: pochodzisz z Icathii. Tertio: wyglądasz na takiego, który miał kontakt z Pustką. Wniosek: raczej nie powinienem ci ufać – odparł szybko Viktor, w ułamku sekundy analizując sytuację.
– Posłuchajcie więc. Kiedyś, bardzo dawno temu w Runeterze żyli trzej Władcy Żywiołów, pozostałości mocy Wszechboga: Anivia – namiestniczka mrozu, Brand – namiestnik ognia i Prakasa – namiestnik światła. Każdy z nich posiadał niewiarygodną moc oraz artefakt, który ją katalizował, dodatkowo zwiększając zdolności namiestników, a także pozwalając im zapanować nad ową potęgą. Pochodzenie samych przedmiotów nie jest do końca jasne, ale Bluźnierczy Graal Athene, Kostur Archanioła i właśnie Morellonomicon wielokrotnie wpływały na losy Runeterry. Z pewnością znacie te nazwy. Niewiele wiem o samych nadistotach, ale swego czasu szukałem wzmianek traktujących o ich artefaktach i udało mi się w przybliżeniu ustalić ich losy… – Kassadin przerwał na moment, ale widząc zainteresowanie na twarzach rozmówców, kontynuował. – Do Anivii należał Kostur Archanioła, ale w jego posiadanie w jakiś sposób wszedł Karthus… Tak, ten mroczny czarnoksiężnik, który przyczynił się do zniszczenia Icathii. Moc Kostura była jedną z wielu tajemnic jego potęgi – doszedłem do tego wiele lat później… – Wędrowiec Pustki zamyślił się na chwilę, przeczesując własne myśli. – Posiadaczem kolejnego ze starożytnych artefaktów – Bluźnierczego Graala Athene – był Prakasa, legendarny założyciel cywilizacji Shurimy. Nie odnalazłem żadnych wiarygodnych wzmianek o samym Prakasie, ale Graal przepadł bez wieści wraz z upadkiem shurimiańskiego dziedzictwa… Tymczasem ostatnim z tajemniczych przedmiotów jest właśnie Morellonomicon, który swego czasu należał do Władcy Ognia – Branda. Ten stracił artefakt w pojedynku z Lodową Wiedźmą i został zapieczętowany w lodowym grobowcu. Jak widać udało mu się uwolnić… Niemniej Morellonomicon trafił w nasze ręce – dorzucił triumfująco. – To jednak nie wszystko. Przepowiednia mówi również o tym, że jeśli moc przedmiotów i samych namiestników zostanie połączona w jedność, Wszechbóg powróci. A tego, uwierzcie mi, nikt z nas by nie chciał – zakończył Kassadin.
Tymczasem Twisted Fate przypomniał sobie o Gravesie. A także, niestety, o bólu rozsadzającym czaszkę, który był następstwem karkołomnej teleportacji. Krzywiąc się podszedł do Banity, który skrępowany przez Dr. Mundo siedział teraz pod kamienną ścianą należącą niegdyś do icathiańskiej katedry. Mistrz Kart przez chwilę milczał, ale w końcu przemówił niezręcznie:
Sympatyczny, choć dość przerażający z wyglądu potworek podskakiwał na dwóch krótkich, tylnych odnóżach, popiskując radośnie. Spokojny płomień ogniska ukazywał wątłe sylwetki niczego nie spodziewających się ofiar – ludzi, którzy znajdowali się w dolinie. Byli doskonale widoczni ze wzgórza.