Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Część 11 – Idealna równowaga Część 12 – Znak śmierci Część 13 – Tajemnica zwoju Część 14 – Staw czoła cieniom Część 15 – Miasto zatrute zdradą Część 16 – Zrodzona z lodu Część 17 – Płomień zemsty Część 18 – Morellonomicon Część 19 – Dziecko przeznaczenia Część 20 – Spotkanie z bólem Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 13 – Tajemnica zwoju – Shenie… – usłyszał tylko głos dziewczyny, na oko mogła mieć dwadzieścia kilka lat, a błagalny ton wskazywał na duży ładunek emocjonalny tej… prośby? Co tu się dzieje? W tym momencie mistrz Zakonu zobaczył maga stojącego przed wejściem do siedziby. – Pospiesz się – rzekł, myślami błądząc już gdzieś indziej. – Moi towarzysze pomogą ci dostać się do Świątyni Równowagi. Ja mam zadanie do wykonania – zakończył niemal gniewnie. – Pomogę wam w obronie – zdążył jeszcze wyparować Ryze. – Razem damy radę przeciwstawić się przeciwnikom! – Chodź z nami, czarodzieju – rzuciła kobieta. – Nie ma czasu do stracenia – dodała, rzucając tęskne spojrzenie za odchodzącym Shenem. – On ich zatrzyma, ale nie na długo. Ryze nie chciał sprzeciwiać się Kinkou, nie mając pełnego rozeznania w sytuacji, podążył więc za kobietą i małym człowieczkiem. Nieopisany gwar bitewny otaczał ich z każdej strony, szczęk spotykających się ostrz katan, brzęk niezniszczalnych zbroi, jęki rannych, które cichły zadziwiająco szybko… Kurz unoszący się spod stóp walczących tworzył wrażenie ogarniającego ich zewsząd brudu i potęgował wszechobecny chaos. Z chi wojowników obydwu frakcji emanowała niepowstrzymana wściekłość. Ryze czuł ją doskonale… Okropne uczucie. Wtedy czarodziej wraz z dwójką towarzyszy stanęli na platformie. – Skup się – rzuciła kobieta – Pomyśl o Kumungu, to zmniejszy ból, który towarzyszy przeniesieniu – dodała pospiesznie wojowniczka. Czarodziej odwrócił się jeszcze, zanim rozpoczął się proces teleportacji. W oddali dostrzegł Mistrza Zakonu. Naprzeciw Shena stał mroczny wojownik, obok którego unosił się… cień. Pod jego stopami leżała dziwaczna srebrno-złota maska. Na jego czoło spadały kruczoczarne włosy, a twarz w poprzek przecinała okropna blizna… Ale te oczy… Ryze nie widział ich wyraźnie, ale biła z nich czerwień szału. Zawiści. Pogardy. Kobieta szeptała inkantację, która powoli dostawała się do podświadomości Ryze’a, opanowując jego umysł. Obraz stawał się coraz mniej wyraźny, rozmazywał się. Katany Shena zlewały się z shurikenami Władcy Cienia w jedno ciało połyskującej stali. Ledwo dało się dostrzec walkę – mistrz Zakonu bronił się, nieprzyjaciel nacierał. Sensei chwiał się, próbując blokować zionące nienawiścią uderzenia. Ryze tracił przytomność. Oślepiający błysk. Krzyk bólu. Ciemność. – Kumungu. Jesteśmy na miejscu – oznajmiła, stojąc nad Ryzem. Czarodziej błyskawicznie się pozbierał i wstał z ziemi. Nagle jego czaszka eksplodowała niesamowitym cierpieniem. Mag zgiął się w pół i złapał za głowę. Ból powoli ustępował. Bardzo powoli. Ryze wyprostował się z grymasem, wykrzywiającym twarz. Kobieta uśmiechnęła się: – Nazywam się Akali – powiedziała. – A to jest Kennen. Będziemy towarzyszyć ci w drodze do świątyni. Ryze pokiwał twierdząco głową. Odpowiedziała mu nieprzyjemna konsternacja. – Shen powiedział, że po przeniesieniu mamy kierować się na północ… – odparła bez przekonania dziewczyna. Ryze spojrzał na niebo, które przesłaniały ogromne drzewa, górujące nad dżunglą. Ale gdzie jest północ? Westchnął i rozejrzał się po polanie. Wgłąb tropikalnych i niebezpiecznych lasów prowadziła tylko jedna, wąska ścieżka. Czyli pewnie tędy… Bogactwo tutejszej flory budziło podziw – podróżników zewsząd otaczały różnokolorowe rośliny, choć wokół zdecydowanie dominowała żywa zieleń. Przedzieranie się przez tutejsze chaszcze trudnością znacznie przewyższało wędrowanie po pięknej, acz spokojnej i ułożonej Ionii. Z każdej strony należało oczekiwać czającego się niebezpieczeństwa… Wtem czujność Ryze’a pozwoliła mu usłyszeć niepokojący szelest liści nad ich głowami. Trójka eksploratorów przystanęła zaalarmowana i obróciła głowy w kierunku, z którego dochodził dźwięk… Podróżnicy spięli wszystkie mięśnie, gotując się do obrony przez agresorem. Nagle zamarli na widok niecodziennego widoku. Na jednej z gałęzi siedziała… małpa. Już na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie przyjaznego i bardzo inteligentnego stworzenia, choć, gdy się odezwała, podróżnicy całkiem stracili rezon. Wędrowcy nadal milczeli zupełnie zaskoczeni tym spotkaniem. Akali aż rozdziawiła usta ze zdziwienia – od wczesnej młodości podróżowała po Runeterze, wykonując niezliczone misje i była przekonana, że już nic nie jest w stanie jej zaskoczyć… A jednak. – A tej co? Uszkodzony organ gębowy? Widziałem kiedyś taką jedną z uszkodzonym organem gębowym, jeszcze w Ionii… – zamyślił się. – Ale tamta to już tak na amen, no i miała takie duże… – wykonał koliste gesty w okolicy swojego torsu, uśmiechając się. – Małpko… – zaczęła jak najuprzejmiej potrafiła Akali, błyskawicznie odzyskując bystrość umysłu i kipiąc z gniewu. – Wypraszam sobie – zaperzył się małpiszon. – Nie jestem jakąś zwykłą małpą! Moje imię brzmi Wukong, i tak w ogóle to rozmawiacie z Małpim Królem! – odwrócił się do nich plecami, urażony. – Przepraszam, nie chcieliśmy cię… – zaczął spokojnie Ryze, lecz nie zdążył skończyć. – Świątyni… Szukamy świątyni… – Niebieskoskóry czarodziej zaczynał powoli tracić cierpliwość. – Aha! – wykrzyknął Wukong. – Chyba wiem, o którą świątynię wam chodzi… – zamyślił się. – Jesteście z Ionii… W sumie mogę was tam zaprowadzić – zaproponował nieśmiało, zręcznie zeskakując z kolejnych gałęzi, aż stanął obok wędrowców. Przyjmował postawę podobną do ludzkiej, ale jego włochate, niezwykle zwinne ciało definitywnie należało do małpy. Ryze przez chwilę bił się z myślami czy przyjąć propozycję Wukonga, ale napotkawszy zdesperowane twarze towarzyszy, zgodził się. Potrzebowali przewodnika.Tom 2
Tom 3
Gdy Ryze spojrzał w oczy mistrza Zakonu, zobaczył tylko zimną nienawiść. Sensei zamarł na kilka sekund, jakby pogrążony w przemyśleniach, lecz po chwili gwałtownie się ocknął, ruszając w kierunku wyjścia z siedziby. Czarodziej podążył za nim, ale z trudem przychodziło mu gonienie szybkiego jak błyskawica wojownika. Brutalny odgłos trzaskających drzwi rozległ się w korytarzu, kiedy niebieskoskóry mag był dopiero w połowie drogi. Ryze dopadł wrót i otworzył je, wyglądając na zewnątrz. Ogłuszył go przeraźliwy rumor i zaskoczył chaos, który panował w tak spokojnym wcześniej miejscu. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Dostrzegł mistrza Zakonu w towarzystwie dwójki innych ninja – odzianej w zielone szaty, uzbrojonej w dwie, wspaniałe kamy kobiety oraz niskiego osobnika niemal w całości pokrytego fioletowym strojem, w ręce którego spoczywały shurikeny.
– Nie… Nasi wrogowie są zbyt silni. Zwój nie może wpaść w niepowołane ręce. Przepowiednia jest teraz najważniejsza – odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Ruszajcie – uciął i podążył w kierunku epicentrum walki.
Ocknął się daleko od pobojowiska, na łagodnej, zielonej trawie. Na polanie. Otaczały go ogromne, tropikalne drzewa. W powietrzu czuć było wysoką wilgotność. Kumungu? Naprawdę udało im się przenieść do tej niebezpiecznej dżungli? Jakby na przekór tym wątpliwościom maga rozbrzmiał głos wojowniczki:
– Ale… wiecie, gdzie znajduje się ta… świątynia? – zapytał dość niepewnie, będąc jeszcze pod wpływem brutalnych wydarzeń, które miały miejsce w Ionii i bólu, który nadal delikatnie pulsował w jego skroniach.
– Witajcie nieznajomi – powiedział tonem arystokraty niecodzienny delikwent.
– Ale co wy tu robicie? – w głosie Wukonga dźwięczało podniecenie. Małpiszon przeskoczył na kolejną gałąź, zmuszając podróżników od odwrócenia się. – Szukacie starożytnych skarbów? Nieodkrytych bogactw? – zamilkł na chwilę i ponownie wyprężył się w susie. – A może wy też przybyliście, żeby zmierzyć się z Łowcą? – łypnął na nich podejrzliwie. – Ale ja byłem tu pierwszy! – zawołał, znów zmieniając konar.