Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Tom 2
Część 11 – Idealna równowaga
Część 12 – Znak śmierci
Część 13 – Tajemnica zwoju
Część 14 – Staw czoła cieniom
Część 15 – Miasto zatrute zdradą
Część 16 – Zrodzona z lodu
Część 17 – Płomień zemsty
Część 18 – Morellonomicon
Część 19 – Dziecko przeznaczenia
Część 20 – Spotkanie z bólem
Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach Statek dumnie brnął przez spienione fale, zdecydowanie dążąc ku celowi podróży. – A więc mówisz, że mamy odebrać jakiś bliżej nieokreślony artefakt o potężnej mocy z rąk miejscowego szajbusa? – skrzywił się Vladimir. – Mniej więcej – przyznała Katarina, chichocząc. Płynęli czwarty dzień. Do Bilgewater nie powinno być już daleko. Noxianie rozmawiali o swoim zadaniu i nie tylko o nim, opierając się o barierkę najszybszego szypra możliwego do wynajęcia w porcie Kelezar. Co prawda, mogli skorzystać ze znacznie większych i szybszych jednostek znajdujących się w dokach stolicy, ale ich misja wymagała, oprócz skuteczności i pośpiechu, także dyskrecji, wobec czego najęcie „Małego Joe” było najlepszym możliwym wyjściem. Kapitan okrętu, niejaki Cooper, był zupełnym przeciwieństwem typowego, wścibskiego dowódcy łajby. Interesowały go jedynie brzęczące monety i stan, w jakim znajdował się jego statek (a wystarczyło mu, że dało się nim pływać). Załoga wydawała się zadowolona takim stanem rzeczy i przez większość trwania rejsu obijała się i popijała rum, choć trzeba przyznać, że kapitan trzymał względną dyscyplinę, nie pozwalając na żadne opóźnienia, jeśli chodzi o czas trwania podróży. Słońce znajdowało się już nisko nad horyzontem, szykując się do zstąpienia z nieboskłonu. Katarina i Vladimir obserwowali ten wspaniały, codzienny spektakl… Nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Taflę wody przecięła ogromna macka, zdecydowanie pnąc się po burcie, coraz wyżej i wyżej, starając się objąć statek. Noxianie zamarli w bezruchu zupełnie zaskoczeni tym niespodziewanym widokiem. – K-R-A-A-A-K-E-E-E-N ! – wydarł się po chwili któryś z marynarzy. Na okręcie zapanowało poruszenie. Członkowie załogi zareagowali natychmiast, w każdy możliwy sposób próbując uwolnić się od bestii. Nie pomagał jednak wybuchający wszędzie proch, nic nie dawało intensywne używanie szabli, ani nawet desperacki krok zakładający podpalenie rumu. Krakeny były na tych wodach dość powszechnym widokiem, ale trzeba przyznać, że ten okaz był niewątpliwie jednym z największych, jakich ataki zostały kiedykolwiek zanotowane. Stosunkowo niewielki okręt był w tym pojedynku bez szans i trzymał się coraz gorzej. Jego zatonięcie wydawało się być kwestią czasu, a w kilka chwil sytuacja stała się jeszcze bardziej chaotyczna. Okazało się, że po wdaniu się w pechowe starcie z potworem, łódź stała się ofiarą kolejnej agresji, o czym świadczyły świstające wokół kule armatnie. Przekleństwo czy błogosławieństwo? Marynarze nie mieli zbyt wiele czasu, by się nad tym zastanowić, bowiem pokład statku w kilka minut został mocno podziurawiony, a kilku mniej rozważnych majtków szybko zmieniło się w krwawe plamy zdobiące powierzchnię konającego „Małego Joe”. Vladimir dość szybko zdecydował się opuścić tonący okręt, ciągnąc za sobą Katarinę. Jego intuicyjny osąd sytuacji momentalnie okazał się słuszny, bowiem z łodzi, wziętej w dwa ognie, zostało naprawdę niewiele. Dwójka bohaterów na własnej skórze przekonała się, że, po pierwsze – woda nie jest zbyt ciepła, i po drugie – fragmenty pokładu nie są najlepszym materiałem na szalupę ratunkową. Wtedy z gęstej chmury prochu wyłonił się potężny, złowieszczy kadłub statku. Na maszcie dumnie widniała bandera: biała czaszka na czarnym tle. Piraci. Kruczoczarna broda kapitana powiewała majestatycznie na porywistym wietrze. Pirat wydawał się znajdować w swoim żywiole. – Ahoj, nieszczęśnicy – rzucił władczo. Załoga wybuchła śmiechem, a i sam kapitan dał się ponieść ogólnej wesołości. – Pomóżcie im – zarządził jednak po chwili, przerywając rubaszny rechot. Rozbitkowie ślamazarnie wgramolili się na wspaniały okręt. Woda dosłownie spływała strumieniami z ich przemoczonych ubrań, co, szczególnie w przypadku Katariny, robiło niesamowite wrażenie. – Kogo my tu mamy? – retorycznie zapytał Gankplank. Więźniowie nie zareagowali, zaś kapitan się zamyślił. – Dziewczynę zaprowadźcie do mojej kajuty – zaczął niejednoznacznie. – A tego gogusia… powieście – rzucił od niechcenia. Można by powiedzieć – z deszczu pod rynnę. Perspektywa dalszych losów dwójki noxiańskich bohaterów w kontekście ostatnich wydarzeń wydawała się dość nieciekawa, ale subtelny gest zabójczyni skierowany w stronę hemomanty zdradzał, że kobieta ma jakiś plan, choć fakt, że dobrowolnie dała się związać i zaprowadzić do kabiny dowódcy sprawiał, że przygotowany przez nią fortel musiał być zupełnie szalony. Czyli taki, jakie lubiła najbardziej. Nie minęło wiele czasu, a drzwi, które zamknęły się za spętaną Katariną, zostały otwarte ponownie. Stanął w nich jeden z marynarzy, widocznie spanikowany i zwrócił się do Gankplanka: – Kapitanie! Chcieliśmy powiesić tego pięknisia, ale on się… rozpłynął! Oczom pirata ukazał się dość zaskakujący widok, co utwierdziło go w przekonaniu, że sytuacja wygląda fatalnie. Dziewczyna jakimś cudem uwolniła się z więzów i obezwładniła dowódcę, a teraz trzymała niewielkie, ale doskonale wykonane ostrze przy jego gardle. Pozycja negocjacyjna kapitana była beznadziejna. – Marshall! – wrzasnął, próbując sprawiać wrażenie niezbitego z tropu. – Nowe rozkazy – zarządził – Wpadniemy do Bilgewater. – Oczywiście, kapitanie – zasalutował marynarz. – A, i wypuśćcie tego bubka – dodał z rezygnacją Gankplank. Majtek już miał się odwrócić i oddalić ze zrewidowanymi rozporządzeniami, kiedy tubalny głos zawrócił go jeszcze na chwilę. – Marshall. – Tak, kapitanie? – Jakby załoga miała wątpliwości: ślicznotka mnie przekonała. – Wykonał jednoznaczny gest, co nie umknęło uwadze Katariny. – Ma się rozumieć. – Słowa pirata nie zdążyły jeszcze dobrzmieć do końca, gdy najpotężniejszy kapitan na tych wodach zachwiał się pod potężnym ciosem zabójczyni. Splunął krwią. „Co za dziewczyna” – pomyślał marynarz, odchodząc. Gdy zeszli na ląd to Katarina przerwała milczenie. – Jesteś mi winny przysługę – roześmiała się. – Przyznaję: świetna robota – zaczął niechętnie Vladimir. – Ale doskonale sobie radziłem. Szkoda, że nie widziałaś min tych nieudaczników, kiedy zamiast wystrojonego eleganta przed ich oczami ukazała się kałuża krwi – zarechotał. – Daj spokój. Obydwoje doskonale wiemy, że nie możesz przebywać w tej formie zbyt długo – popatrzyła na niego z politowaniem. Opuścili już doki i należało zdecydować o dalszych poczynaniach. – Teraz wystarczy znaleźć miejsce, gdzie otrzymamy informacje na temat wszystkiego, co potrzebujemy wiedzieć – oświadczyła noxiańska zabójczyni. – Tutaj. – Vladimir wskazał tawernę. – „Władca Siedmiu Mórz” – przeczytał treść znajdującą się na szyldzie. – Brzmi jak właściwa lokacja. Nie zastanawiając się długo, weszli do karczmy. Jednakże w momencie, w którym wzrok Katariny spotkał się ze spojrzeniem pięknej, rudowłosej piratki, Vladimir zdał sobie sprawę, że to musi skończyć się rękoczynami.Tom 3