Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Tom 2
Część 11 – Idealna równowaga
Część 12 – Znak śmierci
Część 13 – Tajemnica zwoju
Część 14 – Staw czoła cieniom
Część 15 – Miasto zatrute zdradą
Część 16 – Zrodzona z lodu
Część 17 – Płomień zemsty
Część 18 – Morellonomicon
Część 19 – Dziecko przeznaczenia
Część 20 – Spotkanie z bólem
Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 3 – Pozostając w cieniu W obszernej, szczelnie wypełnionej regałami sali, niezdarnie majaczył dopalający się knot. Ponadprzeciętnie wysoka postać nachylała się nad stolikiem, na którym leżała gruba księga, zagłębiając się w lekturze. Gdyby nie te zajmujące tomy, skrzętnie wypełniające każdy kąt niezwykle starej wieży, życie w niej byłoby znacznie bardziej nieznośne. Odkąd Vladimir w bardzo specyficznych okolicznościach wszedł w jej posiadanie, przeczytał nieprawdopodobne ilości zgromadzonych tu woluminów. Tego konkretnego tomu jednak nigdy nie widział na oczy. Z pewnością był on niezwykle stary, co nie ułatwiało hemomancie zadania – wiele stron było zniszczonych, a pewne fragmenty okazywały się nieczytelne. Jednak już sam tytuł wystarczył, by zainteresować się tym rękopisem – “Upadek Icathii”… Ta mityczna kraina od wieków interesowała badaczy, ale nikt nie potrafił odkryć przyczyny końca pierwszego, wielkiego miasta-państwa Runeterry, ani tym bardziej odnaleźć ruin przebrzmiałej metropolii. Już nawet umieszczenie tego historycznego wydarzenia w czasie było niezwykle problematyczne. W związku z tym wielu historyków zwątpiło w istnienie Icathii i sprowadziło ją do mitu stworzonego przez wędrownych bardów. Mieszkaniec wieży doskonale wiedział jednak, że prawda jest znacznie bardziej skomplikowana i dlatego otwierając intrygującą księgę, poczuł dreszcze rozchodzące się po całym ciele. Pełne zagadek miasto-państwo istniało naprawdę, a Vladimir znał człowieka, który posiadał wiedzę na temat jego historii. Niestety mężczyzna ten już nie żyje, a nim wyzionął ducha nie powiedział o Icathii zbyt wiele. Vladimir doskonale przypominał sobie pewne wydarzenie z przeszłości. Kiedyś podczas ćwiczeń, w złości spowodowanej którymś z kolei przykładem niekompetencji swojego ucznia, mistrzowi wypsnęło się, że adepci, których uczył tajników hemomancji w Icathii byli znacznie bardziej utalentowani. Szybko jednak zamilkł, a później ignorował wszelkie pytania dotyczące własnej przeszłości bądź reagował na nie przeciągłym milczeniem, błyskawicznie tracąc humor. Wobec tego młody adept szybko zdał sobie sprawę, że jego dociekania na nic się nie zdadzą i porzucił ten temat, w nadziei, że jego mistrz kiedyś sam zdecyduje się opowiedzieć mu o kolejach swojego żywota. Nie zdążył. Albo raczej nie było mu dane. Zmarł podczas rytuału przekazania Vladimirowi mocy, choć spadkobierca potęgi nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego nauczyciel doskonale wiedział jak skończy się to specyficzne misterium krwi. Teraz hemomanta miał szansę poznać autentyczną historię rodzinnego miasta swojego mistrza. Co prawda wiele stron było zmurszałych, co uniemożliwiało odczytanie zapisów, które się na nich znajdowały, lecz można było w niej znaleźć także lepiej zachowane ustępy. Nagle kapłan krwi dostrzegł wystający spośród stronic kawałek papieru, złożony równiutko na cztery. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest on znacznie młodszy niż księga, w której został umieszczony. Po rozłożeniu okazał się listem: Vladimirze, kieruję te słowa do Ciebie. Wybacz, że nie potrafiłem zdobyć się, by opowiedzieć ci tę historię osobiście, ale wspomnienia były zbyt bolesne… Byłeś dla mnie jak syn. Dlatego nauczyłem cię kontrolować trawiącą cię od środka żądzę krwi i mam nadzieję, że uda ci się zapanować nad mocą, którą ci powierzyłem. Hemomancja, czyli kult krwi była w Icathii jedną z dróg, którymi podążali wyznawcy Wszechboga – hemomanci byli szanowaną grupą kapłanów. Karthus, człowiek, który uświadomił nas o straszliwej pomyłce, którą popełniliśmy w ocenie naszego bóstwa, też był kiedyś hemomantą. Jeszcze zanim fascynacja śmiercią zaprowadziła go na skraj obłędu. Jego działania były straszliwe i okrutne, lecz, jak się okazało, całkowicie pokrywały się z planem, jaki miał wobec nas Wszechbóg. Mój lud i ja także zdecydowaliśmy się sprzeciwić temu terrorowi. Ostatecznie udało nam się odegnać wizję hekatomby, lecz zapłaciliśmy za to ogromną cenę. Zginęli wszyscy najznakomitsi przedstawiciele icathiańskiego narodu, a samo miasto zostało zburzone przez niewiarygodną siłę, jaka trafiła w ręce Karthusa. Przez długi czas byłem ostatnim z hemomantów – jako jedyny spośród kapłanów krwi przeżyłem katastrofę, która spotkała Icathię. Przez kolejne stulecia, przez które moja dusza była stopniowo trawiona przez samotność, szukałem sensu dalszej egzystencji i nadzorowałem odradzające się zło, starając się jak najbardziej opóźnić nadejście mroku. Jednakże nie mam już sił dłużej pełnić tego odpowiedzialnego zadania. Na szczęście spotkałem Ciebie – chciałbym byś kontynuował moje dzieło, Vladimirze. Karthus nie może odzyskać swej mocy i ponownie podjąć się misji sprowadzenia Wszechboga do Runeterry. Słowa mistrza jeszcze przez kilka chwil odbijały się echem w głowie hemomanty. Westchnął. Mimowolnie przewracając kolejne kartki, natknął się na interesującą ilustrację. Na pierwszym planie znajdowały się dwie postaci: człowiek w kapłańskiej szacie, odprawiający rytuał oraz drugi – w zbroi, ze wspaniale zdobionym, ogromnym mieczem w ręku. Z jego pleców wystawały… demoniczne skrzydła i otaczała go dziwna, fioletowa aura. Tak. W oddali widać było kolejną osobę. Tajemnicza otoczka spowijająca właściciela wspaniałego oręża miała swoje źródło we wzroku owej postaci znajdującej się w tle, a przypominającej kogoś w rodzaju podrzędnego kapłana. Zamachujący się bronią osobnik zdawał się być niejako zatrzymany w pół ruchu przez niezbadaną materię wydobywającą się z oczu wyznawcy nieznanego kultu. Na jego obliczu wyraźnie rysował się grymas niewiarygodnego bólu. Tymczasem, kiedy Vladimir przyjrzał się pierwszoplanowemu hierarsze, dostrzegł kościste rysy twarzy przypominające trupa, pomimo że postać ta niewątpliwa była żywa, bowiem to właśnie ona zdawała się być sprawcą cierpienia człowieka-potwora. Unosiła do góry rękę, w której trzymała osobliwy kielich. Dziwna sprawa. Hemomanta nie wiedział, co o tym sądzić. Jakość wykonania ryciny pozostawiała wiele do życzenia, ponadto szczegóły rozmyły się w wyniku nieubłaganego upływu czasu. Vladimir przewrócił kartkę. Na następnej stronie znajdował się niezbyt długi, miejscami wybrakowany opis, jednak bez żadnych wątpliwości dało się odczytać większość tekstu, a jego treść wskazywała, że odnosi się do wcześniejszego obrazka: Generał Atrok był pierwszą ofiarą Karthusa. Zafascynowany śmiercią arcykapłan zwrócił się przeciwko swoim pobratymcom, a gdy arcykapłan Kassadin wraz z wspomnianym dowódcą wojsk Icathii postanowili powstrzymać obłąkanego sługę Wszechboga, nastąpiła walka. Niewiele wiadomo o jej przebiegu, ale Kassadin zniknął, a Atrok został poddany Rytuałowi Przemiany, zostając pierwszym ze sług zniszczenia i chaosu – darkinem, znanym później pod bluźnierczym imieniem Aatroxa. Urońmy łzę nad losem bohatera skazanego na wieczne męki w ciele monstrum… Vladimir niewiele rozumiał z tego tekstu, ale kolejne ilustracje pomogły mu usystematyzować fakty. Pierwsza z nich przedstawiała Aatroxa, mroczną postać, która była wynikiem przerażającego rytuału. Teraz sobie sobie przypominał. Hemomanta widział podobne ryciny zarówno na demaciańskich witrażach, jak i w noxiańskich księgach wojennych. Charakterystyczny kształt czaszki. Demoniczne skrzydła. Ząbkowany miecz. Tak, to z pewnością on. Vladimir nadal nie pojmował jednak, jak spaczenie wielkiego icathiańskiego generała, stworzenie Aatroxa miało pomóc Karthusowi w jego wynaturzonym wysłannictwie… Kolejną ilustracją był ów srebrny kielich posiadający złote zdobienia oraz wysadzany rubinami. Ten starożytny artefakt dawał posiadaczowi ogromną moc, lecz ciężko powiedzieć, co było jej źródłem. Wydaje się, że zawarty w Graalu płyn potrafił wydobyć z polanego nim człowieka wszelkie zło. Z pewnością nie był to przedmiot, który powinien wpaść w niepowołane ręce, co udowodnił przypadek Karthusa. Gdyby tylko wiedzieć, gdzie go szukać… Nagle zadudnił potężny dźwięk kołatki. Do bram wieży ktoś pukał, wobec czego Vladimir skierował swe kroki ku podwojom twierdzy. Otworzył drzwi, a na progu ukazała się w nich piękna, rudowłosa dziewczyna. – Katarina! – ucieszył się. – O co chodzi? – Potrzebuję twojej pomocy. Musimy udać się do Bilgewater. Wytłumaczę ci wszystko po drodze – powiedziała jednym tchem. – Oczywiście – zgodził się bez oporu hemomanta. Pospiesznie nałożył swoją wyjściową, czarną pelerynę. Ostatnio nieczęsto miał okazję opuszczać wieżę, więc marnotrawstwem byłoby nie skorzystać z takiej propozycji. Wtem rozległo się zawodzenie ubarwione straszliwymi jękami i potwornym brzdękiem nienaoliwionych łańcuchów. – Cały czas próbuje się wydostać? – spytała Katarina ze współczuciem. Vladimir z rezygnacją pokiwał głową: – Dzień w dzień… – przyznał. – Ale chyba już przywykłem – rzucił, zamykając za sobą drzwi wieży.Tom 3