Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Tom 2
Część 11 – Idealna równowaga
Część 12 – Znak śmierci
Część 13 – Tajemnica zwoju
Część 14 – Staw czoła cieniom
Część 15 – Miasto zatrute zdradą
Część 16 – Zrodzona z lodu
Część 17 – Płomień zemsty
Część 18 – Morellonomicon
Część 19 – Dziecko przeznaczenia
Część 20 – Spotkanie z bólem
Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 2 – Niewygodny sojusznik Światło latarni niepewnie oświetlało ulice tchnącego ryzykiem miasta. Rynsztokami wartko płynęły potoki ekskrementów barwione na czerwono krwią i wypełnione gnijącymi wnętrznościami. Noc była ciemna. Księżyc zdawał się obawiać wyjść zza ponurych chmur i pokazać nad tym zapomnianym przez prawo miastem, które spowijał całun niebezpieczeństwa. Wśród mętnych, opustoszałych ulic unosił się stęchły odór rozkładających się szczątków. W tym specyficznym klimacie znakomicie czuł się jedyny śmiałek przemierzający zdradliwe alejki. Intrygujący osobnik dostrzegłszy w kanale znajomą, odciętą dłoń zatrzymał się na moment i zachichotał niemal bezgłośnie. Z jego postawy wyraźnie biła pewność siebie, a ukryta za ciemnopurpurową bandaną twarz nie zdradzała żadnych oznak niepokoju. Jego przerażający wzrok utożsamiał zupełny brak skrupułów i bogate doświadczenie w tańcu ze śmiercią. Niebezpieczny fordanser kostuchy skręcił w wąską alejkę – w jeden z milionów skrytych w cieniu zakamarków, jakimi charakteryzowało się Noxus. Jednakże ten człowiek dokładnie znał cel swojego nocnego wypadu. Bez chwili zawahania poradził sobie z pokaźnych rozmiarów zamkiem, wyciągając wytrych i chowając go zanim przeciętny śmiertelnik zdążyłby mrugnąć. Był w środku. – Witaj, moja droga – zagadnął szarmancko. Nagle coś ukłuło go w plecy. Odwrócił się ostrożnie i ujrzał wykazującą objawy znudzenia, zdegustowaną twarz kobiety. – To znowu ty… – wypowiedziała te słowa powoli, z wyrzutem, widocznie nie będąc zadowoloną z niespodziewanego spotkania. – Jak było u tego zrobotyzowanego świrusa? – zakpił radośnie. – Przekazał ci nową dostawę broni? – dodał po chwili, widząc, że rozmówczyni nawet nie sili się na odpowiedź, patrząc na niego z politowaniem. LeBlanc na znak pogardy odwróciła się do zabójcy plecami i rozprostowała obolałe po podróży kości. – Tak, oddałam je już do koszar – odparła i uśmiechnęła się do siebie, będąc pewną, że Talon nie usłyszał jej chichotu. – Czyś ty zwariowała!? – zabójca spanikował, zdając sobie sprawę z tego, co to oznacza. – Proszę, powiedz, że nie przekazałaś działek tym dwóm idiotom! – A co to za różnica? – odparła Oszustka obojętnie, doskonale wykorzystując okazję do zakpienia sobie z asasyna. Talon zniknął z pokoju w mgnieniu oka, a już kilka sekund później można go było zobaczyć gnającego co sił w kierunku koszar. Tymczasem LeBlanc długo rechotała, nie mogąc uwierzyć w naiwność zabójcy i ciesząc się, że udało jej się go tak szybko pozbyć. – Dać tym dwóm takie coś – złościł się po drodze. – Zero rozsądku – wzdychał. – Przecież oni gotowi są wysadzić całe koszary – pieklił się. Na tego typu rozważaniach upłynęła Talonowi cała droga, a trzeba przyznać, że szybkość, z jaką pokonał odległość dzielącą go od siedziby Czarnej Róży do baraków, była imponująca. Z tego powodu zanim wszedł między mury koszar musiał przystanąć na moment, by złapać powietrze, po czym, po krótkim namyśle, udał się wprost do kwater kapitańskich. – Czego tutaj szukasz, ofermo? – usłyszał na wejściu od Dravena, ćwiczącego nowe pozy przy niemrawym, dogasającym świetle kominka. Talon posłał mu tylko wymowne spojrzenie, jedno z tych które mogłyby zabić i odwrócił się. – Ho-ho, pan przerażający – zarechotał donośnie gwiazdor areny. – Co za pajac… – zabójca całkowicie zignorował egocentrycznego kata. Z całego serca nienawidził tego bezużytecznego szpanera. – Kiedyś zginie bardzo, bardzo brzydką śmiercią – rozmarzył się, mijając kolejne pokoje. W końcu stanął przed interesującymi go drzwiami. Wielkie, żeliwne wrota wyraźnie oznajmiały, że w tej izbie rezyduje kapitan Darius. W sumie wszystko, póki co, wyglądało dobrze: koszary całe, a Draven zdawał się nie mieć pojęcia o najnowszej dostawie sprzętu. Lepiej jednak się upewnić. Na myśl o rozmowie z dumnym wojownikiem poczuł ledwo odczuwalny dreszcz. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że noxiański wojak za nim nie przepadał. Również Talon gardził tym tępym żołdakiem. Walka do ostatniej kropli krwi? Co za nonsens… Mimo wszystko zdecydował się wejść. – Czego tu szukasz? – zapytał wprost, wracając do swojego poprzedniego zajęcia. – Czy wiecie coś o najnowszej dostawie sprzętu? – zapytał Talon z dość wyraźną pogardą. – Nie – usłyszał krótką, acz wyczerpującą odpowiedź. Ponadto Darius wyraźnie dał mu do zrozumienia, że uznaje rozmowę za zakończoną. Talon wyjrzał przez okno obszernej izby kapitana. Zaczynało świtać. “Najwyższa pora zdać raport generałowi Du Couteau” – pomyślał. Stanowczym krokiem opuścił więc nieprzyjazne Kwatery Oficerskie i podążył w stronę siedziby najwspanialszego i najbardziej wpływowego magnackiego rodu w całym mieście-państwie. Płochliwie kiełkujące pierwsze promienie słońca odkrywały prawdziwe oblicze Noxus – uosobienia brutalnej siły, zdegenerowanego światka, w którym tylko bezwzględność dawała szansę na przeżycie i zaistnienie. Stolicy podstępu. Pospolite, asymetryczne domostwa potęgowały wrażenie zupełnego chaosu i znakomicie podsumowywały architektoniczny styl dominujący w tych stronach. Równowagę niejako podtrzymywały wszechobecne, monstrualne posągi noxiańskich bohaterów. Talon minął właśnie pomnik Borama Darkwilla, którego nigdy nie darzył sympatią i pokonał Most Kalamandzki. Ogromna cytadela, do której zmierzał była już widoczna w oddali. Wspaniale uzbrojone baszty i monumentalne wrota budziły respekt, a sam zamek był arcydziełem architektury wojskowej. – A któż to postanowił dołączyć do rodzinnego śniadania! – dowódca był wyraźnie zadowolony, widząc asasyna. – Przyłącz się do nas – powiedział, gestem zachęcając zabójcę do zajęcia miejsca przy stole. Wspaniały posiłek kusił zapachem, a nalegającemu generałowi nie należało odmawiać. Talon usiadł po jego prawicy, jedno krzesło od głowy rodu. Naprzeciwko niego Katarina w milczeniu spożywała swój posiłek. Uśmiechnął się do niej, zaś ona odwzajemniła uśmiech. Zabójca był już gotowy zdać raport ze swoich ostatnich działań, lecz na progu sali ukazała się Cassiopeia. Jej obecna postać delikatnie skrywała w sobie dawny urok, dostrzegalny w drobnych detalach: zgrabnych, filigranowych ramionach, anielskim owalu twarzy, aksamitnej skórze czy uwodzicielskiej postawie. Talon zatraciwszy się na chwilę, chłonął jej urok całym sobą. W końcu ocknął się i odwrócił wzrok, zdając sobie sprawę z tego, że spoglądał w jej kierunku o dobre kilka chwil za długo. Tymczasem nieszczęsna dziewczyna zajęła miejsce po lewej stronie, pomiędzy swoim ojcem, a asasynem, którego serce na ulotny moment zaczęło bić nieco szybciej. – A więc jak wygląda sytuacja? – dowódca z niezamierzoną brutalnością wyrwał Talona z romantycznego odrętwienia. – Kolejna dostawa działek dotarła do Noxus – odparł zabójca po chwili. – Prawdopodobnie są pod osobistym nadzorem generała Swaina – dodał. – Rozumiem… Dobrze. W takim razie będę miał dla ciebie specjalne zadanie – rzekł przywódca. Talon ze zrozumieniem skinął głową. – Twoim celem będzie złapanie zauniańskiego przestępcy – zaczął generał. – Posługuje się imieniem Twisted Fate… – kontynuował. – …ale znany jest również jako Mistrz Kart. Uważaj na niego, bowiem słynie jako doskonały hazardzista i oszust – zaznaczył. – Jednak pamiętaj: delikwent musi być żywy. – Wiem, że tego nie lubisz, ale tym razem jest to bardzo ważne – dodał generał. – Zrozumiałem – odpowiedział Talon. Dokończył posiłek i zdecydowanym krokiem opuścił jadalnię. Wychodząc, wychwycił jeszcze przypadkiem zaplątany w przestrzeni szept głowy rodu du Couteau: – Katarino, tymczasem ty udasz się do Bilgewater…Tom 3
Całkowita ciemność pozbawiona najskromniejszej łuny światła spowiła go drobiazgowo z każdej strony. Ustabilizował ciężki oddech, wytężył sokoli wzrok i zaczął ostrożnie się skradać, zręcznie stawiając delikatne kroki. Był niezauważalny, niewyczuwalny i niemożliwy do usłyszenia. Wynurzył się zza ponurego zakrętu i dostrzegł majaczące w niewielkiej odległości światło pojedynczego kaganka. Wyzierało nieostrożnie z jednej z niewielkich izdebek, które znajdowały się po prawej stronie złowieszczo pustego korytarza. To tam. Finezyjnymi ruchami, niedostrzeżony, pokonał dystans dzielący go od interesującego pokoju i dyskretnie wychylił się zza ściany. Jego ofiara leżała wygodnie na kanapie obrócona głową w kierunku przeciwległej ściany. Wyciągała długie, otulone czarnymi rajstopami nogi, podczas gdy czarny, pokryty żółtymi zdobieniami płaszcz anemicznie zwisał ze skraju wysłużonego tapczanu. Zbyt głęboki dekolt nieprzyzwoicie uwydatniał jej urodziwy biust, a niezwykłe, fioletowe włosy łagodnie opadały na ramiona. Zabójca na ułamek sekundy zawahał się zahipnotyzowany bujnymi kształtami kobiety, jednak natychmiast się opanował i spod przegubu dłoni wyciągnął swoje kunsztownie zdobione ostrze. Dwa bezwzględnie spoglądające na siebie żądła nieśmiało połyskiwały w słabym świetle kaganka. Krok. Drugi. Trzeci. Nachylił się nad niczego niespodziewającą się ofiarą i położył jej sztych na delikatnym gardle.
Po twarzy asasyna przemknął niemal niewidoczny grymas zakłopotania, lecz równie zwinnie, co błyskawicznie, zabójca opanował sytuację, wymykając się spod urojonego szafotu. Zgrabnym ruchem oparł się o podparcie tapczanu, nie tracąc ani krzty animuszu.
Niemniej asasynowi wcale nie było do śmiechu.
Darius siedział przy stole, trzymając na kolanie jeden ze swoich ogromnych toporów. Talona zawsze zastanawiało jak można walczyć tak ciężką, nieporęczną bronią, ale może temu prymitywowi to nie przeszkadza… Kiedy kapitan ujrzał w progu gościa na moment zaprzestał ostrzenia imponującego pół-berdyszu i spojrzał w kierunku progu.
Można to nazwać zboczeniem zawodowym, ale zabójca nie miał jednak zamiaru wchodzić frontem. Krótka taksacja otoczenia sokolim wzrokiem wystarczyła mu, by upewnić się, że nie jest śledzony. Dostał się do fortecy z wykorzystaniem bocznego wejścia. Po pokonaniu stromych schodów przemaszerował pustymi korytarzami ogromnego budynku, po czym dotarł do części mieszkalnej. Biorąc pod uwagę wczesną godzinę, jego zwierzchnik prawdopodobnie właśnie spożywa śniadanie. Cel: jadalnia. Po kilkunastu równych, bezgłośnych krokach okazało się, że Talon nie mylił się i zastał generała Du Couteau właśnie w ogromnym pokoju stołowym:
Asasyn skrzywił się, usłyszawszy uwagę o chwytaniu żywcem.