Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Tom 2
Część 11 – Idealna równowaga
Część 12 – Znak śmierci
Część 13 – Tajemnica zwoju
Część 14 – Staw czoła cieniom
Część 15 – Miasto zatrute zdradą
Część 16 – Zrodzona z lodu
Część 17 – Płomień zemsty
Część 18 – Morellonomicon
Część 19 – Dziecko przeznaczenia
Część 20 – Spotkanie z bólem
Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 3 – Pozostając w cieniu Tajemnicza postać spacerowała brzegiem portu, skrywając oblicze w cieniu, który z każdą chwilą coraz bardziej niepodzielnie opanowywał podupadłą dzielnicę. Słońce zachodziło niepewnie, jakby bało się pozostawić nieobliczalną metropolię w objęciach nocy. Ostatnimi promieniami oświetlało jeszcze wąskie uliczki potężnego miasta i, jak co dzień, dzielnie walczyło o autorytaryzm, choć księżyc już przejmował władzę nad nieboskłonem. Zagadkowy osobnik w charakterystycznym kapeluszu z pewnością wszędzie zwróciłby uwagę przechodniów – wszędzie, tylko nie tu, w Zaun – stolicy totalnego szaleństwa i zupełnego bezguścia. Zaświeciły latarnie, dzięki czemu miasto nie pogrążyło się w mrokach nocy, lecz skąpane w blasku słabego światła mogło dalej żyć swoim życiem. Teraz, po zmroku, w dystrykcie portowym panowali krętacze, oszuści i niebezpieczni eksperymentatorzy, więc zapuszczanie się w te rejony nie było najlepszym pomysłem. Mężczyzny w kapeluszu to nie obchodziło. Zatrzymał się przed karczmą „Pod sześciorogim bawołem” i na moment się zawahał. Coś kazało mu spojrzeć w stronę morza. Do przystani wpływał właśnie wspaniały okręt transportowy, a dzięki światłu portowych latarni, które rozciągało się na cały akwen, był on doskonale widoczny. Rozłożyste żagle słabo powiewały za sprawą spokojnych tchnień nocnego pasatu, zaś dziób galeonu majestatycznie przebijał się przez subtelne fale. Znajdujące się na każdej skrzyni drukowane litery L-O-K-F-A-R zdradzały pochodzenie wspaniałego statku. – Twisted Fate! Dobrze cię widzieć, czekaliśmy na ciebie. Autorem okrzyku był wąsaty gracz, który wydawał się najbardziej wpływowym uczestnikiem rozgrywki. Pozostali hazardziści nawet się nie odwrócili. – W takim razie możemy zaczynać – zarządził. Karty zostały rozdane, jeszcze zanim nowo przybyły zawodnik zdążył zająć miejsce przy stoliku. Każdy z czterech pokerzystów otrzymał po dwie z nich, natomiast trzy pozostałe ułożono na stole tak, by były widoczne dla wszystkich graczy. Dwaj zagadkowi uczestnicy rozgrywki wymienili nerwowe spojrzenia. „Amatorzy” – pomyślał Twisted Fate, który nie podniósł jeszcze swoich kart. Na stole znajdowały się szóstka pik, szóstka trefl i dziewiątka kier. Mistrz kart popatrzył na wąsacza. Wiedział, że ten jest zakłopotany, choć tego nie okazywał. – Wchodzę – rzucił więc i monety zabrzęczały na zniszczonym stole. Pozostali gracze powtórzyli tę czynność, lecz Twisted Fate nadal nie zajrzał w swoje karty. Zdjął swój kapelusz i położył go na zniszczonym, sosnowym blacie. Teraz czekał na to, co zrobią jego rywale. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. W końcu jeden z nieznajomych nie wytrzymał. – Podbijam – rozbrzmiało nad stołem. Ślad szelmowskiego uśmieszku na obliczu zdradził go. Blefuje. Tak czy inaczej pula mocno się powiększyła. Wąsacz zdecydował się wycofać. Ostatni z przeciwników długo się wahał. Twisted Fate zwrócił uwagę na jego oblicze. Był młody. Bardzo młody. Za młody na granie na tym poziomie. Doświadczonemu pokerzyście przypomniały się początki własnej kariery. To wtedy przylgnął do niego przydomek Mistrza Kart. Stare, dobre czasy. Ostatecznie młodzieniec zdecydował się kontynuować grę. Błąd. Nie było jednak czasu na sentymenty. Twisted Fate podrapał się po brodzie i oczywiście również postanowił grać dalej. Uzupełnił pulę. Nie za szybko, nie za wolno. – Podbijam – rzekł po chwili, jakby od niechcenia, dorzucając kilka monet do pokaźnej już kupki, znajdującej się na środku stołu. Żadnych emocji. To zupełnie zmieszało rywali. Tylko wąsacz nie wydawał się być zbity z tropu. On wiedział, co się święci. Właśnie dlatego zrezygnował i teraz ze spokojem śledził rozgrywkę. Rywale nie chcieli jednak ułatwić mu zadania i zajadle wpatrywali się w jego dłonie. – Full – rzekł pierwszy z zawodników, kładąc na stole dziewiątkę kier i szóstkę trefl, co w konsekwencji dawało trzy szóstki i dwie dziewiątki, czyli właśnie wspomnianego fulla. „Co za patałach” – przemknęło przez głowę doświadczonego pokerzysty. „Nie dość, że nie rzucił na stół najsilniejszego możliwego zestawienia to jeszcze jego karty powtarzają się…” Twisted Fate nie tracił jednak czasu na rozmyślanie nad niekompetencją rywala. Trzykrotnie szybko mrugnął. Kilka sekund później za graczami rozległ się trzask tłuczonego szkła. Przeciwnicy mimowolnie się odwrócili, lecz ich wzrok niemal natychmiast powrócił do stołu i rąk doświadczonego karciarza. Byli przekonani, że ten ułamek sekundy nie mógł mu wystarczyć. Mylili się. Teraz jego kolej. Mistrz Kart, pewny wygranej, leniwie wyłożył na blat swoje karty. Dziewiątka karo i dziewiątka pik. Kareta. Młody przeciwnik nie miał jednak zamiaru ustępować. Zaprezentował niemal identyczny układ – dziewiątka trefl i dziewiątka karo, co również dawało karetę. Remis. „Niezły jest” – Twisted Fate nie stracił spokoju. Według zasad, którymi rządzą się karciane pojedynki w zauniańskim półświatku, o zwycięstwie miały decydować karty wybierane z grupki nie biorącej udziału w pojedynku – z zachowaniem kolejności, z jaką prowadzona była rozgrywka. Mistrz Kart sięgnął po swoje papierowe przeznaczenie. Położył je na blacie grzbietem do góry. Młodzieniec postąpił podobnie. Na znak wąsacza obydwaj odwrócili swoje karty. Nowicjusz mógł pochwalić się królem, lecz jego rywal rzucił na blat asa kier. Na twarzy młodzieńca malowało się zaskoczenie. Nie wiedział jak to możliwe, że na stole przed nim nie pojawił się as i zdumiony analizował całe rozdanie. “Niemożliwe” – powtarzało jego oblicze. Tymczasem Twisted Fate błyskawicznie zabezpieczył wygraną i momentalnie opuścił karczmę. „Gość był całkiem dobry” – przyznał w duchu. „Dawno żaden amator nie sprawił mi tylu problemów.” Na jego obliczu objawiło się zwątpienie. „Albo po prostu to ja się starzeję” – westchnął. Rozmyślania nie miały jednak sensu. Świeża gotówka pobrzękiwała w kieszeni zręcznego hazardzisty, wywołując na jego twarzy uśmiech triumfu. Z M I A T A J S T Ą D ! Mistrz Kart nie posłuchał tego głosu. Przyspieszył jedynie kroku i zaczął ostrożnie spoglądać za siebie. Skręcając w kolejną uliczkę, poczuł na sobie nieprzyjemny wzrok. Z cienia wyłoniła się tajemnicza postać. – Czekałem na ciebie – zwrócił się do Twisted Fate’a zamaskowany rzezimieszek. Mistrz Kart natychmiast wyciągnął swoje asy i rzucił w kierunku napastnika. Niestety zdołał jedynie naderwać jego czarną pelerynę. Zabójca był już przy kapeluszniku i jednym, szybkim ruchem połamał mu nogi. Karciarz wrzasnął z bólu i upadł. Wyciągnięta w ułamku sekundy czerwona karta na chwilę zdezorientowała asasyna. Twisted Fate odczołgał się na stosunkowo bezpieczną odległość i po raz kolejny wymierzył w przeciwnika asami. Tym razem skuteczniej. Napastnik złapał się za bok. Nie stracił jednak animuszu i odzyskał orientację w sytuacji. Mistrza Kart dwukrotnie przeszyły ostrza wypuszczone przez zabójcę. – Nie uciekniesz mi – rzucił asasyn, kierując się w stronę swojej ofiary. Twisted Fate splunął krwią. – Nie tak prędko – uśmiechnął się desperacko, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. W powietrzu zalśniła złotym blaskiem magiczna karta. Talon został unieruchomiony niemal natychmiast. Mistrz Kart wykorzystał ten moment i pospiesznie skupił się, by użyć Przeznaczenia. W tym stanie nie potrafił całkowicie kontrolować tej mocy, więc nie miał pojęcia, gdzie wyląduje. – Szczęście uśmiecha się do Ciebie – rzucił do siebie i zniknął w chmurze kart.Tom 3
Nie zainteresowało to jednak tajemniczego osobnika, który podrapał się po kruczoczarnej bródce i otworzył drzwi tawerny. Wzywały go interesy. Pewnym krokiem skierował się do lady, gdzie barman uwijał się, realizując kolejne zamówienia. Zasób menu tego na pozór zwyczajnego szynku był naprawdę imponujący. Znajdowały się tu bowiem alkohole z całej Runeterry przywożone z najodleglejszych zakątków kontynentu przez nieulękłych żeglarzy. Tajemniczy jegomość zajął miejsce przy ladzie, a gospodarz dostrzegłszy kapelusznika popatrzył na niego tym charakterystycznym wzrokiem, jakim barman patrzy na stałego klienta i wskazał mu stolik w najodleglejszej części sali. Mężczyzna dżentelmeńsko skinął nakryciem głowy i niespiesznie udał się we wskazanym kierunku. Gdy zbliżał się do stolika usłyszał serdeczne (a może raczej niby-serdeczne?):
Obydwaj gracze zdecydowali się wyrównać stawkę. Wystarczyło dorzucić kilka monet. Lepiej sprawdzić niż frajersko oddać wcześniejszy wkład. Tym bardziej, że ON nie wie, jakie ma karty. Kto by tak nie pomyślał? Pewnie tylko Ci, których Mistrz Kart ogrywał już kilkukrotnie potrafiliby mgliście przewidzieć jego zamiary. Ale dzisiejsi przeciwnicy byli nowicjuszami. Nie trzeba było specjalnie się natrudzić, by ich pokonać.
Wtem Mistrz Kart poczuł coś dziwnego – silny bodziec instynktu każący mu natychmiast uciekać. Doskonale znał to doznanie: ktoś go śledził. Nie było tajemnicą, że wielu ludzi nastawało na jego życie, ale Twisted Fate był przekonany, że niezliczone ilości najemników, ciałami których ozdobił rynsztoki, sprawiły, że jego adwersarze dali sobie spokój. Najwyraźniej się mylił, a intuicja wrzeszczała: