Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Tom 2
Część 11 – Idealna równowaga
Część 12 – Znak śmierci
Część 13 – Tajemnica zwoju
Część 14 – Staw czoła cieniom
Część 15 – Miasto zatrute zdradą
Część 16 – Zrodzona z lodu
Część 17 – Płomień zemsty
Część 18 – Morellonomicon
Część 19 – Dziecko przeznaczenia
Część 20 – Spotkanie z bólem
Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 21 – Strach narastający w ciszy Przyjemne ciepło puchowej kołdry długo nie chciało puścić Jayce’a ze swych rajskich okowów. Za każdym razem kiedy oczy naukowca otwierały się na moment, sen okazywał się silniejszy. Uderzał swoją ofiarę raz po raz, ustawicznie pozbawiając ją przytomności. Ta nierówna walka toczona przez zasłużonego wynalazcę… Klik. – Nareszcie – odetchnął Jayce, wyłączając Przebudzacz 3000 i mimowolnie zamykając powieki… …Jayce zamknął oczy, natychmiast pogrążając się niespiesznie w ramionach sennego ukojenia… – Nie śpię, nie śpię do jasnej cholery – krzyknął wynalazca, natychmiast odzyskując rezon. Przetarł oczy. 1… 2… 3. 6. 12:36. – Znowu… – westchnął naukowiec bez żalu, jak łakomczuch, który nie potrafił zapanować nad podjadaniem smakołyków. – Witaj, Jaycie Thomasie. Miłego dnia! – odezwał się automatyczny głos, zaprogramowany do tej czynności, gdy miernik poziomu koncentracji naukowca wskaże odpowiednią wartość, która wykluczała ponowne zapadnięcie w drzemkę. Sam głos był jednak znajomy – naukowiec nie mógł oprzeć się, by odwzorować w swoim budziku brzmienie dobrze znanej mu osoby, co dawało dość irracjonalny efekt… Jayce wsunął w kapcia jedną stopę, analogicznie postępując w przypadku drugiego ciapa. Leniwie zatoczył się po pokoju, nie wiedząc co począć dalej. Szybko zlustrował barek, raczej z ciekawości niż mając na względzie dalsze kroki w tym kierunku. Alkohol stępia umysł – jego spożywanie było sprzeczne z zasadami Piltoverianina. Odwrócił się w poszukiwaniu kawy, która pomogłaby mu się nieco ożywić. Jayce nienawidził poranków. Nawet tych bardzo późnych. Łyk mocnej kawy. Łyk mocnej kawy. Łyk mocnej kawy… Idealnie czyste alabastrowe powierzchnie, perfekcyjnie gładkie stoły i oślepiająca śnieżnobiała biel bijąca z pomieszczenia… To wszystko stanowiło doskonały przykład demaciańskiego wyobrażenia luksusu, lecz sprawiało, że naukowiec miał kłopot, by odnaleźć się w swoim tymczasowym mieszkaniu. Rozglądając się, Jayce w kącie dostrzegł jednak swoje wybawienie i pospiesznie czmychnął w jego kierunku. Porcelanowy imbryk. Porcelanowa filiżanka. Czarna jak noc kawa… Łyk napoju nieco orzeźwił zmęczony umysł wynalazcy, a przyjemne ciepło wypełniło jego trzewia. Tego mu było trzeba. Jayce z uwielbieniem podniósł naczynie wypełnione boskim napojem i skierował swe kroki w stronę balustrady. Widok, który roztaczał się z tego miejsca był niewątpliwie niezwykły. Płaszczyzny zawieszonych niejako w przestrzeni placów treningowych stanowiły doskonałą przeciwwagę dla wyrastających wysoko ponad ziemię, wspaniale zdobionych kopuł. Ogromne katedry górowały nad potężnymi siedzibami rodów w arystokratycznej dzielnicy, a te z kolei dumnie spoglądały na mniejsze domostwa. Ludzie, maleńkie kropeczki krzątające się w dzielnicy portowej, kontrastowali z ogromnymi, sięgającymi nieba, strzelistymi wieżami, które trwały niewzruszenie w oddali. Niewielkie fale tworzące się w dokach uderzało miarowo o pochylnię. Morze… Niedługo przyjdzie im wypłynąć… Nagle Jayce przypomniał sobie o swoim zwyczaju, w myśl którego zaczynał dzień od rzucenia okiem na codzienną prasę. Lekko otumaniony ekstraordynaryjnością swojego tymczasowego lokum całkiem o tym zapomniał, ale zgodnie z jego wczorajszym życzeniem na szklanym stoliku spoczywał przegląd tutejszych dzienników: „Obywatel”, „Boski ład”, „Ze szczytu wieży”- wszystkie te zasłużone periodyki leżały teraz na ławie, przed oczami wynalazcy… „Piltoveriańskiego bohater organizuje wielką ekspedycję!” – głosił nagłówek, który przykuł uwagę Jayce’a. Znajdował się on na pierwszej stronie mniej znanego dziennika „Sprawiedliwość”. Piltoverianin sięgnął po gazetę i zanurzył się w morzu liter… „Zasłużony obywatel Miasta Postępu, Jayce Thomas, przybył do Demacii wczorajszego wieczora. Dobrze poinformowane źródła donoszą, że nie jest to jedynie kurtuazyjna wizyta sojusznika mająca na celu przegląd sił sprzymierzonych jak podano w oficjalnym uzasadnieniu. Za przybyciem niecodziennego gościa stoi bardziej złożone, a jednocześnie zupełnie trywialne uzasadnienie – piltoveriański bohater organizuje ekspedycję i poszukuje w Demacii śmiałków gotowych zaryzykować swoje życie w odważnej wyprawie…” „Skąd oni tyle wiedzą…” – pomyślał Jayce. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na rozmyślanie o dociekliwości tutejszych pismaków, bowiem drzwi do pokoju otworzyły się. W progu stanął stosunkowo niski blondyn o delikatnych rysach… – Ezreal! – krzyknął Obrońca Jutra w niekłamaną radością. – Nie spieszyłeś się specjalnie… – uśmiechnął się przekornie. – Siemanko, JZ! Nie uwierzysz co przydarzyło mi się po drodze… – odparł odkrywca. – Siadaj i opowiadaj! – uśmiechnął się Jayce, spoglądając na swój wymyślny, techmaturgiczny zegarek. – Mamy trochę czasu. Ezreal sprawnie streścił sytuację, w jakiej się znalazł. Opowiedział o otrzymaniu listu, podróży z karawaną i ataku Rek’sai, pobieżne opisując masakrę, której był świadkiem… – …i wtedy rzuciła się na mnie. Zamknąłem powieki, myślałem, że już jestem martwy, ale kiedy otworzyłem oczy ta olbrzymia Xer’sai nadal stała nade mną. Spróbuj sobie to wyobrazić. No przerażający widok. Ogromne cielsko o wysokości około siedmiu i długości około piętnastu łokci prężyło się w morderczym szale. Ale zachowanie potwora było dziwne, świadczyło, że monstrum walczy… ze sobą? Ciężko mi to wytłumaczyć, bestia zaczęła się wić, szamotać, a z jej gardła wydobył się przerażający skrzek. W końcu… w chwilę później zniknęła w odmętach pustyni… Odniosłem wrażenie, że otrzymała jakieś… hmm… wezwanie? To chyba byłoby odpowiednie określenie – zakończył odkrywca. – Nieźle, nieźle… Ale wiesz co? Wczoraj wieczorem przeszedłem coś gorszego – odparł wynalazca. – Jak to? Co się stało? Kto chciał cię zabić? – wybuchnął niemalże Ezreal. – Zabić? Nie, nie, chociaż ta paplanina o sprawiedliwości… W sumie to mało brakowało… – zasępił się Jayce. – Wczoraj wieczorem odwiedził mnie książę wraz z delegacją – uśmiechnął się techmaturg. – Jak zwykle się zgrywasz – żachnął się Ezreal. – Nie, nie. Mówię ci, te tłuki uparły się, że popłyną z nami: książę Jarvan IV i dwaj jego nieodłączni kompani – szacowny seneszal Xin Zhao i nieustraszony przywódca gwardii Garen – Jayce naśladował podniosły ton głosu księcia. – Próbowałem im to wyperswadować, ale… – Dreszcz przeszedł po plecach wynalazcy. – …wiesz jak to jest z Demacianami… Zaczęli mi tu perorować o odwadze, męstwie i niezłomności. Bite trzy godziny. Mówię ci, naprawdę o mało nie wyzionąłem ducha – Na wspomnienie tamtych wydarzeń na twarzy techmaturga zagościł niesmak. Ezreal początkowo siedział naburmuszony, ale historia Jayce’a szybko sprawiła, że na jego twarzy pojawił się uśmiech. – No dobra, dobra, to faktycznie musiał być horror – obwieścił Ezreal z pobłażaniem. – Ach, byłbym zapomniał. Co to za niezbadane rejony, do których chcesz się udać? – spytał. Jayce raz jeszcze spojrzał na swój czasomierz. Dochodziła trzecia po południu. – Zaraz się dowiesz. Wychodzimy – zarządził lakonicznie. – Jak to? Gdzie? – nie krył dezorientacji Ezreal. – Muszę się z kimś spotkać – odparł Jayce. – A czy ta osoba wie, że musisz się z nią spotkać? – uśmiechnął się odkrywca. – Chyba nie…Tom 3