Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Część 11 – Idealna równowaga Część 12 – Znak śmierci Część 13 – Tajemnica zwoju Część 14 – Staw czoła cieniom Część 15 – Miasto zatrute zdradą Część 16 – Zrodzona z lodu Część 17 – Płomień zemsty Część 18 – Morellonomicon Część 19 – Dziecko przeznaczenia Część 20 – Spotkanie z bólem Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 7 – Nieplanowana wizyta Dotarłem do wioski Ursinów wczoraj, po drodze mijając potężny, majestatyczny Gelod Vortex, który wyznaczał mi drogę. To tutaj miały skupić się siły bojowe plemienia Zimowego Szponu, wobec czego po mieścinie krzątała się masa wojowników różnych ras – wszystkich, które skupiała armia Sejuani. Właśnie dzisiaj, przed chwilą zakończyło się przemówienie przywódczyni. Zapadło mi w pamięć. Było mocne. Dobre. Z Sejuani emanowała pewność siebie, która zawsze zapewniała jej zaufanie ludu. Przywódczyni powiedziała, że już jutro wyruszamy w kierunku Rakelstate, by zetrzeć się z armią Lodowej Wiedźmy – Lissandry… – Olafie! – wiking usłyszał znajomy głos. Odwrócił się. Udyr siedział wygodnie przy barze, popijając wypełniające pokaźny kufel piwo. Zmienił się od ich ostatniego spotkania. Długa broda sięgała mu do klatki piersiowej, a z jego sylwetki emanowała siła i pewność siebie. Duchowy Łowca nadal jednak pozostał tym samym serdecznym kompanem. – Właśnie przybyłem – oznajmił, uśmiechając się. – Ale słyszałeś mowę? – zapytał Olaf. – Jasne – odparł Duchowy Wędrowca. – Zgadzam się z przywódczynią. Najpierw musimy uporać się z wojownikami wiedźmy. To ona jest teraz większym zagrożeniem – dodał poważnie. Olaf pokiwał twierdząco głową. – Jestem pewny, że Sejuani nie zgodziłaby się na zawieszenie broni z Avarosanami, jeśli sytuacja nie byłaby poważna – odparł Berserker. – Racja. Ale wiesz… gdy przebywałem w ioniańskim klasztorze, znalazłem tam pewne księgi… – Och. Właśnie – jak było w Ionii? – przerwał swojemu rozmówcy wiking. – Dobrze. Nawet bardzo. Mnisi z Zakonu Hirana, do których zaprowadził mnie niewidomy wędrowca, okazali się niesamowicie uprzejmi. Pomogli mi zapanować nad bestiami i pozbyć się napadów szału… – odpowiedział. – Teraz potrafię korzystać z ich mocy zgodnie z własną wolą. I wolą natury oczywiście… – Udyrowi, pomimo powagi tematu, dopisywał dobry humor. – No właśnie… Twoja broda już prawie dorównuje mojej – zażartował Olaf. – Lecz twoje doświadczenie w boju nie uchroniło cię przed zostaniem wykiwanym przez jakiegoś chłystka w dziwacznym kapeluszu… – No tak. – Berserker poczuł się nieco niezręcznie. – Wiesz jak to jest z Brunhildą… Nie pozwoliła mi nawet obciąć mu nóg, żeby nie uciekł… Obydwaj wybuchnęli śmiechem. Pozostali goście karczmy popatrzyli na nich jak na dziwaków, lecz przyjaciele nie zwracali na to uwagi. – Ale zacząłeś mówić coś o księgach… – napomknął Olaf. – Ach tak. Znalazłem tam bardzo stary, interesujący tom… – zaczął Udyr. – Pierwsze strony księgi były nieczytelne, ale odkryłem fragment, który udało mi się rozszyfrować – mówił o równowadze mocy i trzech żywiołach: ogniu, lodzie i świetle… Księga twierdziła, że każdy z nich dawno temu posiadał swojego „namiestnika”. Nie dowiedziałem się wiele więcej w tym względzie, bowiem dalej tekst znów zamazywał się. Udało mi się natomiast znaleźć imiona reprezentantów ognia – Brand oraz mrozu – Anivia… – Anivia! Kriofeniks! Legendarna stworzycielka Freljordu! – podekscytował się Olaf. – Słyszałem, że przyłączyła się do Ashe… – …był tam także kawałek mówiący o śmierci namiestnika światła, którego moc została „uziemiona” w oczekiwaniu na następcę – Udyr ciągnął swoją opowieść, nie zważając na podniecenie rozmówcy. – Skrypt nie był dokładny, ale zauważyłem wzmiankę o Shurimie… Charakter namiestników był jasno określony: Anivia była tą dobrą – obrończynią, nieznany z imienia reprezentant światła neutralny, natomiast istota imieniem Brand, która według przekazu posługiwała się ogniem – skrajnie zła… Olaf wpatrywał się w przyjaciela zaintrygowany. Już miał się ponownie odezwać („Brand – to imię coś mi mówi…”), kiedy Udyr ponownie podjął opowieść: – Ale nie to jest najbardziej interesujące. Kiedy przewróciłem kilka wyblakłych stron dostrzegłem kolejny zapis, który zachował się w dobrym stanie. – Duchowy Wędrowca popatrzył na swojego rozmówcę. – Księga opowiadała bardzo starą historię… Historię Lissandry. – W słowach Udyra wyraźnie można było dostrzec napięcie. Freljordzki szaman bardzo chciał podzielić się tą opowieścią z wikingiem. – Księga mówiła, że Lissandra była kiedyś zwykłym dzieckiem. No, nie takim zwykłym. Urodziła się… bez oczu. Olaf zamarł. – Z tego powodu , nawet pomimo faktu, że pochodziła z królewskiego rodu, ludzie śmiali się z niej i dokuczali, traktując ją jak dziwadło. Avarosa i Serylda również nie oszczędzały młodszej siostry. Młodzieńcze lata Lissandry były naznaczone cierpieniem i brakiem zrozumienia wśród otaczających ją osób. To popchnęło ją w szpony samotności… Lissandra czuła się dobrze tylko we własnym towarzystwie i uwielbiała w pojedynkę podróżować po Górach Ironspike, gdzie nie zwykli zapuszczać się inni ludzie. Irytacja i złość na okrutne traktowanie jej przypadłości, nie tylko przez nieznajomych jej ludzi, ale także przez bliskich, z wiekiem przybierały na sile – jako młoda dziewczyna Lissandra była już doszczętnie przesiąknięta nienawiścią do otaczającego świata i żądzą zemsty za swoje upokorzenia. Wtedy też podczas jednej z wędrówek dokonała niezwykłego odkrycia. Znalazła się na tajemniczym płaskowyżu… Poczuła przejmujący chłód w każdej kończynie, każdym mięśniu. Pomimo to, dygocząc, podeszła do znaleziska. Wyczuła je. Na samym środku niewielkiego obszaru znajdował się ogromny lodowy twór… Jajo. – Legendarne jajo Kriofeniksa! – wykrzyknął Olaf. Udyr przytaknął i kontynuował: – Lissandra zbliżyła się do zaskakującego odkrycia. Coś kazało jej dotknąć jaja. Choć instynkt ostrzegał ją przed możliwymi, zgubnymi skutkami tej decyzji, nie cofnęła ręki. W momencie gdy jej palce zetknęły się ze znaleziskiem, poczuła chłód, zimno przepełniające ją… od środka. Bicie serca ucichło, mroźne mrowienie łaskotało jej wnętrzności. Nie odczuwała lodowatych powiewów tylko przyjemny zastrzyk mocy. Popatrzyła na swoje ręce – coś się zmieniło, jej ręce… pokrywał teraz lód. Zaraz… Ona widziała! Choć nie oczami, patrzyła jakby… wewnętrzną siłą… Niesamowite! Ciemny… Czarny Lód! Do tej pory mieszkańcy Freljordu znali go tylko z opowieści, a teraz to ona nim władała! Jej ciało… nie było już ciałem… Ona składała się z… Ona była Czarnym Lodem! W mgnieniu oka posiadła teraz potęgę, której nie miał nikt inny. Wyczuwała ją… w sobie, we wnętrzu, w każdym ruchu, każdym oddechu. Wyciągnęła rękę, a we wskazanym kierunku wystrzelił ostry jak brzytwa sopel lodu i roztrzaskał się o skałę. Wyglądało na to, że jakimś cudem Lissandra zabrała Anivii część mocy… To był dla niej szok, zaskoczenie, ale zaraz pomyślała o niespodziewanym darze inaczej – uznała go raczej za pomyślny zbieg okoliczności. Teraz mogła pokazać wszystkim swoją potęgę! Nie była już słaba, już nie mogli się z niej śmiać, pomiatać nią. Śmiech samotnej podróżniczki odbił się echem w Górach Ironspike – Duchowy Wędrowca zakończył złowieszczo, wyczekując reakcji swojego rozmówcy. – Ale jak ona przetrwała tyle czasu? Nie umarła… Choć przegrała wielką bitwę na Howling Abyss, nie straciła też swoich niezwykłych zdolności… – odpowiedział wątpliwościami Olaf. – Nie mam pojęcia jak tego dokonała – wzruszył ramionami Udyr. – Ale coś mi mówi, że ma to związek właśnie z mocą Anivii i tym Czarnym Lodem… – stwierdził. – Swoją drogą ten biedak, który ci uciekł pewnie wpadnie w jej łapska… – Prawdopodobnie – przyznał Olaf. – Poza tym wiesz, ja JĄ wyczułem. Wyczułem zło czające się we Freljordzie. Szykujące się do ataku. Nie wiem jak, ale to dlatego przybyłem tak szybko. Mnisi mówili, że to robota duchów przodków… Wiesz – to, że udało mi się wyczuć tą złowieszczą moc. – Udyr zasępił się. – Brakuje mi Lee Sina. Tego mnicha, który mi pomógł. Obiecał, że kiedyś wybierze się ze mną do Freljordu – westchnął. – Chciał dołączyć do mnie teraz, ale kiedy mieliśmy wyruszać, otrzymał jakieś zadanie. Wspominał coś o powstrzymaniu zbuntowanego mistrza techniki wiatru… – dodał Duchowy Wędrowca znacznie ciszej, już jakby do siebie. – No nic, druhu. Napijmy się! – powiedział Olaf, poklepując Udyra po plecach.Tom 2
Tom 3