Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Część 11 – Idealna równowaga Część 12 – Znak śmierci Część 13 – Tajemnica zwoju Część 14 – Staw czoła cieniom Część 15 – Miasto zatrute zdradą Część 16 – Zrodzona z lodu Część 17 – Płomień zemsty Część 18 – Morellonomicon Część 19 – Dziecko przeznaczenia Część 20 – Spotkanie z bólem Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 12 – Znak śmierci Most wiszący nad rzeką Kayote był bardzo starą, lecz niesamowicie wytrzymałą konstrukcją zbudowaną przez mieszkańców Ionii kilkaset lat temu. Pomimo upływu lat nadal znajdował się w nienaruszonym stanie i w dalszym ciągu pozwalał podróżnikom na bezpieczne pokonywanie przepaści stworzonej przez erodującą Kayote. W to słoneczne popołudnie na rozciągającym się na kilkaset metrów moście dało się dostrzec dwie ponure postaci. Gdy jednak przyjrzeć się im z bliska okazywało się, że pierwsza z nich jest najzwyczajniej poważna, zaś niebieską twarz drugiej wykrzywia grymas zażenowania połączony z niewielką, jak zapewniał potem sam zainteresowany, domieszką strachu. Strumień płynął spokojnie, ale oczy zlęknionego podróżnika wyolbrzymiały wartkość nurtu rzeki uchodzącej do Morza Opiekuna. Znad akwenu dochodził skrzek morskich ptaków i chłodny, delikatny powiew bryzy, zbawienny w ten upalny dzień. Dwójka wędrowców była już w połowie drogi do drugiego brzegu, gdy Ryze poczuł na całym ciele intrygujący dreszcz niepokoju, nieprzyjemne uczucie bycia obserwowanym… Natychmiast się odwrócił, lecz zobaczył jedynie niekończące się pasmo lin podtrzymujących most, które tonęły w gęstej mgle unoszącej się nad potokiem. Zignorował więc ten złowróżbny sygnał. W chwilę po przebyciu mostu wędrowcy stanęli na rozdrożu, lecz mnich nawet przez chwilę nie zawahał się, który trakt wybrać. Dzielnie przedzierali się przez zarośla, które coraz gęściej zarastały ścieżkę i w końcu dotarli na polanę, ale na niej, oprócz sporych rozmiarów formacji skalnej i niewielkiej jaskini wydrążonej w tejże, nie znajdowało się zupełnie nic. Ryze na chwilę zwątpił w pamięć swojego przewodnika, lecz ten z całkowitą pewnością udał się w kierunku jamy. Gdy już obydwaj znaleźli się w środku Lee Sin przykucnął, wykonywał kilka dziwnych operacji i przed wędrowcami otworzył się tajemniczy tunel. Przejście było bardzo dokładnie wydrążone, a ściany zachwycały idealną gładkością. Niesamowite… Wślizgnęli się do środka. Ryze zaczął już zastanawiać się jak długi jest korytarz, bowiem szli już dobre piętnaście minut, a końca nadal nie było widać, zaś mnich nie odezwał się nawet słowem. Wtedy mag zauważył światło, które nieomylnie wskazywało wyjście, choć nie oznaczało to końca kłopotów. U wylotu tunelu dostrzegli wartowników, którzy zatrzymali ich przed wtargnięciem na teren Zakonu. – Kim jesteście? –złowrogo rozbrzmiało pytanie. – Moje imię nie jest istotne. Przybywamy z rozkazu Oświeconej – wyrzekł, podając strażnikowi list, który przed wyruszeniem w drogę otrzymał od Karmy. Mnich po raz pierwszy odezwał się w towarzystwie Ryze’a. Jego głos był surowy, twardy, niecierpiący sprzeciwu, a jednocześnie łagodny i pełen pokory. Oddał czarodzieja pod opiekę strażników, po czym udał się z powrotem, przebąkując coś o misji, zadaniu… Teraz w pamięci Ryze’a przebrzmiała dźwięczna komenda-hasło, słowa wypowiedziane przez Karmę do “ważnego łysola” jak w duchu nazywał swojego towarzysza: “Yone zawiódł” . „Tylko tyle. To jakiś szyfr? Nie chcą, żebym o czymś wiedział?” Ryze nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tymi niuansami. Wartownicy prowadzili go przez nową siedzibę Kinkou. Pomimo, że robiła spore wrażenie to daleko jej było do poprzedniej fortecy. Mag nie mógł jednak poddać w wątpliwość faktu, że miejsce, które stało się nowym domem ioniańskich zabójców było niezwykle urokliwe. Obszar ten był bowiem niemal ze wszystkich stron otoczony skalistymi wzniesieniami, a od południowej strony morze nieśmiało wdzierało się w ląd. Ten niewielki skrawek ziemi stanowił niedużych rozmiarów miasto – mijali budynki sypialne, garnizon z żywnością, poligony treningowe, a nawet miniaturowy zamek stanowiący siedzibę Mistrza. Ryze stanął teraz wraz z wartownikami przed tym ostatnim budynkiem, umieszczonym w centralnej części osady i spokojnie czekał na pojawienie się senseia Zakonu Kinkou. Jednakże gdy ten ukazał się w bramie Ryze zaniemówił. Spodziewał się leciwego mistrza z długą brodą nadgryzioną zębem czasu, człowieka, któremu tyle zawdzięczał, i którego tyle razy prosił o rady… Tymczasem przed jego oczami pojawił się młody, dorodny młodzieniec, chowający oblicze za granatową maskę ozdobioną symbolem równowagi. – Witaj, podróżniku – powitał go wyniośle. W głowie Ryze’a kłębiły się znaki zapytania, lecz miał na tyle taktu, by odpowiedzieć: – Witaj, Mistrzu. Sensei zaprosił go do środka i polecił strażnikom, by wrócili na posterunek. Weszli do ogromnej Sali, którą ozdabiały posągi, nieprawdopodobne ilości posągów ustawionych wzdłuż ciągnącego się w nieskończoność korytarza. Czarodziej milczał, nie wiedząc jak ułożyć słowa, by w jak najmniej bolesny sposób zadać swoje pytanie, lecz młody mistrz zakonu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, o czym myśli niebieskoskóry mag i wyrzekł: – Stary sensei nie żyje. Zginął, broniąc nas przed zdrajcami – jego słowa były lekkie, łagodne, jakby nie przyjęły ciężaru, jaki ze sobą niosły. – Jestem jego synem. I następcą – dodał, zaś jego zaciśnięte lekko usta oddały zdecydowanie, które niósł przekaz. – Straciliśmy wiele, ta oto siedziba jest tylko nędzną namiastką lat świetności Kinkou, posągi zastępują groby wielkich naszego zakonu, to miejsce zastępuje fortecę, ale MY nie umarliśmy. Kiedyś odzyskamy nasze ziemie! – wykrzyknął tępo, nieco dając się ponieść emocjom. Ryze obserwował go. Sprawiał wrażenie jakby przemawiał do tłumów, w każde słowo wkładał wiele wysiłku. Nie robił tego często. To milczenie było jego naturalnym… stanem. Czarodziej skinął głową, zorientowawszy się, że mistrz zakończył swoją krótką przemowę. – Więc co cię tu sprowadza, wędrowcze? – spytał. Mag ostrożnie zdjął zwój z pleców. Nie miał wyboru – jeśli Kinkou nie pomogą mu odczytać przepowiedni to kto? Zręcznie rozwinął belę nieprawdopodobnie starego papieru. Ogromny arkusz pokryty był mnogością malunków i hieroglifów. Ryze wskazał na ilustrację w prawym górnym rogu: – To pojawiło się ostatnio – dodał. Mistrz przyjrzał się malowidłu. Drzewo. I symbol równowagi, dokładnie taki sam, jak ten, który przymocowany był do jego czoła. Pogrążył się w rozmyślaniach, osiągając wewnętrzne skupienie poprzez rytmiczne oddechy i złożenie rąk tak, by każdy palec jednej ręki był połączony z analogicznym palcem drugiej dłoni. Po dobrych kilku minutach ocknął się. – Świątynia Równowagi w Kumungu – powiedział. „No jasne! Teraz wszystko stawało się takie oczywiste!” – pomyślał mag. – Pomożemy ci się tam dostać – dodał sensei. – Słyszałeś o Platformach Przywołania? W tym momencie do Sali wpadł ninja Kinkou. W jego ramienia swobodnie spływała karmazynowa posoka, zaś kolejne krople niespiesznie ściekały na idealnie równą podłogę. Sensei czekał na jego słowa ze spokojem, choć emanował od niego niepokój: – Zabójcy cienia… khy… khy… – wojownik zakrztusił się. – Atakują – dokończył drżącym głosem.Tom 2
Tom 3