Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Część 11 – Idealna równowaga Część 12 – Znak śmierci Część 13 – Tajemnica zwoju Część 14 – Staw czoła cieniom Część 15 – Miasto zatrute zdradą Część 16 – Zrodzona z lodu Część 17 – Płomień zemsty Część 18 – Morellonomicon Część 19 – Dziecko przeznaczenia Część 20 – Spotkanie z bólem Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 11 – Idealna równowaga Zed wstał z łóżka. Odbicie jego nagiego torsu i muskularnej sylwetki mieniło się w lustrze. Skrytobójca przez chwilę przyglądał się swojemu przeciwieństwu – klonowi, będącemu tworem swobodnie padającego światła. Zignorował dobiegające jego uszu jęki rozkoszy. Czemu właściwie wybrał stronę ciemności? Dlaczego poświęcił się mrocznej magii cieni? Wyglądając przez okno, dostrzegł nieskazitelnie puszystą biel chmur, które niespiesznie przemieszczały się wraz z zamkiem. Na chwilę jak zahipnotyzowany zagłębił się w najgłębsze odmęty własnej świadomości. Przypominał sobie urywane sceny dzieciństwa. Ojca, który pewnego dnia po prostu zniknął. Śmierć matki. Życie w skrajnym ubóstwie, żywienie się czymkolwiek, co udało się znaleźć. Kradzieże. Silna wolę. Przetrwanie. I twarz swojego wybawcy, gdy ten zdjął maskę. Kruczoczarną brodę, która z każdym rokiem bladła. I to pełne przekonania spojrzenie. To wtedy został przyjęty w poczet Akademii. Przypominał sobie pierwszą misję, którą otrzymała jego drużyna. Nie był gotowy na „Równowagę”. Podczas gdy jego towarzysze bez chwili zawahania pozbawiali życia przeciwników, płynnie poruszając się w krwawym tańcu, Zed stał oniemiały. Obudziły się w nim wspomnienia masakr, których świadkiem był w dzieciństwie. Czym ich zadanie różniło się od bezsensownego zabijania niewinnych ludzi, które tak bardzo znienawidził, walcząc o przeżycie? Te wątpliwości miały nie opuścić go już nigdy i w przyszłości uderzyć ze zdwojoną siłą. Truchła upadające bez życia po wprawnych ciosach Shena i Akali stały się jego zmorą. Zed pragnął zostać Mistrzem Zakonu, by go zmienić. Nie zgadzał się z ideologią przyświecającą Kinkou – chciał jedynie chronić ludzi, a nie zabijać wszystkich, którzy stanowili zagrożenie dla Równowagi. Przypomniał sobie o uczuciu, jakim darzył Akali. Jego pamięć płatała mu figle, kontrastując sceny beznamiętnego okrucieństwa z jedynymi momentami w życiu Zeda, w których młody ninja był szczęśliwy. Wspominał nocne schadzki, czułe słówka, delikatne gesty. Błogi spokój, który ogarniał go w jej ramionach. „Miłość wbrew wszystkiemu” – na to wspomnienie twarz Mistrza Cieni wykrzywił mimowolny uśmiech. Ostatecznie nawet miłość stała się polem dla rywalizacji dwóch największych ninja swojego pokolenia. To współzawodnictwo musiało skończyć się tragicznie. Mistrz doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak do końca nie potrafił wybrać jednego z nich. Przypominał sobie rywalizację z Shenem. Wszystkie nierozstrzygnięte pojedynki. I ten ostatni. Zwycięski. Obydwaj uczniowie rywalizowali o względy Mistrza Zakonu, który z powagą przyglądał się każdemu ich starciu. „Wiedziałem, że Shen również pragnął akceptacji ojca, choć nigdy o tym nie wspomniał. Byłoby to przecież uznane za słabość.” – myśli Zeda przesycone były pogardą dla rywala. – Ale ja widziałem to w jego oczach. Codziennie. Aż do starcia numer siedemset czternaście.” Zed pamiętał zapach potu unoszący się na placem treningowym, każde pojedyncze ziarenko piasku, które czuł pod stopami i oddech ukrytego pod maską przeciwnika. Od kiedy pamiętał Shen zasłaniał twarz. Dlaczego? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi do jutra, kiedy bez żadnych emocji zmiażdży krtań Oka Zmierzchu pod swoją stopą, a następnie bezceremonialnie ujawni jego tajemnicę. Kiedy stanie się nieuniknione. To jemu pisana jest wielkość, której zaślepieni Równowagą Kinkou nie dostrzegają. Jak mógłby opisać swojego największego rywala? Odpowiedzialny. Opanowany. Przesadnie spokojny. Drobiazgowy. Z każdym określeniem, z każdym wypowiedzianym słowem w Mistrzu Cieni rosła wściekłość. Powoli opanowywała jego umysł, każdą część jego ciała, każdy neuron. Przesiąkał nią. Banalny. Bezwartościowy. Słaby! Tchórzliwy! Niedołężny!!! Był zbyt mizerny, by przyjąć do siebie potęgę Cienia. Zed przypominał sobie podsłuchaną rozmowę o szkatułce. Sensei miał świadomość tego, że jeden z jego uczniów, kierowany pragnieniem potęgi, może poszukać swojej szansy w nauce zakazanych technik. Dlatego też polecił staremu mistrzowi ukrycie artefaktu w najwyższych górach Ionii, gdzie miał on udać się samotnie wiedziony ascetycznym pragnieniem osiągnięcia duchowej nirwany. Nieszczęśliwie jednak Mistrz Cienia przypadkiem usłyszał tę rozmowę. Nie potrafił oprzeć się pokusie zdobycia tak ogromnej mocy. Podążył za emisariuszem i dogonił go na jednej z przełęczy. Z ust senseia nie dobiegł nawet jeden dźwięk. Zed również milczał. Spojrzenie, które wymienili znaczyło wszystko. Wprawne cięcie błyskawicznie zakończyło życie starca i dało Mistrzowi Cieni dostęp do nieograniczonej potęgi… Zed do ostatniej chwili wiedział, że nie powinien otwierać szkatułki, lecz pomimo kłopotliwych, wewnętrznych ograniczeń – zrobił to. W jednej chwili jego jestestwo opanował czysty mrok. Jego świadomość przestała mieć znaczenie. Rozpłynęła się, uznając wyższość silniejszego bodźca. Cień wchłonął wszystkie jego pragnienia, wszystkie cele, więzy, zależności i animozje, pozostawiając jedynie pustą, skłonną do gniewu skorupę. Wspomnienie ostatniej walki. Zed oddychał już miarowo, spokojnie. Doskonale pamiętał każdy szczegół tego wydarzenia wyryty w dzienniku prowadzonym przez zakonnego skrybę: Mistrz Zakonu z powagą przygląda się pojedynkowi swoich uczniów. Podejście siedemsetne czternaste. Zed wyprowadza kolejne ataki, lecz Shen trwa niewzruszony, parując następujące po sobie uderzenia. Poirytowany adept atakuje syna senseia z coraz większą siłą, owładnięty furią. Bez skutku. Jednak jego ciosy są coraz szybsze i szybsze. Rywal ma coraz większe problemy z opanowaniem lawiny gniewu, w którą przeradza się styl walki Zeda. Broni się jeszcze rozpaczliwie. Prawa ręka. Idealna równowaga. Lewa noga. Wspaniała precyzja. Lewa ręka. Doskonały refle… Atak Zeda rozpoławia się na dwie części. Shen paruje jeden cios, lecz w starciu z drugim uderzeniem jest bez szans. Upada. Zed w końcu zwycięża. Atak pokonuje obronę. Mistrz Zakonu Kinkou wiedział jednak, jaki był powód tego zaskakującego triumfu. Wygnał Zeda. Wygnał JEGO. Tego, który miał wszystko naprawić. Wtedy życie młodego adepta straciło sens. A może raczej znikło, gdy otworzył szkatułkę? Umarł Zed. Narodził się Mistrz Cieni. Początkowo ninja nie zdawał sobie sprawy z własnej potęgi, pragnął jedynie uznania swojego senseia, lecz ten go odtrącił. To był czas, w którym Mistrz Cieni dostrzegł kryjącą się w nim samym moc. I znalazł nowy cel. Zapragnął zemsty. Od tego momentu jego poczynania pokryte były mgłą cienia, zaś pamięć o dokonanych okrucieństwach szybko zanikała w mrocznej mocy, nie dotykając świadomości. Lustrzane odbicie nienawistnie obserwowało Zeda. Jeden szybki ruch. Zwierciadło uderzyło o podłogę i rozprysło się na tysiące maleńkich kawałków. Zupełnie jak wątpliwości zabójcy. Odwrócił się. Syndra siedziała przy stoliku, przyglądając się idealnie okrągłej Kuli Dalekowidzenia. Jego cień stanął obok. – Miałeś rację, kochany – powiedziała niemal słodko, lecz jej drapieżny uśmiech doskonale kontrastował z czułym głosem. – Zaprowadzą nas do samej bramy Zakonu – ponownie położyła się na łóżku, rozciągając się zalotnie. Jednak tym razem jej nagie ciało, które niejednokrotnie rozpalało żądze zabójcy nie potrafiło odciągnąć go od kuli. „Nareszcie. W końcu skończę z nimi raz na zawsze” – szeptał mu znajomy, przepełniony jadem wewnętrzny głos. – Muszę iść. Przygotuję oddziały do wymarszu – pożegnał się szorstko i wyszedł.Tom 2
Tom 3