Witajcie na Summoner’s Rift!
Błysk światła rozświetlił Pole Sprawiedliwości, a bohaterowie kolejno zaczęli się pojawiać. Pierwszy był Dr Mundo, a za nim: Talon, Ashe, Leona i Vi. Kiedy cała piątka się zmaterializowała, nadszedł czas na ponowne przedyskutowanie strategii oraz pierwsze zakupy.
– Słuchajcie! – krzyknął entuzjastycznie Talon. – Jeśli wszyscy będziecie postępowali tak, jak wam mówiłem, zanim się tutaj przenieśliśmy, powinniśmy wygrać bez problemu. Czy macie jakieś pytania?
– Mundo, Mundo, Mundo! – stwierdził inteligentnie Dr Mundo.
Na jego twarzy malował się całkowity brak zrozumienia, co w zasadzie nie było niczym dziwnym. Odkąd ten szaleniec dołączył do Ligi, jeszcze nikt nie widział, aby postępował zgodnie z planem czy zdrowym rozsądkiem. Można by rzec, że jego głupota stała się już tradycją.
W oczach Talona można było zobaczyć lekkie zwątpienie i obawę, że cały misterny plan pójdzie się… no, powiedzmy że się nie powiedzie. Tak naprawdę nikt nie lubił walczyć u boku Mundo i Cień Ostrzy nie był tu wyjątkiem, jednak zawsze starał wbić coś do głowy temu wielkiemu tępakowi. Jak na razie ta kupa mieśni oparła się wiedzy już dwa tysiące dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy i jeśli tym razem znowu mu się to uda…
„Będziemy świętowali pieprzoną rocznicę!” – pomyślał zirytyowany Talon. „Kto wpuścił tego bezmózga do Ligi? Rozumiem, że jest silny i niczego się nie obawia. Szkoda tylko, że całkowity brak strachu jest wynikiem jego nieskończonej głupoty. Bogowie, jak żyć? Niech mnie ktoś przytuli”.
Ashe przyglądała się całemu widowisku z pewną dozą zażenowania. Co prawda nie podobał jej się fakt, że Talon stał się samozwańczym przywódcą drużyny, jednak nawet jej zrobiło się go szkoda, kiedy zobaczyła, co wyczynia Mundo.
– Doktorze, posłuchaj… – zaczęła spokojnie, jednak to, co zobaczyła sprawiło, że odechciało jej się kontynuowania.
Oto przed jej oczami przeleciał Zatruty Tasak, którym Mundo celował w uciekającą w popłochu żabę.
– Mundo, Mundo, Mundo! – krzyczał Szalony Doktorek, goniąc biednego zwierzaka. – Mundo pentakill!
– Pentakill na żabie? Co za baran… – stwierdziła Ashe, patrząc z niedowierzaniem na to, co się działo. – Gdyby ktoś mi powiedział, że prestiżowy status Bohatera Ligi będę dzieliła z kimś takim, prędzej zostałabym dziewczyną Veigara.
– Ktoś tu chyba lubi małe… rzeczy! – krzyknęła Vi i wybuchnęła śmiechem. – Czyżby dlatego ręka Twojego Tryndusia była taka duża? Haha!
– Zamilcz, jeśli nie chcesz, żebym skopała ci ten wielki tyłek. – Ashe aż drżała z wściekłości.
Nigdy nie lubiła Vi – głównie z powodu jej niewyparzonego języka. Wielokrotnie zdarzało im się kłócić, a do historii przeszła już ich sprzeczka podczas bitwy, kiedy to zaczęły się szarpać i wyzywać na oczach oszołomionych przeciwników. To wtedy Taric powiedział, że chyba brakuje im klejnotów, jednak wygląda na to, że obie nie zrozumiały o co mu chodziło. Od tego czasu unikały się, jak mogły.
– No dobrze, dobrze, uspokój się. Złość piękności szkodzi, choć wątpię, aby w twoim przypadku mogło być gorzej. – Vi aż usiadła ze śmiechu, patrząc na minię Ashe.
– Ty… Ty… – Łuczniczka wyciągnęła swój łuk.
– Chyba nie strzelisz do stróża prawa?
– Uspokójcie się obie – powiedziała poważnym, aczkolwiek nadal spokojnym, tonem Leona. – To nie miejsce i czas na taką dziecinadę.
Skarcone bohaterki przypominały trochę małe dzieci, którym czegoś się zabroniło. To w pewnym sensie zabawne, że osoby z tak wielką mocą potrafią tak się zachowywać. Dowodzi to tylko, że potęga jaką dysponują nie zmieniła ich charakterów.
Kłótnia pomiędzy Vi i Ashe kompletnie zdołowała Talona. Durnego Mundo mógł jeszcze zignorować i próbować wygrać przy wsparciu pozostałej trójki, jednak w tej sytuacji nie miał pojęcia, co robić dalej.
„Może to wszystko bez sensu i należałoby się poddać? I tak tego nie wygramy” – pomyślał. Zrezygnowany, spuścił głowę i nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
– Słuchajcie wszyscy! – krzyknał przerażony Talon. – Czy przez te wszystkie cyrki i kłótnie o czymś nie zapomnieliśmy?
W tym momencie każdy za wyjątkiem Mundo, który planował wyprawę do wielkiego robaka gdzieś na Polach, rozejrzał się i rzeczywistość spadła na nich niczym piorun z nieba.
– Czy tylko mi się wydaje, czy może… mecz się już zaczął? – powiedziała niewinnie Vi, zupełnie jakby nie miała nic wspólnego z zamieszaniem, które odciągnęło ich uwagę od najważniejszego.
– Jasna cholera, ruszajmy na nasze linie! – krzyknęłą Ashe i pobiegła ku dolnej alei.
Nim spostrzegła, zauważyła Mundo gnającego w jej kierunku. Szalony Doktorek biegł z wyciągniętym jęzorem, rzucając swoimi tasakami na prawo i lewo. Wcześnie próbował uśmiercić żabę, a tym razemjego celem były muchy, które przyciągał swoim niesamowicie… meskim zapachem.
– Czubku, co ty wyprawiasz?! – Ashe krzyczała w biegu.
– Mundo nie chce być samotny! Mundo, Mundo, Mundo! Mundo przyjaciel! – odpowiedział Doktor, któremu najwyraźniej po raz kolejny coś przestawiło się w głowie.
Gdy tylko oboje dobiegli do celu, miała miejsce kolejna scena, która przeszła do historii Ligi. Oczom zduminionych przeciwników ukazał się Mundo, przytulający Ashe, której brakowało siły, aby się uwolnić. To jeden z niewielu przypadków, kiedy drużyna przeciwna stara się pomóc wrogim bohaterom. Tak oto, wspólnymi siłami Ashe, Blitzcranka i Graves, udało się powstrzymać Mundo przed zgnieceniem Łuczniczki w przyjacielskim uścisku. Po fakcie Doktorek uciekł załamany do dżungli, prawdopodobnie przytulać Skalniaki.
– Z pewnością to wygramy. – Talon do reszty się załamał, usiadł na środkowej alei i patrzył na swoją zewnętrzną wieżę, która właśnie legła w gruzach. – Na pewno wygramy…