Gdy 5 lutego 2009 roku ukazało się Demon’s Souls, gracze na całym świecie byli w szoku. Okazało się, że wciąż kochają trudne gry i tak długo, jak gra będzie dopracowana i satysfakcjonująca, może również być trudna. Od tego czasu pojawiły się takie tytuły jak Dark Souls, Bloodborne, Lords of the Fallen, Super Meat Boy, Enter the Gungeon i wiele innych. Łączą je dwie rzeczy: wszystkie odniosły sukces i wszystkie stawiają przed graczami prawdziwe wyzwanie. Jednak trudne gry święciły czasy świetności już dużo, dużo wcześniej. Dziś przeniesiemy się w przeszłość o ponad ćwierć wieku, do trzeciej generacji konsol i zobaczymy, jakie gry niegdyś sprawiały, że gracze mieli ochotę powiesić się na kablach od padów.
Super Mario Bros. 2
https://www.youtube.com/watch?v=lxEPXnjzOhM
Ciężko wśród graczy o kogoś, kto nie zetknął się z braćmi Mario. Najbardziej znane dzieło Nintendo wyrwało z naszego życiorysu chociaż kilka minut, a w niektórych przypadkach (w tym moim) można tu mówić o dziesiątkach, jeśli nie setkach godzin. Po olbrzymim sukcesie pierwszej odsłony serii, Japończycy postanowili pójść za ciosem i jeszcze tego samego roku ukazał się pierwszy sequel gry o najbardziej znanym włoskim hydrauliku. Okazał się on jednak na tyle ciężki, że opublikowany został wyłącznie w kraju kwitnącej wiśni. Gracze z reszty świata dostali na pocieszenie grę, w której naszą główną bronią były rzepy, które można było wyrwać z ziemi i ciskać we wrogów… Jednak nie o tej abominacji jest dzisiejszy tekst. Super Mario Bros. 2 bierze z pierwszej części to co najtrudniejsze i powiela to, a w niektórych przypadkach nawet ulepsza, dodając przy tym nieco nowych smaczków jak czarny, zatruty grzybek, którego podniesienie powoduje ciężki przypadek śmierci, czy też nieoczekiwane porywy wiatru, które co prawda mogą nam pomóc w długim skoku, jednak sprawiają zarazem, że naprawdę ciężko utrzymać się na wąskich platformach. Jak stwierdził podczas gry w ten tytuł Dark Arhon, Shigeru Miyamoto musiał pewnego pięknego dnia stwierdzić: “Wiecie czego nie lubię? Graczy”. I tak oto stało się Super Mario Bros. 2, bracia straszniejsi nawet od braci Pierdolec.
Contra
https://www.youtube.com/watch?v=Pn3HYAAA3SQ
Tej pozycji nie mogło zabraknąć i nie trzeba jej chyba również nikomu przedstawiać. Contra nie wybacza i nie zapomina. Ta gra pokazuje jak powinno robić się trudne gry, a jej formuła nie zestarzała się ani odrobinkę: zasady są banalne, gameplay sprawiedliwy, satysfakcjonujący (szczególnie w co-opie) i dopracowany, a jedyną przyczyną śmierci jest tutaj błąd gracza. Chylę czoła przed każdym, kto ukończył ten tytuł bez wklepywania Konami code.
Ghosts'n Goblins
https://www.youtube.com/watch?v=94Y6y1MOoEo
Jedna ze zmór dzieciństwa. W Ghosts’n Goblins wcielamy się w rycerza Artura, którego zadaniem jest uratować ukochaną porwaną przez szatana. Tak, fabuła brzmi absurdalnie, jednak największym absurdem jest tutaj poziom trudności. Gra zalewa nas oponentami, którzy naprawdę łatwo mogą pozbawić nas życia. Jakby tego było mało, grę musimy ukończyć 2 razy, by odblokować prawdziwe zakończenie. Dzieje się tak, gdyż po pierwszym pokonaniu szatana, okazuje się, że cała gra była tylko iluzją i dopiero teraz możemy ruszyć na ratunek ukochanej. New Game+ zaimplementowane od razu w tytuł? Czemu nie!
Megaman
Mój osobisty faworyt w tym zestawieniu. Megaman to nie tylko świetny styl graficzyny jak i muzyczny, to cholernie trudna gra, która potrafi sprawić, że jesteście o krok od wyrywania sobie włosów z głowy. Design poziomów jak i zwykłych przeciwników jest tutaj naprawdę świetny. Przejście przez każdy z leveli to chwilami droga przez mękę, a jakby tego było mało, na końcu każdego czeka nas boss, który da nam wycisk nie gorszy niż jego plansza. Jedynym ratunkiem jest fakt, że każdy pokonany boss zostawia po sobie moc, którą możemy zaabsorbować, by pokonać przy jej pomocy następnego [wszystko opiera się na zasadzie papier-nożyce-kamień, woodman pokonuje airmana(niech przeklęte będzie jego imię), airman pokonuje crash mana itd.]. Wszystkie 6 części wydanych na NES-a to mistrzostwo świata i każdy gracz powinien chociaż raz w życiu spotkać się z Megamanem, nie mówiąc o fanach retro, dla których powinna to być pozycja obowiązkowa.
Megaman był na tyle popularny i upierdliwy, że powstały nawet o nim piosenki. Co prawda większość z nich pochodzi z Japonii, ale jeśli komuś to nie przeszkadza, to naprawdę są warte uwagi. Moim osobistym ulubieńcem jest ta, gdyż oglądając video, jestem wręcz w stanie zobaczyc 10-letniego Gordonka, próbującego przejść pierwszą część tej serii i powoli absorbującego jej szorstką miłość:
https://www.youtube.com/watch?v=SCBmT3g774g
Battletoads
Ok, tutaj mamy do czynienia z prawdziwą wagą ciężką. Myślicie, że jesteście naprawdę dobrzy, bo ukończyliście wszystkie części Darks Souls na najwyższym poziomie trudności, Darkest Dungeon przechodzicie z zamkniętymi oczami, a Super Meat Boya ogrywacie przy pomocy stóp?
Battletoads to krew, pot, łzy i cała gama innych ludzkich wydzielin. Rozgrywka jest tutaj zarazem rewelacyjnie satysfakcjonująca jak i niewybaczalnie trudna. Żeby nie być gołosłownym, oto przykład jednego z najtrudniejszych poziomów w grze:
https://www.youtube.com/watch?v=U3NfG0vDdRo
Tak dla wyjaśnienia, jedno trafienie w którąkolwiek z tych przeszkód skutkuje utratą życia i zmusza nas do wznowienia gry od ostatniego checkpointu. Może i brzmi banalnie, ale jeśli spróbujecie w to zagrać, zrozumiecie ile nerwów można stracić na etapie, który zajmuje zaledwie kilka minut. A jest to zaledwie jeden z kilku niebywale frustrujących etapów, zmuszających gracza, by dał z siebie 120%.
Battletoads ma też oczywiście wielkie plusy, jednym z nich jest co-op. Nie ma wszakże niczego przyjemniejszego od glanowania niemilców razem z kumplem/bratem/siostrą/mamą/psem/cholerawiekim. To prawda, jednak nawet tutaj, gra potrafi wprowadzić terror. Pierwszym pstryczkiem w nos graczy jest fakt, że bezustannie jest aktywne pvp, czyli możecie przyłożyć nie tylko oponentowi, ale i towarzyszowi. Jakby tego było mało, ostateczny zgon zaledwie jednej ze stron skutkuje końcem rozgrywki dla obu graczy. To jednak nie wszystko! Etap wyścigowy z filmiku powyżej w wersji kooperacyjnej wygląda tak, że obie osoby muszą go ukończyć. Wystarczy, że tylko jedna osoba nie trafi w rampę czy zaliczy czołówkę z kamieniem, by zacząć fragment od nowa. Aby ukończyć tę grę w co-opie obie osoby muszą mieć tak niedorzecznie wysokie umiejętności, że ukończenie gry dla zwykłego śmiertelnika wydaje się niemal niemożliwe. Pozycja tylko dla masochistów, chociaż i tak warto w nią zagrać, bo jest po prostu genialna.