Spis treści
Tom 1
Część 1 – Tajemnica shurimskiego grobowca
Część 2 – Niewygodny sojusznik
Część 3 – Pozostając w cieniu
Część 4 – Osobliwa kompania
Część 5 – Wizja przeszłości
Część 6 – Szczęście uśmiecha się do ciebie
Część 7 – Nieplanowana wizyta
Część 8 – Mądrość wyczytana w księgach
Część 9 – Morskie opowieści
Część 10 – Pora na kłopoty
Część 11 – Idealna równowaga Część 12 – Znak śmierci Część 13 – Tajemnica zwoju Część 14 – Staw czoła cieniom Część 15 – Miasto zatrute zdradą Część 16 – Zrodzona z lodu Część 17 – Płomień zemsty Część 18 – Morellonomicon Część 19 – Dziecko przeznaczenia Część 20 – Spotkanie z bólem Część 21 – Strach narastający w ciszy Część 22 – Ezoteryczny niepokój Część 23 – Błogosławieństwo morza Część 24 – Nawałnica stali Poprzednia część dotycząca wątku: Część 13 – Tajemnica zwoju Gdy Ryze spojrzał w oczy mistrza Zakonu, zobaczył tylko zimną nienawiść. Sensei zamarł na kilka sekund, jakby pogrążony w przemyśleniach, lecz po chwili gwałtownie się ocknął, ruszając w kierunku wyjścia z siedziby. Czarodziej podążył za nim, ale z trudem przychodziło mu gonienie szybkiego jak błyskawica wojownika. Brutalny odgłos trzaskających drzwi rozległ się w korytarzu, kiedy niebieskoskóry mag był dopiero w połowie drogi. Ryze dopadł wrót i otworzył je, wyglądając na zewnątrz. Ogłuszył go przeraźliwy rumor i zaskoczył chaos, który panował w tak spokojnym wcześniej miejscu. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Dostrzegł mistrza Zakonu w towarzystwie dwójki innych ninja – odzianej w zielone szaty, uzbrojonej w dwie, wspaniałe kamy kobiety oraz niskiego osobnika niemal w całości pokrytego fioletowym strojem, w ręce którego spoczywały shurikeny. – Shenie… – usłyszał tylko głos dziewczyny, na oko mogła mieć dwadzieścia kilka lat, a błagalny ton wskazywał na duży ładunek emocjonalny tej… prośby? Co tu się dzieje? W tym momencie mistrz Zakonu zobaczył maga stojącego przed wejściem do siedziby. – Pospiesz się – rzekł, myślami błądząc już gdzieś indziej. – Moi towarzysze pomogą ci dostać się do Świątyni Równowagi. Ja mam zadanie do wykonania – zakończył niemal gniewnie. – Pomogę wam w obronie – zdążył jeszcze wyparować Ryze. – Razem damy radę przeciwstawić się przeciwnikom! – Nie… Nasi wrogowie są zbyt silni. Zwój nie może wpaść w niepowołane ręce. Przepowiednia jest teraz najważniejsza – odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Ruszajcie – uciął i podążył w kierunku epicentrum walki. – Chodź z nami, czarodzieju – rzuciła kobieta. – Nie ma czasu do stracenia – dodała, rzucając tęskne spojrzenie za odchodzącym Shenem. – On ich zatrzyma, ale nie na długo. Ryze nie chciał sprzeciwiać się Kinkou, nie mając pełnego rozeznania w sytuacji, podążył więc za kobietą i małym człowieczkiem. Nieopisany gwar bitewny otaczał ich z każdej strony, szczęk spotykających się ostrz katan, brzęk niezniszczalnych zbroi, jęki rannych, które cichły zadziwiająco szybko… Kurz unoszący się spod stóp walczących tworzył wrażenie ogarniającego ich zewsząd brudu i potęgował wszechobecny chaos. Z chi wojowników obydwu frakcji emanowała niepowstrzymana wściekłość. Ryze czuł ją doskonale… Okropne uczucie. Wtedy czarodziej wraz z dwójką towarzyszy stanęli na platformie. – Skup się – rzuciła kobieta – Pomyśl o Kumungu, to zmniejszy ból, który towarzyszy przeniesieniu – dodała pospiesznie wojowniczka. Czarodziej odwrócił się jeszcze, zanim rozpoczął się proces teleportacji. W oddali dostrzegł Mistrza Zakonu. Naprzeciw Shena stał mroczny wojownik, obok którego unosił się… cień. Pod jego stopami leżała dziwaczna srebrno-złota maska. Na jego czoło spadały kruczoczarne włosy, a twarz w poprzek przecinała okropna blizna… Ale te oczy… Ryze nie widział ich wyraźnie, ale biła z nich czerwień szału. Zawiści. Pogardy. Kobieta szeptała inkantację, która powoli dostawała się do podświadomości Ryze’a, opanowując jego umysł. Obraz stawał się coraz mniej wyraźny, rozmazywał się. Katany Shena zlewały się z shurikenami Władcy Cienia w jedno ciało połyskującej stali. Ledwo dało się dostrzec walkę – mistrz Zakonu bronił się, nieprzyjaciel nacierał. Sensei chwiał się, próbując blokować zionące nienawiścią uderzenia. Ryze tracił przytomność. Oślepiający błysk. Krzyk bólu. Ciemność. Ocknął się daleko od pobojowiska, na łagodnej, zielonej trawie. Na polanie. Otaczały go ogromne, tropikalne drzewa. W powietrzu czuć było wysoką wilgotność. Kumungu? Naprawdę udało im się przenieść do tej niebezpiecznej dżungli? Jakby na przekór tym wątpliwościom maga rozbrzmiał głos wojowniczki: – Kumungu. Jesteśmy na miejscu – oznajmiła, stojąc nad Ryzem. Czarodziej błyskawicznie się pozbierał i wstał z ziemi. Nagle jego czaszka eksplodowała niesamowitym cierpieniem. Mag zgiął się w pół i złapał za głowę. Ból powoli ustępował. Bardzo powoli. Ryze wyprostował się z grymasem, wykrzywiającym twarz. Kobieta uśmiechnęła się: – Nazywam się Akali – powiedziała. – A to jest Kennen. Będziemy towarzyszyć ci w drodze do świątyni. Ryze pokiwał twierdząco głową. – Ale… wiecie, gdzie znajduje się ta… świątynia? – zapytał dość niepewnie, będąc jeszcze pod wpływem brutalnych wydarzeń, które miały miejsce w Ionii i bólu, który nadal delikatnie pulsował w jego skroniach. Odpowiedziała mu nieprzyjemna konsternacja. – Shen powiedział, że po przeniesieniu mamy kierować się na północ… – odparła bez przekonania dziewczyna. Ryze spojrzał na niebo, które przesłaniały ogromne drzewa, górujące nad dżunglą. Ale gdzie jest północ? Westchnął i rozejrzał się po polanie. Wgłąb tropikalnych i niebezpiecznych lasów prowadziła tylko jedna, wąska ścieżka. Czyli pewnie tędy… Bogactwo tutejszej flory budziło podziw – podróżników zewsząd otaczały różnokolorowe rośliny, choć wokół zdecydowanie dominowała żywa zieleń. Przedzieranie się przez tutejsze chaszcze trudnością znacznie przewyższało wędrowanie po pięknej, acz spokojnej i ułożonej Ionii. Z każdej strony należało oczekiwać czającego się niebezpieczeństwa… Wtem czujność Ryze’a pozwoliła mu usłyszeć niepokojący szelest liści nad ich głowami. Trójka eksploratorów przystanęła zaalarmowana i obróciła głowy w kierunku, z którego dochodził dźwięk… Podróżnicy spięli wszystkie mięśnie, gotując się do obrony przez agresorem. Nagle zamarli na widok niecodziennego widoku. Na jednej z gałęzi siedziała… małpa. Już na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie przyjaznego i bardzo inteligentnego stworzenia, choć, gdy się odezwała, podróżnicy całkiem stracili rezon. – Witajcie nieznajomi – powiedział tonem arystokraty niecodzienny delikwent. Wędrowcy nadal milczeli zupełnie zaskoczeni tym spotkaniem. Akali aż rozdziawiła usta ze zdziwienia – od wczesnej młodości podróżowała po Runeterze, wykonując niezliczone misje i była przekonana, że już nic nie jest w stanie jej zaskoczyć… A jednak. – A tej co? Uszkodzony organ gębowy? Widziałem kiedyś taką jedną z uszkodzonym organem gębowym, jeszcze w Ionii… – zamyślił się. – Ale tamta to już tak na amen, no i miała takie duże… – wykonał koliste gesty w okolicy swojego torsu, uśmiechając się. – Małpko… – zaczęła jak najuprzejmiej potrafiła Akali, błyskawicznie odzyskując bystrość umysłu i kipiąc z gniewu. – Wypraszam sobie – zaperzył się małpiszon. – Nie jestem jakąś zwykłą małpą! Moje imię brzmi Wukong, i tak w ogóle to rozmawiacie z Małpim Królem! – odwrócił się do nich plecami, urażony. – Przepraszam, nie chcieliśmy cię… – zaczął spokojnie Ryze, lecz nie zdążył skończyć. – Ale co wy tu robicie? – w głosie Wukonga dźwięczało podniecenie. Małpiszon przeskoczył na kolejną gałąź, zmuszając podróżników od odwrócenia się. – Szukacie starożytnych skarbów? Nieodkrytych bogactw? – zamilkł na chwilę i ponownie wyprężył się w susie. – A może wy też przybyliście, żeby zmierzyć się z Łowcą? – łypnął na nich podejrzliwie. – Ale ja byłem tu pierwszy! – zawołał, znów zmieniając konar. – Świątyni… Szukamy świątyni… – Niebieskoskóry czarodziej zaczynał powoli tracić cierpliwość. – Aha! – wykrzyknął Wukong. – Chyba wiem, o którą świątynię wam chodzi… – zamyślił się. – Jesteście z Ionii… W sumie mogę was tam zaprowadzić – zaproponował nieśmiało, zręcznie zeskakując z kolejnych gałęzi, aż stanął obok wędrowców. Przyjmował postawę podobną do ludzkiej, ale jego włochate, niezwykle zwinne ciało definitywnie należało do małpy. Ryze przez chwilę bił się z myślami czy przyjąć propozycję Wukonga, ale napotkawszy zdesperowane twarze towarzyszy, zgodził się. Potrzebowali przewodnika.Tom 2
Tom 3