Valoran po kilku tysiącleciach został ponownie zaatakowany przez Przedwiecznych.
Przedwieczni są Bogami, którzy chcą rządzić krainą według własnych zasad. Nie przejmują się oni, jak to określają, “koniecznym rozlewem krwi”, bowiem wizja ich świata znacznie różni się od panujących tu norm. Losy całego Valoranu spoczywają w rękach jednego z najpotężniejszych magów. Najpierw jednak musi on odkryć w sobie siłę, która pomoże mu na wybranej ścieżce.
Spis treści:
Dziewięciu Przedwiecznych #1 – Prolog – “Przebudzenie”
Dziewięciu Przedwiecznych #2 – Rozdział I – “Zapomniana Wyspa”
Dziewięciu Przedwiecznych #3 – Rozdział II – “Miasto spod gór”
Dziewięciu Przedwiecznych #4 – Rozdział III – “Dziedzic Miriadonów”
Dziewięciu Przedwiecznych #5 – Rozdział IV – “Ogień i czas”
Dziewięciu Przedwiecznych #6 – Rozdział V – “Wizja”
Dziewięciu Przedwiecznych #7 – Rozdział VI – “Pojedynek”
Dziewięciu Przedwiecznych #8 – Rozdział VII – “Świat Snów”
Dziewięciu Przedwiecznych #9 – Podrozdział I – “Król pod królem”
Dziewięciu Przedwiecznych #10 – Rozdział VIII (Część 1) – “Podwójna tożsamość”
Dziewięciu Przedwiecznych #11 – Rozdział VIII (Część 2) – “Podwójna tożsamość”
Dziewięciu Przedwiecznych #12 – Rozdział IX – “Wiara i jej brak”
Ralion uderzył pięścią w stół.
– Chyba sobie żartujecie! – wrzasnął wściekły. – Najpierw mam jakąś chorą, popapraną wizję o mieście w płomieniach, która sprawdza się w stu procentach, a potem nie wierzycie w to, co mi się śniło?! – wstał i kopnął krzesło, na którym przed chwilą siedział. – Jesteście jacyś pojebani! Jemu trzeba pomóc!
– Ralion, chłopcze. Nie zachowuj się jak jakiś parszywy kutas – skrzywił się Lean. – Sny lubią płatać figle, a Kraina Snów jest naprawdę specyficzna. Pokazuje to, co chce, aby dana osoba zobaczyła. Czasem to iluzje, przewidzenia. Rzadko zdarza się, żeby faktycznie były prawdziwe – uśmiechnął się od ucha do ucha i upił troszeczkę herbaty, którą trzymał w ręce. To znaczy… w ręce trzymał filiżankę, nie herbatę. A pił herbatę, nie filiżankę. Ale mniejsza…
– Sołtysie? – zachęcił go do wyrażenia własnej opinii Ralion.
– Szczerze mówiąc… to zgadzam się z Leanem, ale…
– No kurwa jego mać! – rzucił książką w ścianę.
– Ha! Zabiłeś pająka, który tam siedział! – krzyknął ewidentnie zadowolony kapłan.
– ALE – kontynuował Sołtys. – uważam, że mimo wszystko powinniśmy wysłać jakiś zwiad, czy coś – puścił Ralionowi oczko.
– No wreszcie ktoś mówi jak człowiek – westchnął młody mag.
– W takim razie, jak sobie to wyobrażasz, Sołtysie, Panie Trill’Iliam? – zapytał podejrzliwie, dotąd siedzący cicho, przewodniczący rady miasta. – Przypominam, że nie mamy pojęcia o żadnym fioletowym drzewie na naszej wyspie, a przeszukiwanie niezamieszkanych terenów zajmie nam co najmniej dwa tygodnie.
– Głupi fiut – mruknął pod nosem chłopak.
– Słucham? – oburzył się przewodniczący rady.
– Nic nie mówiłem – powiedział na odczepnego.
– Panowie… – wtrącił znudzony Lean. – Nie będziecie się teraz chyba przekomarzać. Wnioskuję za tym, żeby posłać zwiad wzdłuż linii brzegowej. Skoro Ralion mówi, że widział morze, to chyba tak będzie najprościej – uśmiechnął się i spojrzał na Sołtysa.
– W takim razie zaraz wysyłam ludzi – władca Tril’Iliam wstał i wyszedł, nie żegnając się.
– A my, chłopcze – zwrócił się do Raliona. – wracamy do treningu – uśmiech cały czas gościł na jego twarzy.
– Jak już wiemy – zaczął Lean – jesteś magiem cienia. Bo “umbra” znaczy cień. Szczerze mówiąc, nigdy nie spotkałem się z czarodziejem w pełni panującym nad cieniami. Cienie są wyjątkowo złudne. Panowanie nad nimi, polega na władaniu ich duszami. O ile takowe mają. Przyzywasz cień, a on w zależności od tego, do jakiego rodu należy, pomaga, wzmacnia rzucane czary, bądź opętuje maga, sprawiając, że łączą się w jedno, a na czas połączenia czarodziej zyskuje jego moce. Problem w tym, że nie wszystkie cienie są dobre. Te złe niby da się wyczuć, no ale niestety nie zawsze. Jeśli przyzwiesz cień o mrocznej duszy, od razu zapanuje nad twoim ciałem i pomiesza ci w głowie – pokręcił palcem wokół ucha. – Dostaniesz bzika i zaczniesz mordować wszystkich, którzy staną ci na drodze. Oczywiście próbom opętania przez, tak zwane demony, można zapobiec. Wystarczy znaleźć w sobie odrobinę dobra i z całych sił wykrzyknąć “Rav da relime”. To z Pradawnego Języka Magów, a oznacza “Nie lękam się”. Wtedy cień powinien opuścić ciało i wrócić do swojej krainy. Wiadomo jednak, że to nie takie proste… Ale o tym później!
– Co proszę? – spytał zdezorientowany chłopak. – I ty myślisz, że będę uczył się władać nad nimi, kiedy istnieje ryzyko, jak to pięknie ująłeś, opętania?
– A nie? Przecież lubisz wyzwania – rzekł z tym swoim szyderczym uśmiechem.
– Wyzwania! Nie możliwość wystąpienia jakichkolwiek skutków ubocznych! Przecież to jest chore! – zdenerwowany podszedł pod ścianę.
– Ale nie ma czego się bać. Wszystkiego cię nauczę.
– Kim ty właściwie jesteś, iż twierdzisz, że podołasz nauki magii cieni?
– Jestem Kapłanem – Raliona zamurowało. Otóż Kapłani byli najznakomitszymi magami, panujący nad kilkoma żywiołami na raz.
– No dobra – zgodził się uczeń. – Może dasz radę. Od czego mam zacząć?
– Ha! – ucieszył się nauczyciel. – I takie myślenie mi się podoba! Myślę, że nie będziemy zaczynali nauki od podstawowych twierdzeń, zaklęć i tym podobnych. Rzucimy Cię od razu na głęboką wodę – znowu uśmiech.
– Głęboką wodę? Co to znaczy?
– Postaram się przyzwać cień, który nie będzie w żaden sposób ze mną związany – odetchnął spokojnie. – Twoim zadaniem będzie zapanować nad nim i rzucić wzmocnione zaklęcie Nostum. Jednak przed tym zadaniem musisz opanować ten czar. Wyciągnij rękę do przodu, najlepiej prawą. Dobrze, teraz postaraj się wejść w głąb swojego umysłu i sięgnij do zasobów mocy, która w tobie drzemie.
Ralion spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem. Niby jak ma to zrobić? A z resztą… Skoro mówi o tym w tak łatwy sposób, to to nie może być przecież takie trudne. Zamknął więc oczy i zaczął się koncentrować. Najpierw poczuł ukłucie w czaszce, jakby ktoś wbijał mu w nią igłę. Po chwili zobaczył coś w rodzaju muru, który ciągnął się nieskończenie daleko. W pełnym już skupieniu pomyślał o swoim źródle energii, a mur zaczął powoli się rozsuwać. Chłopak chciał szybko wślizgnąć się przez szparę, ale zdekoncentrował się i ściany przylgnęły do siebie znowu, więżąc go. Momentalnie wybiło go ze świadomości i przed oczami znowu miał pokój, w którym trenował i swojego nauczyciela, uśmiechającego się jak zwykle.
– Co… co się stało? – zapytał półgłosem zdezorientowany uczeń.
– No chyba nie sądziłeś, że uda ci się za pierwszym razem, prawda? – zachichotał Lean. – Nigdy nie miałeś do czynienia z magią, więc jakim cudem mógłbyś potrafić rzucać zaklęcia? Magia płynie w twojej krwi, ale to nie znaczy, że od razu dokonasz niemożliwego. Praktyka czyni mistrza. Musisz ćwiczyć. Na pocieszenie mogę powiedzieć ci, że i tak zaszedłeś daleko. Większości początkujących nie udaje się nawet zobaczyć muru swojego źródła, a tobie… – zawiesił głos – prawie udało się przez niego przejść.
– Skąd wiesz w jakim stadium się znajdowałem? – zdziwił się nieziemsko.
– Czytam w myślach – uśmiech. – To jedna z moich tajemnic.