Valoran po kilku tysiącleciach został ponownie zaatakowany przez Przedwiecznych.
Przedwieczni są Bogami, którzy chcą rządzić krainą według własnych zasad. Nie przejmują się oni, jak to określają, “koniecznym rozlewem krwi”, bowiem wizja ich świata znacznie różni się od panujących tu norm. Losy całego Valoranu spoczywają w rękach jednego z najpotężniejszych magów. Najpierw jednak musi on odkryć w sobie siłę, która pomoże mu na wybranej ścieżce.
Spis treści:
Dziewięciu Przedwiecznych #1 – Prolog – “Przebudzenie”
Dziewięciu Przedwiecznych #2 – Rozdział I – “Zapomniana Wyspa”
Dziewięciu Przedwiecznych #3 – Rozdział II – “Miasto spod gór”
Dziewięciu Przedwiecznych #4 – Rozdział III – “Dziedzic Miriadonów”
Dziewięciu Przedwiecznych #5 – Rozdział IV – “Ogień i czas”
Dziewięciu Przedwiecznych #6 – Rozdział V – “Wizja”
Dziewięciu Przedwiecznych #7 – Rozdział VI – “Pojedynek”
Dziewięciu Przedwiecznych #8 – Rozdział VII – “Świat Snów”
Dziewięciu Przedwiecznych #9 – Podrozdział I – “Król pod królem”
Dziewięciu Przedwiecznych #10 – Rozdział VIII (Część 1) – “Podwójna tożsamość”
Dziewięciu Przedwiecznych #11 – Rozdział VIII (Część 2) – “Podwójna tożsamość”
Shyvana i sędzia szli razem przez te same korytarze, co wcześniej. Albo może nie te same. Wszystkie wyglądały identycznie. Doszli do schodów i musieli wejść po nich na drugie piętro.
Górna kondygnacja znacznie różniła się od tej dolnej. Nie wie, jak pierwsze piętro, ale drugie było cholernie piękne. Jak na parterze królowała prostota i pustka, tak wyżej było czuć przepych, bogactwo i potęgę. Od razu można było się zorientować, że to tu mieszkają same szychy. Złocone i zdobione kolumny z marmuru, drzwi z diamentowymi kołatkami, okna z framugami ze srebra. Wszystko to wyglądało zjawiskowo.
Szli przed siebie, a w międzyczasie Shyvana oglądała wielkie i piękne obrazy, wiszące na ścianach. Część z nich ukazywała jakieś postacie, których imion nikt nie znał, ale znaczna większość obrazowała wielkie bitwy z dawnych czasów. Stare zwycięstwa potężnych władców.
Wreszcie się zatrzymali.
– To tutaj – uśmiechnął się sędzia. Od ucha do ucha. Okropny uśmiech. Taki sztuczny.
Otworzył kluczem drzwi i sam pierwszy wszedł do mieszkania. Bezczel. Smoczyca weszła za nim i przeżyła szok. Na ścianach wisiały obrazy w diamentowych ramach, oszklone stoły zdobione diamentami, diamentowe szklanki. Tylu diamentów w życiu nie widziała. Kim na prawdę był ten sędzia? Bo niemożliwe jest to, żeby tylko dzięki temu zawodowi był aż tak zamożny.
– Usiądź – wskazał ręką piękny fotel wykładany atłasem. – Bardzo wygodny – podszedł do jakiejś szafki i wyciągnął dwie diamentowe szklanki. – Napijesz się wina? Jest przepyszne – spojrzał na nią.
– Nie wiem, czy powinnam – udawała speszoną.
– Czyli tak. Cieszy mnie to – znów ten okropny uśmiech. – Powiem Ci, że dawno nie widziałem tak ślicznej dziewczyny jak ty – oho! Zaczęło się. – Aż żal patrzeć, żeś tak nisko urodzona. Takiej urody niejedna królewna mogłaby ci pozazdrościć. No ale nikt cię nie zna, więc nie mają czego się bać – roześmiał się. No świetny żart. Pogratulować. Podał jej szklankę. – Spróbuj. Jest świetne. Shyvana niechętnie uniosła szklankę do ust i skosztowała wina. Nie przepadała za alkoholem, ale ten był na prawdę dobry. Widać, że to towar z najwyższej półki. Tak jej zasmakowało, że wypiła zawartość szklanki jednym haustem.
– No! – wykrzyknął sędzia. – Widzę, że dobry z ciebie zawodnik! Chcesz jeszcze?
– Dziękuję, panie – pokręciła głową.
– To dobrze, bo i tak już powinien zadziałać.
– Zadziałać? Co zadziałać? -przestraszyła się dziewczyna.
– Narkotyk – bezczelnie uśmiechnął się do niej.
Shyvana zdezorientowana gwałtownie wstała, ale nogi ugięły się pod nią i z powrotem opadła na fotel. Spróbowała jeszcze raz. Tym razem efekt był zadowalający. Szybko, jakby uciekała przed najgorszym, wybiegła z pokoju. Sędzia jednak okazał się szybszy. To pewnie za sprawą narkotyku. Czas płynął dziwnie. Złapał ją za ręce i przyparł do ściany.
– Myślisz, że jestem aż tak głupi, żeby uwierzyć ci w te kłamstewka, Lori z miasta spod gór? – zapytał strasznie zmodulowanym głosem. To chyba też wina narkotyku. – Naiwna jesteś – jednym ruchem ręki zdarł z niej tę okropną szmatę, którą miała na sobie. Teraz stała przed nim naga, bowiem pod nią nie miała niczego. – Zaraz zobaczysz, co robię z niegrzecznymi dziewuszkami – ściągnął spodnie. – Poczujesz w sobie największą potęgę męskiego rodu – najpierw delikatnie posmyrał jej wargi sromowe, a potem z całej siły wepchnął swojego obrzydliwego penisa do środka. Shyvana stęknęła i jakby momentalnie opuściły ją wszystkie siły. Wisiała na ścianie naga, przytrzymywana przez jego ręce z nim w środku. Poczuła smutek, że to właśnie tak wygląda jej pierwszy raz. Naćpana i nieświadoma.
Wreszcie smutek ustąpił i zagościła w niej złość. Mówiąc dokładniej, wkurwiła się. Ostatnimi siłami zdołała odepchnąć go od siebie, czując podniecenie, kiedy on z niej wychodził i zaczęła przemianę.
Sędzia ze strachem w oczach przyglądał się Shyvanie, która powoli zmieniając kształty, stawała się coraz większa i większą. Na ciele wyrosły łuski, drobne dłonie ustąpiły miejsce ogromnym łapom, a na plecach pojawiły się niesamowite skrzydła.
Jedynym problemem przy przemianie było to, że pomieszczenie było zbyt małe. Jej smocze ciało napierało na ściany, które powoli zaczęły pękać.
W końcu budynek nie wytrzymał tego i się zawalił. Shyvana, przygnieciona tonami gruzu, zemdlała.
Ocknęła się w więzieniu.