Rok 2019
W wyniku hakerskich ataków na Riot, podczas przenoszenia championów z serwera do specjalnego programu, który miał automatycznie naprawiać wszystkie niezgodności i udoskonalić wygląd bohaterów, nastąpiło przerzucenie postaci z gry do realnego świata. Rada wszystkich wtajemniczonych krajów podjęła decyzję o wyeliminowaniu przybyszów i zatarciu śladów. Jednak mimo utraconych mocy każdy z bohaterów League of Legends nadal stanowi poważne wyzwanie, w dodatku wielu z nich całkiem dobrze ułożyło sobie życie w ludzkim świecie, znikając grupie do zadań specjalnych z oczu.
Spis treści:
Zderzenie losów#1: Rzeźnik Tryndamere wkracza do akcji!
Zderzenie losów#2: Rzeźnik Tryndamere wkracza do akcji!
Zderzenie losów#3: Ready to… Rumble!
Zderzenie losów#4: Podziemna bestia sieje postrach
Zderzenie losów#5: Strażnik czasu na warcie
Zderzenie losów#6: Aktorska pustka
Zderzenie losów#7: Demon śmierci szerzy wiarę
Zderzenie losów#8: Mission (Im)possible
Zderzenie losów#9: Gniew lasu
Biegł przed siebie. Liście smagały jego zarośniętą twarz a gałęzie wplątywały się w zmierzwione kudły. Była noc. Jasna noc. Okrągła noc pełni. Księżyc wisiał jak olbrzymia lampka nad dziecięcym łóżeczkiem. Tylko, że “łóżko” to nie zapewniało nikomu ochrony. Nawet gdyby panował nieprzenikniony mrok żadne stworzenie nie mogło pozostać przed nim ukryte.
Biegnąca postać zatrzymała się gwałtownie. Pociągnęła nosem wyszukując tego niepowtarzalnego zapachu. Był to jedyny zapach z którym miał problemy. Przeszkodę stanowił on sam ponieważ jego ciało wydzielało bardzo podobną woń. Na szczęście co polowanie wydzielał jej coraz mniej. Posiadał w sobie coraz mniej człowieczeństwa. Zupełnie mu to nie przeszkadzało.
Postać upadła teraz na cztery odnóża i przyłożyła nos do ziemi. Gdyby ktoś podszedł bliżej stwierdził by, że to… ale nie ważne. Nikt nie mógł podejść bliżej. Nikt nie odważyłby się podejść bliżej. Z gardła polującego wydarł się cichy warkot. Wyczuł to. Ludzie. Niecałe dwa kilometry stąd. Ruszył biegiem a jego nogi zaczęły wybijać ledwo słyszalny lecz miarowy rytm. Długi jęzor oblizał wyschłe wargi. Czuł ich. Byli coraz bliżej. Cała grupa. Mnóstwo ludzi. Mnóstwo mięsa.
Bestia wyskoczyła na polanę na której stała grupa zszokowanych obozowiczów. Łowce ogarnął szał krwi…
Dwójka ubranych na zielono ludzi wkroczyła do olbrzymiego gąszczu drzew. Nad ich głowami rozpościerały się splątane gałęzie leśnej dżungli. Słońce było właśnie w zenicie lecz pod koronami rozłożystych drewnianych olbrzymów nie miało to większego znaczenia. Zielony sufit przesłaniał skutecznie całe światło więc las spoczywał w półmroku. Ale czy aby na pewno spoczywał? Wyższy z mężczyzn obrócił się gwałtownie. W miejscu z którego przed chwilą usłyszał dźwięk nie było nic prócz olbrzymich pni. Obaj myśliwi podeszli do domniemanego źródła hałasu. Obok pnia widać było świeżo zrytą ziemię. Jeden z mężczyzn schylił się i zaczął badać dziwny ślad który z wyglądu przypominał malutką lisią łapkę, podczas gdy drugi rozglądał się po pniach i koronach drzew za sprawcą.
Myśliwy 1: Dziwna sprawa. No nic. Ruszamy dalej.
Drugi traper odburknął tylko coś pod nosem dając dobitnie do zrozumienia, że tą całą bestie uważa za mocno przesadzoną. Pierwszy myśliwy ruszył przodem. Nagle z tyłu rozległ się huk upadającego ciała. Mężczyzna na czele wyprawy w mgnieniu oka zdjął wiatrówkę przewieszoną przez ramię i wycelował w… swojego kompana.
Myśliwy 2: Spokojnie. Wyrżnąłem się tylko o jakiś głupi korzeń.
Myśliwy 1: Patrz jak chodzisz. Nie jesteśmy tu na spacerze.
Myśliwy 2: Nie ucz dziadka jak charkać.
W milczeniu ruszyli w dalszą drogę. Drugi z mężczyzn ubezpieczał tyły idąc jakieś dwadzieścia metrów za towarzyszem. Ponownie rozległ się, tym razem cichszy, plask upadającego czegoś. Myśliwy odwrócił się do swego kompana, tym razem nawet nie podnosząc broni.
Myśliwy 2: Strzelba zahaczyła o gałąź. Tylko nic nie mów.
Prowadzący polowanie westchnął i wrócił do wolnego chodu przez las jednocześnie obserwując okolice. Po kilku minutach marszu myśliwy zatrzymał się i odwrócił do swojego kompana. Niestety nikogo za nim nie było. Poddenerwowany mężczyzna zaczął nawoływać kolegę jednak odpowiadała mu głucha cisza przerywana odległym krakaniem. Powoli zaczęło się ściemniać. Traper postanowił przenocować na niewielkiej polanie w środku boru.
Po kilku chwilach zapadła nieprzenikniona ciemność. Świat utonął w mroku. Jedynym światełkiem w promieniu kilku kilometrów było małe ognisko na polanie, przy którym siedziała skulono postać ze strzelbą na kolanach. Nerwowy mężczyzna wpatrywał się uparcie w ognisko nie chcąc słyszeć wycia i innych, wzbudzających ciarki, dźwięków.
Nagle coś zaszeleściło. Mimo usilnych prób ignorowania otoczenia, wrodzony instynkt wziął górę i myśliwy rozejrzał się po czarnej polanie za którą wyrastał czarny mur drzew. Nic nie zobaczył. Mężczyzna odprężył się lekko i oparł o pobliskie drzewo. Wtedy jeszcze nie zastanawiał się skąd się tam wzięło. Szust rozległ się po raz kolejny, tym razem z bardzo bliska.
Myśliwy 1: To tylko wiatr. To tylko wiatr.
Przerażony podróżny powtarzał w kółko tą regułkę wpatrując się w pląsający ogień. Jego wzrok spoczął na małej iskierce wylatującej w górę z ogniska. Mały ognik tańczył na wietrze unosząc się ponad rozpalone drwa. Gdy latające światełko wzbiło się na wysokość dorosłego mężczyzny siedzący zobaczył coś, czego nie mógł zapomnieć do końca życia…
Nad nim wisiał sporych rozmiarów kształt. Strach wziął górę i mężczyzna zaczął uciekać z polany. Po dotarciu do ściany lasu opanował się jednak i ostrożnym krokiem podszedł do ogniska. Wyciągnął z torby latarkę i włączył. Strumień światła padł na twarz wisielca. Jego kompan wisiał do góry nogami opleciony drewnianymi pędami. Usta skrępowane zostały tak silnie, że oczy myśliwego prawie wypadły z orbit. Trupio blady wisielec zakołysał się lekko. Nie było wiatru.
Myśliwy 1: Nie ma wiatru!!! Nie ma wiatruuu!!!
Myśliwy krzyknął i puścił się w szaleńczym biegu. Jak najszybciej. Jak najdalej. Nie dobiegł daleko. Potknął się o korzeń…
Lulu przemierzała las swobodnym krokiem. Odbijała się od puszystych kępek mchów i machała rękami udając ptaka.
Lulu: Jak dobrze by było być ptakiem.
Wróżka westchnęła i opadła na runo leśne. Siedziała tak z uwagą przyglądając się opadłej, brązowej szyszce. Lulu wiedziała, że szyszka tu nie pasuje. Była inna. Zadziorna i nieposkromiona, dumnie prężąca swe drewniane oblicze. Wróżka przymknęła oko, przygryzła wargę i przechylając głowę przypatrywała się krytycznie mężnej szyszce. Po kilkunastu minutach obserwacji wróżka wstała, podeszła do spoczywającego przedmiotu i, z największą ostrożnością podniosła. Trzymając szyszkę dwoma palcami zrobiła kilka delikatnych kroków wciąż z uwagą przypatrując się trzymanemu obiektowi. Lulu zatrzymała się. schyliła i usadowiła szyszkę na górującej ponad innymi kępie mchu. Ponownie przekrzywiła głowę i, po krótkiej niż poprzednia, kontemplacji uśmiechnęła się szeroko.
Lulu: Teraz lepiej.
Lulu schowała się w sporej dziupli olbrzymiego dębu. Na jej ramieniu usiadł Pix. Wróżka uśmiechnęła się jeszcze raz i zasnęła.
Lulu otworzyła oczy. Dziupla w której siedziała należała do pani sowy która po nocnych łowach wróciła do domu. Wróżka wtuliła się raz jeszcze w mięciutkie pióra nocnej łowczyni. Wstał świt. Słońce niepewnie przedzierało się korony drzew. Lulu niepewnie wyjrzała z kryjówki. Obróciła się, pocałowała śpiącą sowę w czoło i wyskoczyła na leśne poszycie. Ziewnęła przeciągle i rozciągnęła się mrucząc przy tym jak ryś. Z Pix na ramieniu ruszyła przez las. Nagle stanęła jak wryta. Dumna szyszka leżała podeptana. Wokół mchu w nierównych odstępach pojawiały się odciśnięte ślady. Lulu ze złością ruszyła po tropach. Nie zdążyła zajść daleko gdy zobaczyła wielką zgarbioną postać chrapiącą pod drzewem. Mała wróżka migiem znalazła się przy Warwicku i z całej siły strzeliła mu kijem w zakrwawiony pysk. Wilczur warknął i otworzył oczy.
Warwick: Zjeżdżaj krasnalku zanim cię zjem.
Lulu otworzyła szerzej oczy. Widniała w nich istna furią, która, nawiasem mówiąc, całkowicie kontrastowała z jej niepozornym wyglądem. Wróżka ścisnęła mocniej drąg i zaczęła tłuc bestie niemiłosiernie.
Lulu: Ty wandalu! Nie dośc, że wchodzisz do mojego lasu, niszczysz harmonię tego miejsca to jeszcze mi grozisz?! Zatłukę cię głupi psie.
Warwick wstał. Górował nad wróżką dobre dwa metry. Uniósł wielką łapę i zamierzył się na “oprawczynię”. Włochata ręką zatrzymała się kilka cali od twarzy Lulu która patrzyła na wilka złowrogo. Pix osiadł delikatnie na ramieniu współtowarzyszki. Wilkołak ze zdziwieniem popatrzył na swoją unieruchomioną dłoń. Leśny duszek wzbił się w powietrze i zaśmiał się nienaturalnie. Warwick miał już tego powyżej swoich (dość wysokich) uszu. Wilczur odsłonił swoje wielkie kły i zaklął szpetnie widząc, że jego nogi również zostały unieruchomione.
Lulu: Właściwie to chciałam zaproponować ci pewną misję.
Warwick: Wypchaj się fioletowy smerfie.
Lulu: Tak myślałam. Nie bój się, będziesz miał dużo czasu na przemyślenie mojej oferty.
Na twarzy Warwicka wystąpiło zdziwienie, ale tylko na chwilę, bo nim zdążył się zorientować wisiał już do góry nogami splątany grubymi konarami drzewa. Maokai zaśmiał się gdy wilko-człowiek zaczął tłuc go w pień.
Maokai: Przestań! Gilgoczesz!
Wielki drzewiec mocno spętał Warwicka i odwiesił z swoich gałęzi na pobliskie drzewo.
Warwick: Nie ujdzie wam to na sucho! Uwolnijcie mnieeee!
Maokai oddalał się luźnym krokiem od więźnia, pozdrawiając stare dęby i rzucają sprośne żarciki do smukłych topoli. Za to Lulu już przypatrywała się następnej szyszce. Z tyłu rozlegało się przeciągłe wycie…
THE END C.D.N.
Spis bohaterów:
Bohaterowie martwi: Rek’Sai, Maokai, Tristana,
Bohaterowie o nieznanej przynależności: Twitch, Graves, Aatrox, Lulu, Warwick, Maokai,
Drużyna: Talon, Fiora, Tryndamere, Anivia, Heimerdinger, Rumble, Dr Mundo,
Organizacja powstrzymania Ratha: Zilean, Xin Zhao, Zac,
Sojusznicy Ratha: Viktor, Xerath, Ziggs, Vel’Koz,
Bohaterowie współpracujący z rządem: Cho’Gath.
Ps: Jak zwykle zaczęcam do śledzenia serii i podawania pomysłów na jej dalszy rozwój 😉 Za tydzień w piątek już 10. numer! Z pewnością będzie coś wyjątkowego. Zapraszam 😉