Kończąc rok 2014 wiele osób powie, że był on rokiem niezapomnianym. Ciężko nie zgodzić się z takim stwierdzeniem, ale przesadą będzie popadanie w melancholię. Każdy dzień wypełniony jest ciężką pracą zastępów programistów, techników, artystów, dziennikarzy, streamerów i innych, których nie sposób wymienić. Postarajmy się jednak podsumować ostatnie 365 dni patrząc pod kątem pozytywów.
Oryginalność wydawanych postaci
Projektanci Riotu mieli swoje gorsze i lepsze okresy, czasami zdarzało im się wydać totalny bubel niegrany później przez nikogo do czasu kilku buffów (a później nerfów, po których przychodziły wzmocnienia…), jednakże w tym roku odwalili kawał dobrej roboty. Wydanych zostało w sumie sześć postaci, których wspólnym znakiem rozpoznawczym jest oryginalności i odmienność względem wcześniejszych bohaterów. Jedynym mniej odróżniającym się jest Vel’Koz, jak ulał pasujący do stereotypu ślamazarnego AP castera z obszarowymi obrażeniami i irytującym CC, ale jego problem leży nie w samym projekcie, co w mecie nastawionej na mobilność.Zainteresowanych lekturą o postaciach zapraszamy do podsumowania wydanych w tym roku postaci.
Śmiało można powiedzieć, że wydani w tym roku bohaterowie dedykowani byli praktycznie w stu procentach weteranom, a nie nowicjuszom LoL-a, a to ze względu na horrendalnie wręcz wysoki poziom trudności (może odrobinę mniejszy w przypadku pociesznego Brauma). Trzeba przyznać, że liczba nowo dodanych mechanik była najwyższa od bardzo dawna: dziki laser Vel’Koza, ogłuszający pasyw Brauma, system transformacji Gnara, żołnierze Azira, nietypowy pasyw Kalisty oraz tunele i ograniczona wizja Rek’Sai. Dla zaznajomionych od dłuższego czasu z grą stanowi to poważne pole do popisu, ponieważ opanowanie tych wszystkich postaci, szczególnie w sytuacji nieustannie zmieniającej się mety oraz, w zasadzie, zmieniania się całej gry jest czymś wymagającym niebagatelnej ilości czasu.
Sądzę, że nie jestem jedynym oczekującym na start lig profesjonalnych, dzięki którym dane nam będzie zobaczyć całkowicie nowych championów, tj. Azira, Kalistę i Rek’Sai w akcji, kierowanych przez najlepszych spośród najlepszych. Turniejowy sukces Brauma i Gnara dowiódł, że “nowi” są w stanie poważnie zamieszać, a silnik gry, któremu zarzucano zacofanie techniczne, wcale nie jest taki staruteńki i wysłużony jak myśleliśmy.
Urozmaicenie rozgrywki
Jeśli jesteśmy już przy temacie oryginalności, nie można nie wspomnieć o ogólne zmian wprowadzonych zarówno w sezonie czwartym oraz w przygotowaniu na sezon piąty. Na uwagę zasługuje przede wszystkim gruntowne przebudowanie ról wspierającego oraz junglera. Dodano im głębię oraz urozmaicono rozgrywkę względem lat poprzednich zwłaszcza w kwestii supportów, którzy od dawna upominali się o jakieś zmiany. Zdarzały się nawet okresy, podczas których to supporci dyktowali rozwój mety i byli bardzo wysoko cenionymi pickami (Braum, nie chowaj się za tarczą!).Hecacopter w całej swej okazałości.
Nie samymi rankedami człowiek żyje, zaś ten rok dostarczył sporo rozrywki nielubującym się w poważnych rozgrywkach. Limitowane tryby gry zapewniły społeczności naprawdę sporą dawkę frajdy, a odejście Ultra Rapid Fire żegnane było szczerymi łzami, chociaż wieść niesie, że niektórzy mieli po dziurki w nosie Helicopter Hecarima (zwanego Hecacopterem). Dla fanów mocnych wrażeń zaprogramowane zostały przerażające Doom Boty, stawiające zacięty opór nawet niektórym profesjonalnym graczom (czy ten fakt ujmuje im profesjonalizmu?). Znalazło się także coś dla zafascynowanych współpracą drużynową połączoną z dominionowymi walkami o śmierć i życie, które w przypadku Ascension ucieleśniał złoty Xerath. Tryby czasowe są jednak tylko odskocznią, pozwalającą zaledwie na chwilę zapomnieć o poważnym świecie tabel i punktów rankingowych.
Nowa stara mapa
Na szczęście ucieczka od Summoner’s Rift nie była aż tak potrzebna, a to wszystko za sprawą fantastycznej aktualizacji graficznej, która ostatecznie objęła wysłużoną mapę. Ujawniony został również powód stojący za tak późnym udostępnieniem nowego wyglądu, którym był gruntowny rework gameplayu, zaplanowany do równoległego wdrożenia. Poza całkowicie nową dżunglą z jej śmiesznymi potworkami, różniącymi się trochę od swoich pierwowzorów, do gry dodane zostało kilka nowych stworzeń: milutkie kraby, w obliczu śmierci rozpaczliwie dashujące się niczym Shen oraz Baron i Smok. Tak, nie nastąpiła tutaj pomyłka, ta ostatnia dwójka została dopiero dodana razem z nową mapą, ponieważ nikt mi nie wmówi, że stary fioletowy robak, który sterczał na rzece w miejscu, w którym dzisiaj jest Baron, miał coś wspólnego z bestią obecnie zamieszkującą to leże. Podobnie sprawa ma się z potężnym Smokiem, zdolnym jednym podmuchem swojego ognistego oddechu zmieść z powierzchni ziemi cały obóz harcerski, razem z zamieszkującymi w nim chomikami.Sami oceńcie, czy przewidywania zawarte w tekście się sprawdziły – Czy rewolucja graficzna zniszczy LoLa?
Żarty żartami, jednak zmiana systemu wzmocnień i modyfikacja dystrybucji globalnego złota są bardzo istotnymi elementami gry, całkowicie zmieniającymi jej charakterystykę i unieszkodliwiającymi pewne strategie, przy jednoczesnym rodzeniu nowych. Zaburzona została statyczność niektórych części rozgrywki, razem z innymi zmianami przywiewając powiew świeżości na zatęchłe od kilkunastu miesięcy Summoner’s Rift.
Na razie pozostawmy aspekty interesujące osoby przesadnie zaangażowane na grze i wspomnijmy chociaż słowem o stronie wizualnej. Nie oszukujmy się, nowe SR cieszy oko i nie odróżnia się specjalnie od równoznacznych tytułów z grupy MOBA, a przypomnijmy, że zacofanie graficzne było przez długi czas sporą wadą LoL-a. Gra nie straciła nic na przejrzystości, nawet jeśli przy pierwszym kontakcie może się tak wydawać, co jest jednak naturalną reakcją na zmiany czegoś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Prawdopodobne jest, że niedługo otrzymamy możliwość wyboru zestawu dźwiękowego, dzięki czemu zwykłe rozgrywki nabiorą dodatkowego smaczku.
Malutkie turnieje i spektakularne Mistrzostwa
Gdybym w tym momencie postanowił przeprowadzić eksperyment i skonfrontował kilku Czytelników, zapalonych fanów esportu, z ich odpowiednikami sprzed dwóch lat oraz kazał rozprawiać o scenie, zapanowałoby podobne zamieszanie jak podczas budowy wieży Babel. Tak dynamicznie zmieniającej się sceny, z tak wieloma nowymi twarzami jeszcze nie mieliśmy. Wystarczy wspomnieć o rozszerzeniu LCS-u o dwa zespoły i już otrzymujemy całkiem pokaźną liczbę kandydatów na wzorce do naśladowania; jeśli dodamy do tego rotacje w regionach azjatyckich i przetasowania w tamtejszych zespołach, które to zmiany na pewno zachęcą wielu do zainteresowania się tamtą sceną, nasza lista znacznie się powiększa. Niestety, ale by młodzi musieli wstąpić, niektórzy muszą odejść, więc liczba esportowych emerytów rośnie z każdym dniem dzielącym nas od oficjalnego startu sezonu turniejowego. Jest to jednak ofiara konieczna i o niektórych będzie nam dane słyszeć znowu, możliwe, że w zupełnie innych okolicznościach.Nie byłbym sobą, gdybym nie poświęcił przynajmniej jednego akapitu na ogromny sukces promocyjny, za który uznaję Mistrzostwa Świata Sezonu Czwartego, w tym roku odbywające się w czterech różnych metropoliach. O LoL-u usłyszało wiele osób, również tych niespecjalnie interesujących się w grami komputerowymi, co stanowi istotne osiągnięcie marketingowe, dokładające swojego pustaka do imperium esportu, które wszyscy tworzymy i z którego akceptacją problemy mają przeciwnicy elektroniki, będący mentalnymi reliktami zeszłej epoki. Dla nas, zaangażowanych, niezapomniane na pewno pozostaną emocje komentatorów, zdzierających gardła z pasji, a nie dla pieniędzy; sromotna porażka Alliance do brazylijskiego KaBuM!, podejrzewanych o konszachty z szatanem; brutalne zderzenie z rzeczywistością fanów Teamu SoloMid oraz SK-Gaming, którym przedwczesny powrót do domu zagwarantował Svenskeren; epickie walki o ostatni punkt życia Nexusa w wykonaniu Fnatic i OMG oraz Cloud9 i Samsung Blue. Ja co prawda na swój numer jeden wytypowałem Impa wirującego pośród źdźbeł trawy stadionu w Seulu, ale kto by się przejmował moimi fetyszami…
Poland stronk!
Patriotyzm w świecie wirtualnym wcale nie umarł, a nawet powiedziałbym, że ma się bardzo dobrze. Ostatnie sezony minęły nam pod sztandarem w pełni polskiego Roccatu, prawie jednogłośnie wspieranego przez całą polską społeczność (tym, którzy się wyłamali, niebawem naprostujemy poglądy!). “Naszych” nie zabrakło również w innych zespołach, wśród których byli Gambit, Copenhagen Wolves, Millenium i Supa Hot Crew. Warto także powiedzieć o Polakach występujących w Challenger Series i Coke Zero, ponieważ nasz udział jest tam bardzo znaczący i niewykluczone, że w następnych sezonach będziemy mieli okazję dokonywać wyboru, który z polskich LCS-owych składów pragniemy dopingować.Za sprawą listopadowego Pucharu możemy z dumą możemy powiedzieć “Polska mistrzem Polski”. To niezwykłe, bardzo udane wydarzenie stanowi dowód, że polskie podwórko ma się całkiem nieźle i potrafimy zorganizować u siebie coś naprawdę na światowym poziomie, co zresztą pokazaliśmy również podczas marcowego finału Intel Extreme Masters – mam szczerą nadzieję, że nadchodzący IEM, zaplanowany podobnież w Katowicach, okaże się najlepszym w historii intelowskiej trasy. Rozmach, z jakim organizowane są te imprezy oraz bardzo wymierne profity dla miast organizatorskich powinny poważnie zachęcić inne polskie ośrodki do podejmowania starań o udostępnienie swoich hal.
Społeczność nigdy nie zawodzi
Rozszerzmy odrobinę horyzont ponad polskie podwórko i obejmijmy wzrokiem całokształt społeczności skupionej wokół najpopularniejszej spośród gier MOBA. Stwierdzenie, że urośliśmy w siłę jako community, jest pozbawione elementów fantastycznych. Może i tempo rozrostu samej gry spada wraz z powolnym wyczerpywaniem się rynku (który jednak i tak wystarczy jeszcze na dłuuugi czas), ale ewoluuje charakter społeczności, oczywiście w jak najbardziej pozytywnym kierunku. Wiele osób dotychczas związanych z innymi produktami przerzuca się na Ligę, jednocześnie wnosząc swoje doświadczenie i świeże spojrzenie. Nowych twórców przybywa z każdym dniem, bariery praktycznie nie istnieją, nawet najbardziej gnuśni znajdą coś dla siebie. W tym natłoku trochę ciężko jest być oryginalnym, ale odrzucenie nie jest zjawiskiem zbyt dokuczliwym.Co ciekawe, zaobserwować można dojrzewanie społeczności, dojrzewanie w kwestii tworzonych przez nich materiałów. O wzroście w aspekcie jakości już wspominałem, jednakowoż mam na myśli, hmmm jakby to wyrazić, uprofesjonalnienie. Liczba filmów stworzonych przez prawdziwych mistrzów montażu oraz artykułów i wywiadów napisanych przez zawodowych dziennikarzy, na co dzień wykorzystujących słowo pisane do zarabiania na życie jest symbolem zwiastującym doganianie sportów tradycyjnych. Nawet pozbywając się tego nieco górnolotnego sposobu myślenia dostrzec można polepszenie tego, czym jesteśmy każdego dnia karmieni przez twórców. Sam Riot narzuca bardzo wysokie standardy, starając się dążyć do perfekcji i konkurując z markami będącymi w biznesie multimedialnym od kilkunastu lat.