Kiedy był mały odmówili mu posady w cyrku, bo taki stopień pajacowania to było dla nich za dużo, więc postanowił przerzucić się na gry komputerowe. Największy dziad polskiego e-sportu, a zarazem osoba, bez której nie byłby on taki jaki jest obecnie. W dzisiejszej rozmowie Veggie!
How2Win Achmed: Jak wyglądały Twoje początki z e-sportem?
Veggie: Trzeba zacząć od gimnazjum. Wtedy kilku kolegów grało w CS 1.6, więc wiadomo – ja też byłem w to wciągnięty. Oni przez jakieś 2-3 miesiące sobie pogrywali i przestali, a ja ciągle kontynuowałem grę. Jakieś mixy itp., ale u mnie problematyczne okazało się to, że byłem za mało mobilny jeśli chodzi o drużyny. Na tle swoich kolegów byłem całkiem niezły i żeby się rozwinąć, powinienem był zrezygnować z gry z nimi i znaleźć nowy team. Jednak kończyło się zazwyczaj tak, że grałem z tymi samymi osobami. Miałem wtedy podejście “jak się gra w jednym teamie, to się gra w jednym teamie”. A na początku kariery ważne jest, żeby próbować i poznać scenę. To był taki początek w ogóle jeśli chodzi o e-sport. Wtedy dowiedziałem się, że coś takiego istnieje. Potem oczywiście początek z League of Legends wyglądał podobnie, tylko że na studiach. Na pierwszym semestrze kilku kolegów powiedziało mi o LoL-u i zachęcało do grania. Na początku nie chciałem, bo wiedziałem jak to się skończy – że się wciągnę i będę poświęcał na to dużo czasu. Ostatecznie uległem i znowu sytuacja podobna jak ta w gimnazjum – znajomi przestali grać, a ja cisnąłem dalej. Potem pierwszy LAN, bodajże to był EGU Białystok, chyba w 2011.
Jesteś byłym pro graczem, trenerem, komentatorem, ekspertem i do tego showmanem. Uważasz się za e-sportowego człowieka renesansu?
Ja uważam siebie raczej za e-sportowego nieudacznika (śmiech). To że robię to wszystko nie wynika z tego, że chciałem, tylko że nie byłem w stanie poświęcić się w pełni jednej rzeczy. Nawet jak byłem zawodnikiem to studiowałem. Od początku sobie mówiłem, że jak skończę studiować to zrezygnuję z e-sportu i pójdę do normalnej pracy. Po części tak się stało, bo jako zawodnik ostatnie takie moje podrygi były jak powstawało Anexis. W tym Anexis, które jako drugie w Europie dysponowało gaming housem, miałem być graczem. Jednak nie poświęciłem się w pełni temu – miałem studia i pracę inżynierską do obrony. Ostatecznie nie pojechałem do tego Wrocławia. I tak jakoś przestałem być graczem.
Podobnie było z trenowaniem. Jeden semestr skończyłem normalnie, ale przy drugim już musiałem wziąć dziekankę, żeby móc trenować. Jak przyszła magisterka to musiałem zrezygnować z trenowania. Ja generalnie praktycznie nic nie zarobiłem jako gracz czy trener. Trenerzy nie byli oficjalnie uznawani, a za czasów jak byłem graczem, to nie było jeszcze LCS. Wielu ludzi ma mnie za jakiegoś orędownika e-sportowego. Mówią, że ja to w ten e-sport wierzę. Wtedy odpowiadam “noo, tak nie bardzo”. Dla mnie to jest takie, że, no ok – jest gdzieś tam sobie z boku, ale czy można na tym zarobić? No można, ale trzeba mieć dużo szczęścia i być rzeczywiście najlepszym. Można zarobić będąc psychologiem, ale takich, którzy zarabiają naprawdę dużo mamy może dwóch w Polsce. Tylko oni są sławni, wydali jakąś książkę itd. Podobnie jest z e-sportem. Ilu mamy junglerów, którzy mogliby jakoś zarabiać na tym? No powiedzmy, że 100. A ilu zarabia dużo? Praktycznie sam Jankos. Trzeba też myśleć co potem, bo kariera się skończy, a nie chodzi o to, żeby wyjść na zero, tylko żeby wyjść na plus.
Komentatorem zostałem z przypadku. Po prostu po jakimś dłuższym czasie zadzwonił do mnie mój były menadżer z Elo Hell i powiedział, że jest transmisja w Polsacie i czy nie chciałbym komentować. Do studia Polsatu miałem jakieś 20 minut, a nie kolidowało mi to z moją ówczesną pracą, więc pomyślałem – czemu nie? Jak się stałem tym jak to określiłeś “showmanem”? Postanowili zdjąć nas z anteny jak komentowałem we Frenzy. Najpierw oczywiście było zero śmieszków, pełen profesjonalizm, analizy itd. No ale jak już mieli nas zdjąć, to zacząłem sobie robić jaja. I przez to przybyło nam wtedy widzów.
Pomimo bogatej wiedzy i umiejętności jakie posiadasz, przez przeciętnego widza Twitcha zazwyczaj jesteś określany mianem pajaca. Boli Cię to czy raczej jest Ci to obojętne? W sumie sam wykreowałeś sobie taki wizerunek…
To jest persona, którą sam wykreowałem. Ale może po kolei. Najpierw był cyrk, bo mieliśmy wtedy takie podejście, że jak już robimy sobie jaja, to ja będę robił taką jakby satyrę. Taki był pierwotny plan. Wtedy wszyscy mówili na czacie, że robimy młyn. Chciałem wymyślić coś innego, więc wymyśliłem cyrk. Pierwsze nasze nagrywki były w stylu “ja chcę być w cyrku, a Testree nie chce być w cyrku”. Potem ktoś na czacie wpadł, że klaun, pajac… i pajacowanie to był dobry pomysł, żeby przyciągnąć ludzi, bo widzowie chcą oglądać takie zachowania. W życiu normalnie nikt się tak nie zachowuje. Wiadomo przecież, że jak przychodziłem do pracy, to nie krzyczałem na szefa czy ma bilety do cyrku.
No tak, bo w Polsce najlepiej sprzedaje się pajacerka…
Tak, ja uważam, że taki jest wniosek. Nikt nie chce oglądać najlepszych graczy w Polsce, nawet Jankosa. On jest najlepszym junglerem w Polsce, ale największą popularność ma dopiero teraz, jak odpalił streama. On ma w sobie dużo showmanshipu, jest osobą z dużą energią, co przyciąga widzów. Tak samo było w Roccacie, że przed meczami darł się, skakał i rzucał krzesłami. Wiadomo, że on już wcześniej był popularny, ale ta popularność jeszcze poszła do góry. Nie byłoby tak gdyby był zwykłym spokojnym graczem a’la Neo z CS. No właśnie, taki NEO czy Byali są bardzo dobrymi graczami, ale czy mają taką popularność jak np. Pasha? No nie.
Masz dosyć bogatą “kartotekę”, jeśli chodzi o zespoły, do których należałeś. W którym czułeś się najlepiej, a który był dla Ciebie, powiedzmy, największym e-sportowym sukcesem?
Zdecydowanie Roccat był największym sukcesem. Byłem wtedy jednym z pierwszych trenerów w Europie. Robiłem wówczas coś nowego i faktycznie miałem wpływ na drużynę. W sumie niewiele nam brakło, żeby pojechać na Worldsy. A w jakiej czułem się najlepiej? To jest ciężkie pytanie. Może w Elo Hell jako zawodnik, jak pojechaliśmy na Gamescon. Wybraliśmy się na ten turniej bez jakichkolwiek oczekiwań. Chcieliśmy wtedy zmienić Shusheia, bo lanowo słabiej mu szło. Był strasznie cichy i mało mówił, co przekładało się na jego komunikację z nami. Miałem wtedy dużo ofert z Europy, ale odrzucałem je, bo widziałem w tej drużynie potencjał. No i przede wszystkim bardzo dobrze się dogadywaliśmy.
Stosunkowo niedawno zostałeś mężem i ojcem. Czy to coś zmieniło w tym jak podchodzisz do swojej pracy? Myślałeś nad zmianą swojego stylu na bardziej poważny, czy może jednak jedno z drugim się nie kłóci?
Ma to coś wspólnego. Myślę, że i tak bym nie utrzymał tej “formy” z Parszywej V. Ale wydaje mi się, że te fakty przyspieszyły ten proces. Nawet teraz muszę np. ciszej mówić, żeby mała się nie obudziła. Może to np. uniemożliwić streamy, bo wiadomo, że podczas streama człowiek niejednokrotnie się wydrze. Jeśli chodzi o transmisje to myślę, że po prostu się zmęczyłem. Druga sprawa, że na Parszywej prawie nic nie zarobiłem. Ludzie myślą, że jak na transmisji jest po kilkanaście tysięcy widzów, a na transmisji z Worldsów po kilkadziesiąt, to człowiek zarabia miliony i jeździ Lamborgini. Ludzie, błagam Was – nie dostałem prawie nic z Parszywej. Transmisje były za darmo. Jedynie co dostałem to lajki na fanpage, które pomogły mi w innych dealach. To było podobnie jak z byciem graczem czy trenerem. To już nawet nie chodzi o to, że nie ma dużo kasy. Ja po prostu mogłem zarobić więcej idąc do normalnej pracy.
Pomimo tego, że jesteś już trenerem iHG, dostajesz wciąż oferty od innych drużyn?
Żeby było śmiesznie teraz nie, ale jakieś trzy miesiące temu to był bardzo dziwny czas. Dostałem nagle dwie oferty z zagranicy, z czego jedną LCS-ową. Powiem tak – ja ich nie rozumiem. Jeśli ktoś jest w LCS i odzywa się do starego dziada, który od trzech lat nie trenował, to znaczy, że oni tam tym źle zarządzają. Ich priorytetem powinno być ściągnięcie kogoś nowego. Dostałem ofertę z Włoch i miałem chyba też ofertę z Hiszpanii. Wszystkie je odrzuciłem. Ja nie mogę pojechać teraz. LCS dla mnie już minęły. Mam nagle całą rodzinę spakować i jechać do Berlina? Jak zrobią LCS w Polsce to wtedy możemy porozmawiać. Jakby RIOT przeniósł studio albo wreszcie zrobił te regionalne LCS z ligami i drużynami narodowymi – tak jak powinno być w Europie – to wtedy spoko. Do Berlina nie opłaca mi się jechać. Tam gracz ma opłacony apartament i jako gracz opłaca się jechać, ale to ile ja zapłacę za apartament dla rodziny jako trener to będę ledwo na zero wychodził. W Polsce też miałem sporo ofert. Nie wiem w sumie czemu, może jakieś budżety domykali. A z iHG to powód był prosty – Grzegorz Kamiński. Znalazł się sponsor, nie wiem w sumie skąd. I nie z Frenzy jak sporo osób myśli. Na początku podchodziłem do tego pomysłu sceptycznie. Nie chciałem żeby to było Team1. Wolałem wziąć pięciu no-name’ów i po cichu coś z nimi zrobić. Ale patrząc wstecz, dobrze pracuje mi się z chłopakami i nie żałuję swojej decyzji.
Porozmawiajmy trochę o polskiej scenie. Jak myślisz, dlaczego polskie zespoły nie mogą się przebić przez te zagraniczne do najlepszych lig? Graczy mamy przecież dobrych. Jedynie Kinguinom udało się dostać do CS, ale to by było na tyle.
Tu chodzi o kasę. Nie można stać się dobrym zawodnikiem na poziomie europejskim, jeśli się nie trenuje. Nikomu nie chce się trenować za darmo. No chyba, że ktoś faktycznie naprawdę wierzy w swój talent i że mu się to zwróci. Jedynym powodem, przez który Kinguin dostało się do CS, są pieniądze jakie ktoś wyłożył na ten zespół. I to była suma taka, jaką wyłożyłaby dobra organizacja europejska. I nie oszukujmy się, w żadnym stopniu nie wierzę, że ta inwestycja się zwróciła. To po prostu było marzenie różnych osób, które chciały mieć team. Polska musi znaleźć pieniądze, żeby móc się utrzymywać i póki co to chyba tylko iHG i Pompa są najbliżej tego. Zaletą Polski powinno być to, że tu są tani zawodnicy, bo są opłacani w PLN, a nie w euro. Gaming housy też są za złotówki. I nie w centrum Warszawy, tylko gdzieś na obrzeżach, bo gracze i tak nie wychodzą z domów.
Inny problem jest taki, ze według mnie Liga nie będzie działać w Europie gdzie są mixy drużyn. Wyobraź sobie, że w LCS masz drużynę, która jest ⅗ francuska, ⅗ polska, ⅗ niemiecka itd. Tak jak np. w meczu FC Barcelona vs Real Madryt. Każdy wie, że to są drużyny z Hiszpanii. Tutaj powinno być tak samo. Powinno się wręcz podpisywać te drużyny FRA kontra POL. Europa to jest zbiór małych krajów, a nie jedno wielkie państwo jak Stany Zjednoczone, gdzie może działać franczyza. Polacy chcą oglądać Polaków i dopóki pełna lub chociaż w ⅗ polska drużyna nie wejdzie do LCS, to nic się nie ruszy. Potrzebujemy taką złotą piątkę w LoL-a.
Nie sądzisz, że tutaj problemem może być zbyt duża rotacja zawodnikami? Mamy bardzo mało stałych drużyn. Zazwyczaj teamy zmieniają swoje rostery po jednym-dwóch nieudanych turniejach.
No tak, ale to wynika pośrednio z tego ograniczenia sceny. Każda drużyna na świecie ma lepsze i gorsze momenty. To samo tyczy się indywidualnie zawodników – Faker też miał gorsze chwile. Dlatego ta liga jest winna. Bo albo dostajesz się do ligi i masz stabilność, albo się nie dostajesz i jej nie masz, bo nie ma turniejów. Kiedy ja grałem, były trzy stabilne polskie drużyny: my jako EloHell, Team Acer i MYM. Może zmieniał się jeden zawodnik, ale core zespołu pozostawał ten sam. I to nie dlatego, że nie chcieliśmy się rozpaść. My się kłóciliśmy i były momenty, gdy chcieliśmy odejść. Ale potem przychodził jakiś turniej i było “no dobra, ale my już jesteśmy zapisani, na tamtego jesteśmy obrażeni i nie odzywamy się do niego, to wywalimy go po turnieju. Jednak póki co zagrajmy z nim, bo jesteśmy zgrani”. Potem się okazywało, że turniej poszedł nam dobrze i znowu wszyscy pogodzeni. Kiedy wygrywasz wszyscy są kolegami, kiedy przegrywasz wszyscy są wrogami. Ale żeby to określić potrzeba turniejów. W CS np. AGO i PRIDE to są w miarę stałe drużyny, bo są turnieje. Na szczęście to się powoli zmienia, głównie dzięki ESL i PLE.
Byłbyś w stanie stworzyć teraz polską piątkę graczy, która mogłaby namieszać w międzynarodowych turniejach i ligach?
Dałoby się. Jankos i Vander – to są pewniaki. Kikis – hmm, trochę obawiam się o jego formę, ale powiedzmy, że wróci do dyspozycji sprzed pół roku. Na midzie dużo mamy graczy, na przykład Sebek czy Matisław. Na pozycji ADC jest Woolite i kilku innych perspektywicznych zawodników. Oni poradziliby sobie na poziomie LCS, gdyby grali ze sobą w gaming house. Może nie byliby top4, ale top7-8 na pewno. Pograliby ze sobą trochę, nabraliby zgrania i zaraz byłoby lepiej.
Jak oceniasz zaplecze techniczne, którym mogą dysponować polscy gracze? Wciąż mocno odstajemy?
Tak. Porównajmy się np. do Hiszpanii. To jest niebo a ziemia. Tam każdy team ma gaming house, mają mnóstwo sponsorów i ligę, która cały czas prężnie działa. Potrafią ściągnąć trenerów i graczy zza granicy. Dalej – Francja. Oni nie mają dobrych zawodników, ale mają pieniądze. Tych drużyn francuskich też jest sporo. U nich na turniejach można dużo więcej wygrać. Gdyby w Polsce były takie pieniądze jak tam, to już dawno mielibyśmy dobre zespoły. Z drugiej strony nie potrafię zrozumieć Niemiec. Jak to jest możliwe, że ten kraj ma tyle pieniędzy i LCS u siebie, a dysponują tak małą pulą graczy.
Czy w Polsce rozwój e-sportu ruszył już na maksa, czy to wciąż nie jest najwyższe tempo na jakie nas stać? Czy może być jeszcze lepiej? I ile wciąż brakuje nam do innych państw?
Problemem jest RIOT. Musisz zatańczyć tak jak Ci zagrają. Jeżeli w Polsce ma się coś zmienić, to muszą zmienić się dwie rzeczy. Po pierwsze – pieniądze. To na szczęście powoli się poprawia. Coraz więcej jest sponsorów. FEC nieustannie ściąga nowych, na przykład KFC. Jeśli ja miałbym zostać teraz graczem, to na tle Polski mógłbym się z tego utrzymać. Może nie zarobić, ale utrzymać na pewno. Oczywiście gdybym był dalej na tym poziomie co kiedyś. Drugi problem to taki, że pomimo tego, że jakaś kasa w Polsce jest, drużyny stwierdzają, że nie wystarczy tutaj grać. Na takiej granicy są m.in. Pompa i iHG. To jest niezależne od Polski. Po rozpadzie Challenger Series RIOT musi coś zrobić. Rozsądną opcją byłoby przekazanie pieniędzy do lig lokalnych i dogadanie się na przykład z PLE lub ESL. Jest też druga możliwość, moim zdaniem lepsza. Mianowicie zrobienie szeregu turniejów międzynarodowych takich jak ten we Francji na którym ostatnio byłem. Czyli w tym miesiącu turniej we Francji, później we Włoszech, w Niemczech itd. Kasa byłaby w euro, co mocno zmotywowałoby zawodników. Wprowadziłoby to też ogromne urozmaicenie dla widzów, którzy mogliby oglądać rozgrywki narodowe. Lepiej się ogląda jak Polska gra przeciwko Hiszpanii niż gdy UOL mierzy się z Giants.
A jeśli chodzi o eventy i ich organizację? Jak to według Ciebie prezentuje się jeśli chodzi o poziom. Na przykład takie PGA czy IEM odwiedza mnóstwo osób, ale czy wynika to tylko ze względu na hype na e-sport i osoby ze sceny e-sportowej, czy może organizacyjnie też jest to wszystko na plus?
Ja myślę, że wszystko jest na plus. Jest event i tam jest bardzo dużo atrakcji. Gdyby np. był sam turniej chociażby na IEM, to nie byłoby dużo ludzi. Tak samo gdyby były same targi. Ale to są miejsca gdzie jest wszystko. Jeśli chcesz sobie pograć na PS4, to znajdziesz strefę F2P. Jeśli chcesz pooglądać turniej, to możesz usiąść i oglądać. Jeśli chcesz sobie kupić maskotkę Poro, to bez problemu ją znajdziesz na stoiskach. Jeśli chcesz spotkać Nervariena, to spotkasz Nervariena. W Polsce mamy naprawdę dobre eventy. Tylko jaki jest problem polskiego ESL? Jest finał i w sumie jest jedynie sam turniej. I nie będzie dużo ludzi bo brakuje np. tego Nervariena. A na dobrym evencie musisz mieć absolutnie wszystko. Dobry turniej, ludzie z e-sportu, atrakcje i stoiska.
Skupmy się na tych młodych imprezach, jak np. Good Game Expo. Uważasz, że jeszcze dużo im brakuje do tych, które w Polsce są od lat?
Nie. Na pewno zaletą GGE jest to, że hale są bardzo fajne i duże, dlatego jest mnóstwo wystawców. Tam brakuje trochę tego e-sportu. To znaczy z CS było jeszcze w miarę ok, ale jeśli chodzi o LoL-a to było kiepsko. Wy tylko zrobiliście dobry turniej LoL-a i chwała Wam za to. Jednak przez to, że jako jedyni się tego podjęliście, mało ludzi się zjechało. W CS było kilka turniejów, dzięki czemu przybyło na to sporo graczy. Niemniej jednak GGE idzie w dobrą stronę i z roku na rok będzie coraz lepiej.
Porozmawiajmy teraz trochę o komentatorce. Uważasz, że jest to bardzo ciężka sztuka do nauczenia?
Na pewno trzeba się trochę pouczyć. Ja zawsze miałem niezbędną wiedzę z gry, ale nie miałem warsztatu komentatorskiego, jak na przykład wkurzający głos i tego typu rzeczy. Ale zapisałem się na zajęcia i na nie chodziłem, więc dla mnie szczerze samo komentowanie było ciężkie. Na zajęcia chodziłem jakieś 3-4 miesiące zanim efekt był widoczny. Tak jak wtedy np. były LCS i leciał mecz, np. NiP kontra Giants, którego trzeba na bieżąco komentować. To jest męczące i nudne. Nikomu się nie chce i wtedy są gorsze casty. Dla mnie łatwiej jest być trenerem lub graczem.
Od czego taki początkujący komentator powinien zacząć. Co byś poradził osobie, która chce zacząć się w to “bawić”?
Ja bym zaspamował maila wszystkim organizatorom turniejów i pojechał na turnieje typu Pomorze Gaming. To jest jak ze wszystkim innym w życiu – trzeba zacząć coś robić. To nie jest tak, że sobie powiesz “zostanę komentatorem” i już nim jesteś. Nie wchodzisz od razu na głęboką wodę, ale musisz coś robić. Zdobyć jakąś wiedzę, analizować patche, sytuację na scenie. Musisz wiedzieć jakie picki są dobre, jakie drużyny są najlepsze na świecie. Musisz określić swoją osobowość. Kolejna rzecz – musisz mieć temu dedykowany głos. Ja na przykład miałem tę wiedzę i potrafiłem analizować, ale mój głos był tak beznadziejny, że nie dało się mnie słuchać. Było to dla mnie sporym ograniczeniem na początku.
A ciężko jest się wybić? Nie jest to tak jak w przypadku streamerów? Ci, którzy są od początku, są na topie i ciężko się przez nich przebić.
Powiem szczerze, że nie wiem. Mnie ominęły takie problemy. Co prawda dysponowałem na początku mniejszą liczbą widzów, ale ja miałem już jakąś lepszą bazę żeby zacząć i łatwiej mi się było przebić. Ciężko mi powiedzieć, bo ja nigdy nie musiałem się przebijać z totalnego no-name’a. Szczerze to chyba najlepiej jest jako gracz, bo wystarczy, że potrafisz dobrze grać. Osobiście uważam, że ktoś kto mówi, że ciężko się przebić, po prostu robi za mało. No ale ja może po prostu patrzę z góry, bo nie wiem do końca jak ciężko to jest – mnie to raczej ominęło.
Nie sądzisz, że wprowadziłeś casterkę w Polsce na trochę inny poziom? Mamy w Polsce profesjonalnych komentatorów jak na przykład Avahir czy Cruiser, jednak Ty połączyłeś profesjonalizm, wiedzę i do tego show.
Wydaje mi się, że to było coś nowego i ludzie to podłapali. Nervarien teraz popracował nad warsztatem. Komentuje dużo i już się tego świetnie nauczył. Avahir złapał trochę luzu, chociaż dalej w tej kwestii jest trochę oporny. Aczkolwiek warsztat komentatorski dalej ma lepszy niż ja. Myślę, że my wtedy we Frenzy razem z Testreem i całą ekipą produkcyjną sprawiliśmy, że ludzie znowu zaczęli oglądać LCS, bo wówczas nikt tego nie oglądał. Był nawet czas, że Nervarien nie komentował LCS, bo nie było dla kogo. My na nowo sprawiliśmy, że ludzie zaczęli to oglądać, a inni tę widownię przejęli. Pokazaliśmy, że da się komentować turnieje inaczej niż to było przyjęte do tej pory.
Masz jakiś swój osobisty ranking najlepszych komentatorów w Polsce?
To zależy pod jakim względem. Bo według mnie musi tam być Nervarien skoro ma najwięcej widzów. Ja z takiego założenia wychodzę. Na pewno ma wiedzę o grze. Teraz pytanie czy Jankos jest komentatorem, bo komentował Worldsy. Czy się utożsamia jako komentator? Powiedziałbym, że Jankos i Nervarien muszą tam być, bo mieli największą widownię. No i koniecznie umieszczę tu Avahira. To jest chyba jedyna osoba w Polsce, która mówi, że komentowanie jest jego pracą i robi to na co dzień. To jest chyba moje top3.
A czy ten styl komentatora showmana jest taki Twój własny, który Ci odpowiada i dlatego w ten sposób prowadzisz transmisje, czy może jest on bardziej wymuszony przez oczekiwania polskich widzów na streamach? Bo wiadomo, że pajacerka u nas przyjmuje się najlepiej.
Myślę, że jak to się zaczęło to byłem w takim czasie, że to było dla mnie naturalne. Teraz się zmieniłem. To nie jest tak, że ja oszukiwałem widzów. Ja wtedy taki byłem. Czy to było wykreowane? No było. Nasze założenie było takie, że na każdej transmisji mamy coś wyśmiać, tu kogoś uszczypnąć. Takie było podejście. Było w tym trochę aktorstwa. My się z tego zawsze śmialiśmy, ale poza kamerą, a wtedy przenieśliśmy to na wizję. Mieliśmy po prostu wywalone. Na pierwszej Parszywej V mówiłem “pamiętajcie, ja tu jestem takim Gordonem Ramsayem i będę darł mordę”.
Jak już mowa o pajacerce, to przyszedł czas, żeby porozmawiać o Parszywej V. Skąd w ogóle pomysł i jak dobieraliście ludzi?
Pomysł był mój, a realizacja Grzegorza Kamińskiego. Ja wtedy myślałem, żeby sobie streama odpalić. Zastanawiałem się – czemu oglądają takiego Nervariena, a nas nie? Myślałem co ludzie chcieliby zobaczyć. Kolesia grającego w goldzie? Może na streamie bym się wybił jakoś wyżej. Ale po co, skoro równie dobrze mogą oglądać Kubona. Innym pomysłem było robienie analiz na streamie. Jednak czy ktoś chciałby to oglądać? Mają od tego przecież filmiki na YouTube. No i przyszła trzecia opcja. Moim największym atutem jest to, że mam wiedzę, więc może zrobić coś w stylu “road to challenger”? Chciałem więc zebrać cztery osoby z czatu, powiedzmy jakichś silverów. Ja bym poszedł do dżungli i zobaczymy gdzie z tym moim shot callingiem możemy wyjść. Czy do jakiegoś golda, czy może wyżej. Wtedy Kamyk zaproponował, żebyśmy zrobili to na żywo z ekipą Frenzy. On miał silvera, Rajon jakiegoś golda, mamy tu jeszcze paru innych. Weźmie się jakąś laskę jeszcze i będzie git. W ogóle śmiesznie patrząc tak z perspektywy czasu, że to akurat blondi do nas trafiła. Ona wtedy chyba była z jakimś kolesiem z ESL i trafiła do nas przypadkiem. Grzesiek z tego co pamiętam opłacił jej nocleg i dojazd. Koniec końców miałem trenować po prostu grupę debili z silvera i golda. To był totalny miszmasz, ale jakoś to wyszło.
Ten projekt był wstrzymywany, a później wznawiany. Dlaczego?
Projekt był wstrzymany tak jak już mówiliśmy, z braku studia. Ale nawet jakbyśmy mieli, to nie wiem czy byśmy to robili. Wszystko się kiedyś nudzi. Nie każdemu chciałoby się przychodzić i ciągle robić coś za darmo. Na początku jak widzów było dużo i wpadały lajki na FB to było fajne, ale przy chyba 6. odcinku to już nie było to samo. No bo czemu miał ktoś od nich czegoś oczekiwać skoro robili to za darmo? Przecież to nie była ich praca. I ich zdenerwowanie na te oczekiwania było oczywiste. Ludzie z Frenzy chcieli tego powrotu Parszywej, ale ja nie jestem wielkim fanem tego pomysłu.
Nie sądzisz, że wyznaczacie pewne trendy w Polsce? Powstała PV i nagle każdy chciał Was oglądać, bo to coś nowego i ciekawego. W międzyczasie była Galaktyczna Liga – niby nic takiego, bo pamiętam, że chyba można było mieć co najwyżej golda, ale jednak zainteresowanie spore i ciekawa forma prowadzenia. Potem np. Heroes 3. Niby stara gra i każdy ją zna, ale jak zaczęliście ją transmitować, to bum – wszyscy grają w Heroesy i nawet był poruszany ich temat w kwestii e-sportowej. Do tego jeszcze talk showy.
Galaktyczna Liga to był pomysł Grzegorza Kamińskiego i my mieliśmy wtedy większą widownię niż ESL MP. Nikt nie pomyślałby wtedy, by grać turniej inaczej niż do zniszczenia nexusa. Wydaje mi się, że jedyną zaletą Frenzy jest to, że jesteśmy pomysłowi. Czy potrafimy coś innego? Chyba nie. Kolejna rzecz to raczej związana ze mną – mi się szybko rzeczy nudzą. Galaktyczna Liga jakoś mi się znudziła, Januszy Esportu też nie było dawno. Heroes 3 to oczywiście też był pomysł Grzegorza. On się wtedy pokłócił z Frenzy i chciał zrobić coś, żeby im popalić. Zrobić coś swojego, by mieć dużą widownię. I miał rację, bo to wyszło. Ale teraz nie opłaca się ich już robić. Trzeba wymyślić coś innego.
Salon Gier Chuck miał być jakąś lekką prowokacją, czy po prostu uznaliście że taka nazwa przyciągnie masę widzów?
To w ogóle nie miała być prowokacja. Oczywiście jest to ewidentne nawiązanie do Norberta, nie oszukujmy się, nie jesteśmy debilami. Sam plan salonu gier Chuck był taki, że mamy grać w planszówki. Połowa rzeczy jakie robiliśmy we Frenzy wydarzyła się dlatego, że byliśmy grupą przyjaciół. Nie wiem czy to się dało odebrać na transmisjach. Chcieliśmy zagrać w jakieś planszówki albo RPG, więc pomyśleliśmy – czemu nie zrobić tego na żywo? Jakoś tak wyszło, że Salon Gier Chuck wypadł w moje urodziny, które i tak byśmy zrobili, więc połączyliśmy to wszystko. Ja już od dłuższego czasu przebąkuję, żeby zrobić kolejny odcinek salonu. Nazwa wyszła jakoś przypadkowo. Nie chcę się kłócić jak to wyszło, bo nie pamiętam czy to był pomysł Testree czy Barty, oni w sumie też nie pamiętają. Myślę, że Testree mógł zacząć, bo on lubi się bawić ze słowami, a Barty mógł dopowiedzieć. Ktoś przypadkowo powiedział salon gier, a ktoś inny dopowiedział u Chucka. Tak powstał Salon Gier Chuck. To nie było uderzenie w Norberta. My mieliśmy wtedy tak dużą widownię, że mogliśmy to nazwać Urodziny Veggiego i też byłoby mnóstwo widzów. Chodziło o to, że nas ta nazwa śmieszyła, jak połowa rzeczy, które wspólnie robiliśmy.
Przeczytałem na LoL Wiki, że urodziłeś się w Stanach. To prawda?
Tak, mieszkałem tam przez 10 lat. Później rodzice powiedzieli, że wracają do Polski noo isie stało :s
Widzę, że jednak dramy były analizowane.
Niekoniecznie analizuję dramy. Po prostu nie da się od nich uciec. Na Facebooku mi się wyświetlają, to czytam, ale nie udzielam się w nich. Aczkolwiek ta drama naprawdę mnie śmieszyła. To naprawdę brzmi jakby ktoś siedział i pisał scenariusz. Tak sobie myślisz – jaka może być kolejna drama z Norbertem? Znowu kogoś zwyzywa w grze albo powie coś nie tak, albo pobije się z kimś. A tu coś na tle romantycznym.
Znalazłem też informację, prawdopodobnie dosyć starą, ale podobno Twoimi takimi znakami rozpoznawczymi jest “kasia pe” i “taroty”. Możesz przybliżyć o co chodzi?
To jest coś na zasadzie jak rozmawialiśmy wcześniej np. o tej pajacerce w Frenzy. To nie było w 100% sztuczne ani w 100% autentyczne. Kiedyś jak komentowałem na samym początku kariery i to nie jako komentator, tylko jako ekspert, bo scena była wtedy tak do tyłu, że ekspert był jednocześnie komentatorem. Nie miałem wtedy nawet warsztatu. Komentowałem Worldsy, sezon 2. Żeby było śmieszniej, to komentowałem je z Tazem. I po prostu w tamtym czasie wszyscy gracze mówili na Cassiopeię kasia pe. Ludzie widocznie o tym nie wiedzieli. Taroty? Nie pamiętam do końca skąd się to wzięło. Chyba przez to, że komentowaliśmy do późnych godzin nocnych i o 4 w nocy człowiek czuje się jakby był pijany, pomimo, że nie pił. Wtedy mówiłem turrety, taroty, co to za różnica. I chyba nawet na wizji to powiedziałem.
Gdyby nie e-sport, to jaka alternatywa?
Nie licząc pracy zawodowej, którą i tak wykonuję, to czymś bym musiał się zająć. Może czysto teoretycznie pograłbym w jakimś zespole muzycznym. Może po godzinach bardziej ruszyłbym w naukę. Miałem propozycję, żeby wykładać na uczelni. A może jeździłbym na deskorolce.
Seria szybkich pytań:
Golum czy orki?
Golum.
Czysta czy smakowa?
Czysta.
Zamek czy Forteca?
Zamek.
Gdybym miał zostać postacią z LoL-a, to byłbym…
Twisted Fatem.
Nie zapomnijcie odwiedzić Veggiego na jego social mediach!