Od finału Mistrzostw Świata minęło już parę dni. Nie będę więc tutaj ukrywał wyniku, jako że prawdopodobnie każdy zainteresowany już go zna. Dzisiaj przyjrzymy się dokładniej jak wyglądał sukces Invictus.
Fnatic vs Invictus Gaming
Pierwszą grę możemy podzielić generalnie na 3 segmenty. W pierwszej, trwającej ok. 15 minut fazie nie działo się praktycznie nic poza typowym “straszeniem” junglerów i jakimiś drobnymi pojedynkami, to z kolei płynnie przeszło do króciutkiej, pięciominutowej fazy kapitalizowania zebranych zasobów (co jednoznacznie bardziej wyszło ekipie z Chin – działali na wielu frontach jednocześnie podczas gdy Fnatic miało problemy z operowaniem na zaledwie jednym), potem dostaliśmy powtórkę z pierwszych piętnastu minut czyli kolejny zastój, natomiast na ostatniej prostej mieliśmy bardzo intensywną końcówkę – w ciągu zaledwie 5 minut mogliśmy oglądać 3 duże teamfighty, z pozoru nieco chaotyczne ale w praktyce bardzo wyraźnie miarodajne – w 3 walkach, odpowiednio o Smoka, Nashora oraz w ostatecznym starciu ekipa Invictus z przewagą 5k złota (i dalej rosnącą) dosłownie zmiotła europejską drużynę z powierzchni Summoner’s Rift i zabezpieczyło pierwszą mapę dla siebie.
Gra numer 2 była już znacznie bardziej intensywna, głównie za sprawą Ninga który swoją samą swoją obecnością i presją robił Fnatic duże problemy, a i na te bardziej materialne efekty jego działania nie musieliśmy dużo czekać. Jak zazwyczaj pisałem że w większości gier jest tłem, to tutaj rzeczywiście – wyszedł bezpośrednio na pierwszy plan. Dominacja Invictusu była nieprzerwana aż do okolicy 25 minuty, bo wtedy Fnatic, zmuszone kierunkiem w jakim szła ta gra, musiało wymusić walkę przy Baronie. IG nie podjęło walki od razu co dało Europejczykom trochę nadziei, jednak zaraz po zabezpieczeniu tego objective’u przez Broxaha IG już zainicjowało walkę i nie zostawiło Fnatic nawet złudzeń. Pomimo że to nie był jeszcze koniec rozgrywki, to nie musieliśmy czekać na niego dużo dłużej – po 5 minutach Chińczycy zdecydowali się na ostateczne uderzenie na bazę rywali i to już zakończyło ten mecz, stawiając Rookiego i spółkę jedną grę od sukcesu w Mistrzostwach Świata.
Pomimo że wydawało się na początku tej trzeciej gry, że Fnatic podejmie jeszcze walkę, to zaledwie 10 minut zajęło Invictusowi rozwianie tych wątpliwości. Od tego punktu we wszystkich walkach dominowali właśnie oni (zwłaszcza dzięki świetnej dyspozycji ich strzelca), ale mimo to FNC nie porzucało nadziei. Mimo porażki w chyba każdym teamfighcie tej gry nadal podejmowali oni każdą próbę powrotu którą mogli wypatrzeć, no ale ostatecznie okazało się to dla nich zgubne, oprócz jednej sytuacji – przy błyskawicznej próbie podjęcia Barona przez IG Broxah zachował zimną krew i mimo reakcji ze strony chińskiej ekipy udało mu się ukraść to wzmocnienie dla swojej drużyny, niestety w dłuższej perspektywie nie znaczyło to zbyt wiele – jedynie opóźnili ofensywę Invictusu, a oni po prostu zakończyli to, co planowali całą grę, tylko że 5 minut później. Tym samym w nieco rozczarowującej i zabijającej hype Zachodu, 3-growej serii Invictus pokonuje Fnatic, i zostaje Mistrzami Świata 2018!