Jestem pewien, że większość z Was ma historię gier z gatunku Multiplayer Online Battle Arena w jednym paluszku. Dla nieobeznanych- zaczęło się od pierwszego Starcrafta i fanowskiej mapy “Aeon of Strife”. Twór ten dał z kolei początek “Defence of the Ancients”– modowi do Warcrafta III, w którym panowały zasady podobne do tych z chociażby League of Legends. Po paru latach deweloperzy zakochali się w gatunku i zaczęli prześcigać się w wydawaniu kolejnych gier. Dota 2, Heroes of Newerth, Smite, czy wspomniany LoL. “Super, mamy w czym wybierać!”- pomyślicie. Niestety, nie jest tak kolorowo…
Mogłoby się wydawać, że sporo tytułów dostępnych na rynku to ogromny wybór. Może i tak, ale niefortunnie producenci nie rozumieją znaczenia słowa “nadmiar”. Miesięcznie widzę co najmniej dwie zapowiedzi produktów “LoL’o-podobnych” udających, że są innowacyjne, świeże i na swój sposób wybitne. Meh… O ile Hi-Rez razem ze swoim Smitem (MOBA w 3D) mógł używać takich określeń, o tyle stosowanie ich przez wydawców Infinite Crisis jest karygodne. Gra sama w sobie była dobra, bohaterzy dosyć ciekawi, a mapy przemyślane, ale grafika była beznadziejna. Mógłbym to zdzierżyć gdyby nie swojego rodzaju lenistwo Turbine. Tak naprawdę żerowali na licencji DC Comics i czekali na zysk. Na ich nieszczęście nie wyszło…
Właśnie tutaj dochodzimy do sedna sprawy- lenistwa i pazerności. Na rynku jest teraz masa gier z gatunku MOBA, ale tylko 5-6 z nich odniesie albo już odniosło sukces. Reszta to klony sztandarowych produkcji, które niepotrzebnie zaśmiecają miejsce i próbują nieudolnie przyciągnąć uwagę i pieniądze użytkownika. Na szczęście gracze się tak łatwo nie dają, dzięki czemu podróbki trafiają do kosza. Regułę potwierdza Dawngate (ze swoimi funduszami EA mogło zrobić coś porządnego. Firma zdecydowała się jednak na stworzenie MOBY z JEDNĄ mapą, bohaterami prostymi jak budowa cepa i grafiką, które poziom słodkości przyprawiał o wymioty), wspomniane już Infinite Crisis i sporo innych gier. Nie wspominam tu nawet o “pykadełkach” przeznaczonych na smartfony/tablety. Pojawiają się w niewielkich ilościach, w większości mają identyczne zasady, a odróżnia je tylko grafika i tytuł. Jest ich na szczęście mało (sam grałem w bodajże dwie) i są wydawane bardzo rzadko.
Wróćmy jednak do PC-tów. Czy w dzisiejszych czasach możemy trafić na MOBĘ dobrą i dającą masę radochy? Tak! Mamy przecież League of Legends, Dota 2 (no hate pls), Smite i powoli rosnącego w siłę HotS-a. Bardzo ciekawie zapowiada się Battleborn (krzyżówka FPS-a i MOBY) i… To w zasadzie tyle. Strife to przeciętniak próbujący wmówić nam, że jest “The Second Generation MOBA”, Dead Island: Epidemic to kolejna “gra” żerująca na licencji, Magicka: Wizard Wars jest niedorobiona, Prime World jest cholernie nieprzystępny, a… Mogę wymieniać w nieskończoność. Smutne, ale niestety prawdziwe. Wolałbym dostać dwie, czy nawet jedną Multiplayer Online Battle Arenę rocznie, ale przynajmniej dopracowaną. A tak… No cóż, nie powinno się narzekać, lecz nadmiarem, który dostajemy można się (za przeproszeniem) porzygać.
Możemy więc wysnuć jeden zasadniczy wniosek- gier MOBA jest zdecydowanie za dużo. Nie byłoby w tym nic złego gdyby w jakikolwiek sposób się od siebie różniły. Niestety, w tym konkretnym przypadku ilość jest przedkładana nad jakość. Przez to trudno jest dzisiaj znaleźć perełkę wśród tych wszystkich klonów. Słyszeliście kiedykolwiek o Gigantic? Ciekawe dlaczego nie…
A Wy co sądzicie o obecnej sytuacji na rynku naszego ukochanego gatunku? Gier jest za dużo, czujecie przesyt i zmęczenie? Może cieszycie się z obecnej sytuacji (macie w końcu pozorny wybór)? Dajcie znać w komentarzach!