
Nie zapomnij mnie
Autorka: Dana Luery Shaw
Watai nerwowo kręciła pierścieniem na swoim palcu, podnosząc wzrok na klasztor wykuty w zboczu góry. Wiekuisty Ołtarz, dom Karmy. Watai nie spodziewała się, że wróci tu po tak długim czasie. Problemy z kolanami jedynie wzmagały ból, jaki sprawiała jej ta podróż. Wziąwszy głęboki wdech, zaczęła podchodzić ścieżką pod górę w kierunku małej kapliczki znaczącej wejście do prywatnego pokoju medytacji Karmy.
Kolano odmówiło jej posłuszeństwa, gdy była już prawie w progu i upadła twardo na ziemię. To cholerne miejsce. Zaczęła nienawidzić Wiekuisty Ołtarz, gdy sześćdziesiąt parę lat temu odwiedziła go z Jakgrim, ponieważ ten dostał wezwanie od mnichów. Te wspomnienia sprawiły jej tyle samo bólu, co jej upadek. Nie była w stanie wstać.
— Wszystko w porządku?
Watai podniosła głowę i ujrzała wysoką, piękną kobietę wyciągającą do niej dłoń. Choć nie znała jej twarzy, rozpoznała jej opończę, na której znajdowały się bliźniacze ioniańskie smoki otaczające jej głowę niczym aureola. Karma.
— Nic mi nie jest — odpowiedziała obcesowo Watai. Byłam umówiona z tobą na spotkanie.
— Witaj, wędrowczyni. — Kobieta uśmiechnęła się przepięknie, a w jej oczach zatańczyły iskry, gdy wzięła dłoń Watai w swoją. — Pozwól mi się tym zająć. — Karma naprężyła wolną rękę i otoczyło ją pulsujące, zielone światło. Watai dostała gęsiej skórki, gdy poczuła, jak chłodna jest ta poświata. Kobieta pomogła Watai wstać. — Lepiej?
Watai niepewnie sprawdziła swoją nogę. Kolano wytrzymało nacisk. Jednakże serce jej się łamało na widok nowej Karmy dzierżącej tę moc. — Mogę stać — powiedziała napiętym głosem.
Kobieta z obawą popatrzyła na Watai. — Na pewno? Nie wyglądasz…
— Z moją nogą wszystko w porządku, Oświecona — rzuciła Watai, cofając rękę. — Lecz twoja magia nie ukoi wszystkich bóli.
Spodziewała się, że kobieta zmiesza się albo zdenerwuje, ale Karma wyglądała… na spokojną.
— Masz rację — powiedziała Karma, potulnie kiwając głową, gdy wprowadzała Watai do prostego pokoju medytacji. — Nie potrafię ukoić żałoby. Jeśli straciłaś kogoś na wojnie, mogę jedynie zaoferować ci przeprosiny. Całe lata spędziłam, przepraszając mieszkańców w całym kraju, przepraszając za straty i bóle spowodowane moją decyzją o wsparciu… o kontynuowaniu wojny z Noxusem. Ale… — Przerwa, głęboki wdech. — Nie przepraszam, że I… że Ionia stawiła opór.
Watai i Karma przez długą chwilę patrzyły sobie głęboko w oczy. — Czy mogę ci pomóc z czymś jeszcze? — zapytała zupełnie życzliwie Karma.
Watai potrzebowała czasu, żeby zebrać się w sobie. — Poniosłam stratę jeszcze przed wojną. — Podniosłą rękę. — Poznajesz ten pierścień?
Karma przeniosła wzrok na nefrytowy pierścień i zaparło jej dech w piersiach. — Tak. Dałam go… Nie. On dał? On go komuś dał. — Zamknęła oczy i wsadziła twarz w dłonie.
Watai spędziła wystarczająco dużo czasu z Jakgrim, żeby wiedzieć, że Karma mocno się koncentruje, próbując dotrzeć do wspomnień, które nie do końca były jej wspomnieniami. — Spokojnie. Nie spiesz się.
Sześćdziesiąt lat temu Jakgri poprosił Watai, swoją narzeczoną, żeby towarzyszyła mu w podróży do Wiekuistego Ołarza. Watai nigdy nie wychyliła nosa poza ich wioskę, więc była podekscytowana możliwością zobaczenia świata. Może tak wyglądałoby ich wspólne życie. Watai i Jakgri wyruszyli zatem na dwumiesięczną podróż do klasztoru.
— Pokochasz to miejsce — oznajmił Jakgri. Jego uśmiech był wypalony w jej umyśle. Wiem, że to daleko od naszej wioski, ale poprosimy tkacza drewna, by wyhodował wiele sypialni w naszym domu, żeby twoja rodzina miała gdzie spać, kiedy nas odwiedzi. Będziemy mieszkać razem w mieście nieopodal klasztoru. Czyż to nie wspaniałe?
Ale ich wyśnionemu życiu nie było dane się ziścić. Watai szybko odkryła, że nie potrafi być szczęśliwa tak daleko od domu. Ale ścieżka Jakgriego poprowadziła go tam i nie było mowy o zawracaniu. Miał obowiązek do wypełnienia. Dlatego sama wybrała się w podróż powrotną do ich wioski, wciąż mając na sobie jego pierścień i nie spodziewając się, że kiedykolwiek do niego wróci. Że kiedykolwiek zobaczy swojego Karmę.
Wreszcie ręce Karmy opadły na boki, a jej oczy otworzyły się gwałtownie i szeroko. Jej tęczówki mieniły się tą samą zielenią, co tęczówki Jakgriego, gdy rozmawiał z niezliczonymi głosami w swojej głowie. Były to jego poprzednie wcielenia, które teraz należą do niej. Karma mrugnęła i jej oczy wróciły do normalnego stanu.
— Watai? — W jej głosie rozbrzmiała nuta niepewności, strach przed pomyłką.
Ale nie myliła się. — Och, niech duchy będą błogosławione — powiedziała Watai, wycierając łzy, zanim jeszcze mogły spłynąć po jej policzku. — Nie byłam pewna, czy Jakgri jest… sobą… w tobie.
— Jest i zarazem nie jest. Jego wspomnienia są moimi wspomnieniami, lecz… — Zgubiła wątek i nagle straciła rezon.
To żaden problem. Tyle jej wystarczyło. Watai spojrzała prosto w oczy Karmy, mając nadzieję, że zobaczy w nich Jakgriego. Chciała pozbyć się ciężaru z serca, żeby nie umrzeć, mając w sobie ogromny żal. — Przepraszam, Jakgri. Żałuję, że nie mogłam zostać tutaj z tobą… albo że nie wróciłeś wtedy ze mną do domu. Mam nadzieję, że znalazłeś inną miłość. Nie lubię myśleć, że mogłeś być samotny.
Zdjęła pierścień, położyła go na dłoni Karmy i zacisnęła wokół niego jej długie palce.
— Nie. — Wiele głosów przemówiło w jedności, a oczy Karmy jeszcze raz zaświeciły się duszami przeszłości. — Jakgri kochał cię do końca swoich dni. Żałował jedynie tego, że nie mógł dzielić swojego życia z tobą. Ale nigdy nie był sam. Duch Ionii zawsze był przy nim. — Wyciągnęła pierścień do Watai. — Pragnie, żebyś zatrzymała jego pierścień, jeśli wciąż go chcesz.
Pod bacznym spojrzeniem Karmy Watai z powrotem założyła pierścień na palec. Czuła, że wrócił na swoje miejsce, albowiem ona też nigdy nie pokochała nikogo innego. — Kocham cię, Jakgri — wyszeptała roztrzęsiona, lecz uszczęśliwiona. — Kocham cię.
Znowu ciemnooka Karma spojrzała na Watai. — Przepraszam. To nigdy nie trwa długo.
Watai pokiwała głową, miała ściśnięte gardło. — Dziękuję. Za to, co dla mnie zrobiłaś.
— To ja powinnam dziękować tobie, Watai.
— Dlaczego?
— Jakgri nie odzywał się do mnie — wybąkała. Od czasu ataku. Był… rozczarowany, a potem zamilkł. Przeżyłam lata bez jego głosu, bez mądrości mojego poprzednika. — Raptownie złapała Watai za ręce. — Dziękuję, że mi go wróciłaś.
Karma, albo Darha, jak się później przedstawiła, poprosiła Watai, żeby została jeszcze parę dni w Wiekuistym Ołtarzu. Być może razem będą mogły zacząć leczyć swoje rany, wszakże jedna z nich pożegnała się z Jakgrim, a druga powitała go na nowo.
Watai, wychodząc z pokoju medytacji, spojrzała na światło księżyca odbijające się w jej pierścieniu i zachwyciła się jego trwałością. Tak jak jej miłość do Jakgriego i jego miłość do niej, pierścień przez sześćdziesiąt lat nie stracił wyrazistości, nie wyblakł ani się nie przetarł. Nawet kiedy umarła, a niebo odarło jej kości do czysta, pierścień się zachował — był pamiątką po miłości, którą darzyli się nawzajem.
W Karmie ich miłość przeżyje nieskończenie wiele dłużej niż trwa jedno życie.

Blitzcrank Wielki Golem Parowy
W tętniącym różnobarwnym życiem Zaun, gdzie można osiągnąć wszystko, lecz ma to swoją cenę, odbywają się niesamowite eksperymenty. Mimo nieograniczonej kreatywności mieszkańców miasta pod miastem, jest tam pełno śmieci, rozpadu i cierpienia, które wdzierają się w każdy zakątek Zaun do tego stopnia, że nawet narzędzia stworzone, by je ograniczyć, nie są w stanie uniknąć ich korodującego wpływu.
Ogromne mechaniczne golemy, zaprojektowane do usuwania toksycznych odpadów pokrywających całe dzielnice Zaun, harują w niezwykle niebezpiecznych miejscach. Jeden z takich golemów pracował razem ze swoimi towarzyszami, zgodnie z wgranym weń programem, ponownie czyniąc Zaun miejscem do życia dla ludzi. Jednak żrące powietrze szybko zniszczyło jego postawną sylwetkę i niedługo potem stał się niezdolny do pracy, przez co uznano go za bezużytecznego i wyrzucono na śmietnik.
Lecz nie dla wszystkich był bezużyteczny. Wynalazca Viktor znalazł porzuconego golema i, ujrzawszy potencjał tkwiący w jego znieruchomiałym ciele, doznał olśnienia. Przeprowadził na nim serię eksperymentów. Chciał ulepszyć znaleziony automat, instalując w nim nową część, która miała usprawnić go ponad zamysł jego twórcy.
Hextech.
Viktor wszczepił hextechowy kryształ wydobyty gdzieś na pustyniach Shurimy w ciało zapomnianego golema i czekał z zapartym tchem, aż nagle maszyna zadrżała i obudziła się do życia.
Viktor nazwał golema Blitzcrank, ponieważ tańczyły na nim małe, niestałe wyładowania elektryczne — efekt uboczny działania hextechowego kryształu — i wysłał go do najbardziej toksycznych rejonów Zaun. Blitzcrank nie tylko okazał się być tak samo wydajny, jak jego napędzani parą kompani, ale wykonywał swoje zadania o wiele szybciej i skuteczniej. Dni zamieniały się w tygodnie, a na oczach Viktora dział się cud…
Jego twór uczył się.
Blitzcrank wprowadzał innowacje do codziennych wytycznych oraz interpretował i ekstrapolował je. Dzięki temu o wiele lepiej służył mieszkańcom Zaun, a nawet zaczął dzień w dzień z nimi rozmawiać. Widząc, że jego golem jest na skraju osiągnięcia samoświadomości, Viktor chciał powtórzyć swoje osiągnięcie, ale czekały go tylko frustracja i porażki. Klucz do coraz bujniejszej świadomości Blitzcranka pozostawał dla niego wielką niewiadomą.
Jednak rozwój Blitzcranka nie zawsze był powodem do radości. Koncepty takie jak umiarkowanie i subtelność były dla Blitzcranka niepojęte. Gdy coś robił, wkładał w to całego siebie albo nie robił tego wcale. Czasami przesadzał przy spełnianiu próśb Zaunitów lub ich nie rozumiał. Raz zmiażdżył wejście do mieszkania, żeby wpuścić tam osobę, która zgubiła klucz.
Innym razem zrównał z ziemią całą fabrykę.
Wysłany przez Viktora, żeby oczyścić dzielnicę z toksycznych chemikaliów, Blitzcrank podążył śladem żrącego wycieku aż do jego źródła. Tłumacząc sobie, że najlepszym sposobem na zapobiegnięcie dalszym zanieczyszczeniom będzie unicestwienie ich źródła, Blitzcrank zaczął niszczyć fabrykę. Jego otoczone błyskawicami pięści nie przestawały uderzać, dopóki nie został z niej tylko stos gruzu i powyginanego żelaza.
Rozsierdzony chemtechowy baron, właściciel zdemolowanej fabryki, naskoczył na Viktora i zażądał, aby ten zniszczył golema albo zapłacił znacznie wyższą cenę własną krwią. Viktor był rozbity, wszak postrzegał Blitzcranka jako żywą istotę, a nie jako narzędzie do wypełniania jego woli. Postanowił zatem przeszmuglować swój twór w bezpieczne miejsce. Liczył się z ryzykiem takiego działania i był gotowy ponieść konsekwencje, ale gdy wrócił do laboratorium, by wcielić swój plan w życie, spostrzegł, że Blitzcranka nie ma.
Blitzcrank wciąż ewoluował, stale przekraczając granice wyznaczone przez pierwotnie wgrany w niego program. Stał się samowystarczalny i postanowił ruszyć na własną misję, niezależnie od swojego stwórcy. Krążą plotki, że golem zaczął sam się ulepszać i dalej nieprzerwanie pracował, żeby nieść pomoc i zapewniać ochronę Zaunitom bez przerw na otrzymywanie instrukcji.
Patroluje teraz miasto pod miastem, samodzielnie decydując o tym, jaką ścieżką najlepiej poprowadzić Zaun, żeby stało się ono najwspanialszym miastem, jakie kiedykolwiek widział Valoran.

Camille Stalowy Cień
Klan Ferros wie, czym jest poświęcenie.
Większość rodzinnej fortuny pochodzi ze zbierania rzadkich kryształów od Brackernów, istot wywodzących się z Shurimy. Te hexkryształy lub „pierwsze kryształy” zawierały w sobie moc normalnie przeznaczoną dla tych, którzy od urodzenia posiadali talent magiczny. Kiedy prapraciotka Camille straciła ramię podczas jednej z pierwszych wypraw, jej poświęcenie zainspirowało motto rodu Ferros: „Dla rodu oddam wszystko”.
Brackernowie nie byli nieskończonym źródłem kryształów i ród Camille musiał poszukać sposobu na wzmocnienie tych kamieni, które zebrał. Wykorzystując szemrane inwestycje w chemtech i runiczną alchemię, wprowadzili na rynek mniej potężne, ale łatwiejsze do zdobycia syntetyczne hexkryształy.
Jednak nie obeszło się bez konsekwencji — mówi się, że produkcja hexkryształów w dużym stopniu przyczyniła się do powstania Szarości Zaun. Co więcej, klan Ferros utrzymał monopol na ten bezcenny towar tylko dzięki szpiegostwu, zastraszaniu i morderstwom, zabezpieczając nieprzerwaną produkcję w Zaun, dzięki czemu udało im się zachować miejsce na znamienitym Dworze Błękitnego Wiatru w Piltover.
Jako najstarsze ocalałe dziecko klanu Ferros, Camille otrzymała najlepszą możliwą edukację. Miała najlepszych nauczycieli, opanowała kilka obcych języków i nauczyła się po mistrzowsku grać na wiolonczeli. Nauczyła się także czytać i pisać starożytnym shurimańskim, gdy pomagała ojcu w odkrywkach w dolinie Odyn.
Zgodnie z tradycją jedno z młodszych dzieci zostawało głównym wywiadowcą rodu, blisko współpracującym z przywódcą klanu w celu zapewnienia rodowi sukcesu za wszelką cenę. Jednak młodszy brat Camille, Stevan, był słabego zdrowia, więc dziewczyna zajęła jego miejsce. Z zazdrością obserwował, jak odbiera ona dodatkowe szkolenia i szybko opanowuje techniki walki, szpiegostwa i przesłuchań.
Gdy Camille miała 25 lat, grupa wzmocnionych zbirów z Zaun zaatakowała ją i jej ojca, mając zamiar wydobyć od nich cenne tajemnice handlowe. Ojciec Camille zmarł wskutek odniesionych ran, jej matka wkrótce później — z rozpaczy. Stevan stanął na czele klanu i podwoił wysiłki z zakresu badań nad wzmacnianiem ludzi za pomocą hextechu, chcąc pokazać, że jest silnym przywódcą.
Po roku żałoby Stevan nadzorował włączenie Hakima Naderiego, dobrze zapowiadającego się młodego kryształografa z Bel’zhun, nadmorskiego miasta w Shurimie, jako głównego artefaktora rodu.
Camille poprosiła Hakima o hextechowe wzmocnienie, które da jej moc wykraczającą poza ludzką. Hakim od początku był nią zauroczony i dzięki wspólnej pracy oraz opowieściom z dalekiej Shurimy nawiązała się między nimi przyjaźń… W końcu Camille odwzajemniła jego uczucia. Stali się niezwykle nieostrożni w swoim związku. Wiedzieli, że operacja będzie oznaczać koniec wszelkich stosunków. Hakim zostałby oddelegowany do innych projektów, a Camille ponownie wróciłaby do obowiązków głównego wywiadowcy. Hakim martwił się także, że operując na sercu Camille, może pozbawić ją człowieczeństwa.
Kilka dni przed operacją oświadczył się jej i zaproponował wspólną ucieczkę. Po raz pierwszy w życiu Camille była tak rozdarta.
Stevan nie miał takiego problemu, ponieważ wymagał, by Camille była w stanie urzeczywistnić jego wizję. Gdy dowiedział się o potajemnych zaręczynach, wymyślił plan. Miał zostać zaatakowany następnym razem, gdy Camille i Hakim będą przebywać razem. Gdy Camille zobaczyła brata całego poturbowanego i zakrwawionego, zdała sobie sprawę z tego, co może się stać, jeżeli nie będzie skupiona na jego ochronie.
Hakim błagał Camille, ale ona nie chciała słuchać. Camille dla rodu oddałaby wszystko. Zerwała z Hakimem i nalegała na operację.
Hakim wiedział, że jest jedyną osobą, która może ją bezpiecznie przeprowadzić. Usunął serce Camille i zastąpił je hextechem, a następnie zrezygnował ze stanowiska. Gdy Camille się obudziła, laboratorium, które współdzieliła z Hakimem, było puste.
Camille pogrążyła się w pracy. Dodała kolejne modyfikacje, takie jak zaostrzone nogi, elastyczne biodra oraz inne, mniejsze hexwzmocnienia, przez co niektórzy zastanawiali się, ile pozostało w niej z kobiety. Gdy klan Ferros rósł w siłę, misje wypełniane przez Camille dla brata stawały się coraz bardziej mroczne i zabójcze.
Dzięki hextechowemu sercu nie starzała się, ale czas nie był tak łaskawy dla jej brata. Mimo słabego ciała, Stevan nadal był przywódcą klanu.
W końcu Camille przejrzała machinacje brata i zdała sobie sprawę, że nie miały już służyć dobru rodu. W tym momencie pozbyła się ostatnich sentymentów, jakie do niego czuła.
Po umieszczeniu swej ulubionej bratanicy na stanowisku przywódcy klanu, Camille prowadzi publiczne interesy swego rodu, a także wszystkie szemrane operacje. Zajmując się rozwiązywaniem… trudności, Camille całkowicie przyjęła swoją nadludzką transformację oraz sprawny osąd, który zdobyła w jej wyniku — jednak dziwny lament w jej hextechowym sercu może zwiastować kłopoty.
Mimo to Camille nie może usiedzieć w miejscu i czerpie energię z dobrze wykonanych działań szpiegowskich, filiżanek świeżo parzonej herbaty oraz długich spacerów w Szarości.

EkkoChłopiec, który ujarzmił czas
Urodzony z umysłem dorównującym geniuszom Ekko tworzył proste maszyny, nim nauczył się raczkować. Jego rodzice, Inna i Wyeth, przysięgli, że zapewnią synowi dobrą przyszłość — Zaun, z całym swoim zanieczyszczeniem i przestępczością, tylko zaszkodziłoby Ekko, który ich zdaniem zasługiwał na całe bogactwo oraz możliwości oferowane przez Piltover. Przez całą młodość obserwował, jak jego rodzice starzeją się w zatrważającym tempie, pracując zdecydowanie za długo w zatruwających powietrze fabrykach. Zarabiali mało, podczas gdy chciwi właściciele fabryk oraz szyderczo uśmiechający się kupcy z Piltover odnosili z ich pracy olbrzymie korzyści.
Tłumaczyli, że warto, jeżeli pewnego dnia ich syn będzie mógł wyruszyć do górnego miasta.
Ekko uważał inaczej. Poza wadami widział w Zaun miejsce przepełnione energią i potencjałem. Zauński przemysł, a także zaradność i wytrwałość jego mieszkańców, mogły dać początek wielu innowacjom. Stworzyli rozbudowaną kulturę w miejscu katastrofy i rozkwitali tam, gdzie inni by zginęli. Ten duch natchnął Ekko i popchnął go w kierunku wynalazków i badań.
Nie był sam. Zaprzyjaźnił się z sierotami, uciekinierami oraz karierowiczami. Zaunici na ogół rezygnowali z edukacji na rzecz praktyki, jednak te „Zaginione Dzieci Zaun” pobierały nauki w labiryncie ulic. Przy okazji cieszyły się z dzieciństwa — ścigały się przez Graniczny Rynek lub wspinały ze slumsów na promenadę. Były wolne i nie odpowiadały przed nikim.
Pewnej nocy, gdy Ekko samotnie przeszukiwał ruiny niedawno wyburzonego laboratorium, dokonał niezwykłego odkrycia: znalazł odłamek niebiesko-zielonego kryształu, który lśnił magiczną energią. Każde dziecko w Zaun słyszało o hextechu, który według opowieści wzmacniał zarówno broń, jak i herosów. Taki kryształ mógł odmienić świat, a Ekko trzymał teraz w rękach rozbity egzemplarz. Rozglądał się za kolejnymi fragmentami, ale chrzęst stóp wzmocnionych technologią najemników podpowiedział mu, że nie jest jedyną osobą prowadzącą poszukiwania. Ekko ledwo zdołał uciec i wrócić do domu.
Z wielkim zapałem rozpoczął eksperymenty z kryształem. Podczas jednego z nich kryształ eksplodował w wirze lśniącego pyłu, wywołując zawirowanie czasowe. Ekko otworzył oczy i zobaczył kilka rozdzielonych rzeczywistości — a także kilka wersji siebie — wpatrujących się w przerażeniu w roztrzaskaną ciągłość.
Tym razem naprawdę narozrabiał.
Po trudnej współpracy pomiędzy Ekko i jego innymi wersjami udało im się załatać dziurę w czasoprzestrzeni. W końcu Ekko zgromadził czasowe moce roztrzaskanego kryształu w urządzeniu, które umożliwiało mu manipulację niewielkimi fragmentami czasu. Tak przynajmniej było w teorii.
W dniu urodzin jego przyjaciele namówili go na wspinaczkę na Starego Głodomora — Ekko przerzucił sobie wynalazek przez plecy i zabrał ze sobą.
Zaginione Dzieci rozpoczęły wspinaczkę, co jakiś czas zatrzymując się, by namalować nieprzyzwoitą karykaturę któregoś z ważnych mieszkańców Piltover. Zbliżali się do końca wspinaczki, gdy jeden z uchwytów się oderwał, a przyjaciel Ekko runął w dół. Instynktownie, jakby robił to tysiące razy wcześniej, Ekko aktywował urządzenie. Świat wokół niego się roztrzaskał i został ciśnięty wstecz, przez wirujące cząsteczki czasu.
Ekko cofnął się w czasie i ponownie obserwował, jak jego przyjaciel chwyta tę samą, przegniłą deskę. Deska pękła, chłopak spadł… ale tym razem Ekko był gotowy. Rzucił się z krawędzi i chwycił go za koszulę. Ekko próbował rzucić go w bezpieczne miejsce, ale chłopak wpadł między zębatki zegara i…
Stop. Cofnięcie.
Kilka prób później Ekko w końcu ocalił swojego towarzysza. Jednak dla pozostałych wyglądało to tak, jakby Ekko uratował go, wykazując się nadnaturalnym refleksem i zareagował, zanim ktokolwiek się zorientował, o co chodzi. Powiedział im o krysztale i poprosił o zachowanie dyskrecji. Zamiast tego zaczęli się wykazywać coraz większą lekkomyślnością, wiedząc, że Ekko będzie w stanie uchronić ich przed zagrożeniem.
Z każdym użyciem, okupionym wieloma błędami, urządzenie do zakrzywiania czasu, które nazwał Napędem Zero, stawało się coraz bardziej stabilne. Jedynym, co go ograniczało, była liczba powtórek, które mogło znieść jego ciało, zanim poddało się zmęczeniu.
Zabawy z czasem sprawiły, że Ekko zainteresowali się najbardziej pomysłowi, najpotężniejsi i najniebezpieczniejsi mieszkańcy Zaun i Piltover. Jego interesowali wyłącznie jego przyjaciele, rodzina oraz miasto. Marzył, by pewnego dnia jego rodzinne miasto stłamsiło tak zwane Miasto Postępu, gdy cały blask Piltover zostałby przyćmiony przez czysty geniusz oraz niezrównany charakter Zaun, które powstało nie dzięki wielkim bogactwom, ale niesłychanej brawurze. Może jeszcze nie ma planu, ale dysponuje nieograniczonym czasem na ziszczenie swojego marzenia.
W końcu skoro Napęd-Z może zmieniać przeszłość, to jak trudna może być zmiana przyszłości?