G2 Esports vs Invictus Gaming
McCasimir: Niedoceniany przez wielu trzeci seed z Europy i ostatnia nadzieja Chin. Spotkanie dwóch drużyn, których nikt się tu nie spodziewał. Dwóch drużyn, które w ćwierćfinałach pokonały faworytów do wygrania całego turnieju. Powinno z tego wyjść niezwykle emocjonujące spotkanie, godne półfinałów Mistrzostw Świata. Niestety jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała nasze oczekiwania. Trudno nawet opisywać pojedyncze gry bo cała seria była niezwykle jednostronna.
Do pierwszych dwóch gier G2 podeszło z bardzo podobnym planem. Oddać Invictus Gaming coś silnego jako first pick (w pierwszej Akali, a w drugiej Alistara), a potem wziąć dla silne picki dla siebie (w pierwszej Aatrox i Alistar, a w drugiej Aatrox i Tahm Kench). Oddawanie mocnych postaci dla IG nie mogło jednak skończyć się dobrze. W pierwszej grze TheShy grając Akali zniszczył kontre jaką miał być Swain Wundera. Jeszcze większym problemem okazała się kontra na Aatroxa jaką miało Invictus, czyli Jayce. W pierwszej grze Rookie zniszczył nim na linii Perkza, a w drugiej TheShy zrobił to samo z Wunderem. Przez to obie gry były praktycznie identyczne. Rookie i TheShy rozjeżdżali swoich bezpośrednich przeciwników. Zdobywali nawet zabójstwa w walkach 1 vs 1, a kiedy solo linie zaczynały mieć ogromny problem, to ani Jankos ani Hjarnan z Wadidem nie byli w stanie uratować spotkania. Obie gry trwały mniej niż 30 minut.
Większość problemów G2 w pierwszych dwóch grach wynikała z dziwnych priorytetów w draftach. G2 skupiało się na osłabieniu JackeyLove, kiedy on nigdy nie pełnił roli głównego carry. Przez to TheShy i Rookie mieli pełną wolność w tym, czym chcieli grać. Europejczycy zamiast zapewnić swoim gwiazdom jak najlepsze postaci i matchupy, to skupiali się na bocie, który nigdy nie był źródłem ich zwycięstw.
W trzeciej grze było już trochę lepiej. G2 zmniejszyło ilość banów ku dolnej alei i zrezygnowało z Aatroxa, po którego sięgnęło Invictus. Wzięło też agresywne postaci dla Wundera (Irelię) i Jankosa (Camille), co często było jedną z dróg do zwycięstwa dla G2. Dość słaby pick dostał jednak przez to Perkz, który zmuszony został do wzięcia Lissandry jako kontry na LeBlanc. Początkowa faza gry była bardzo dobra dla G2. Europejczycy zdobywali zabójstwa, niszczyli wieże. W ich grze widać już jednak było porażkę. Najlepszym tego świadectwem był moment, w którym G2 zdobyło w dość wczesnej fazie gry dwa zabójstwa na środkowej alei, ale mimo tego nie zdecydowało się wziąć darmowego Ognistego Smoka (którego chwile później sam zrobił Ning). G2 wyglądało jakby grało już dla zabawy i nie miało żadnej nadziei na zwycięstwo. Z czasem to zaczęło się odbijać na europejczykach. G2 podejmowało walki, których nie powinno i grało zbyt agresywnie. Invictus dzięki temu odwróciło losy spotkania, odzyskało kontrolę i wygrało trzecią grę pod rząd.
W ten sposób Invictus Gaming, w dominującym stylu awansowało do finału Mistrzostw Świata sezonu 8.
Mimo tego że G2 zostało zniszczone w półfinałach, nie możemy zabierać im ich osiągnięć. Drużyna Ocelota osiągnęła największy sukces w historii organizacji. Skład uważany z dużo słabszy, poradził sobie lepiej niż niezwykle hype’iony “najlepszy skład Europy”, jakim było G2 przez ostatnie dwa lata, a o największym zaskoczeniu w historii League of Legends, czyli pokonaniu RNG w ćwierćfinale będzie mówiło się jeszcze długo.
Fnatic vs Cloud9
MicroAce: Cóż, na ten pojedynek czekał chyba każdy odkąd wiadomo było, że do takiego starcia dojdzie. Najważniejsze spotkanie Europy oraz Ameryki, które miało zadecydować o tym, który przedstawiciel zachodu znajdzie się w wielkim finale Mistrzostw Świata – lider i legenda europejskiej sceny, ale w całkowicie nowym wydaniu, niż to było w sezonie pierwszym, gdy organizacja ta triumfowała jako Mistrz Świata po raz pierwszy, kontra Cloud9 będące już chyba amerykańską ikoną odbijania się od dna i wracania na szczyt. Jak to się skończyło? Cóż – lowkey, każdy wiedział, że Fnatic jest drużyną na wyższym poziomie niż Cloud9, ale nikt nie mówił tego głośno – po tym co działo się w ostatnim czasie, niczego nie można było być pewnym. Tutaj jednak dostaliśmy szybką, czystą serię zakończoną wynikiem 3:0 dla faworytów, jednak niech was to nie zmyli – to nadal były relatywnie napięte i wyrównane spotkania, i wielka szkoda, że wynik nie odwzorował starań ekipy z Ameryki.
Nie zrozumcie mnie jednak źle – Fnatic zasługiwało na swoje zwycięstwo, dzięki temu co pokazali nawet już w pierwszym starciu. Już tutaj mogliśmy zaobserwować niestandardowe wybory – zwłaszcza na górnej alei, gdzie Bwipo i Licorice pokazali odpowiednio Viktora oraz Ekko – jednak to, co w samej grze zrobiło Fnatic było już podręcznikowe. Świetna prezencja Broxaha dawała się we znaki graczom Chmury od samego początku – stało się dokładnie to, co przewidywałem. Fenomenalna dyspozycja junglera Fnatic kompletnie zdeklasowała przeciętnie grającego Svenskerena, który kompletnie nie był przygotowany na taki pojedynek i widocznie odstawał od rodaka. Bardzo przekonująco wyglądała też druga duńska linia w tym meczu, czyli środkowa aleja. Pomimo wielu wskazań na słabą formę Capsa, “baby Faker” stanął w tym meczu na wysokości zadania i w pięknym stylu nie tylko pokonał swojego vis-a-vis, ale też w ogromnym stopniu wpłynął na całą grę zdobywając tytuł gracza meczu, a Jensen, cóż – Jensen zawiódł na całej linii, tutaj akurat trzeba to przyznać, jednak mając na uwadze, że ani leśnik, ani reszta linii przyciągająca presje nie pomogła mu tu ani trochę. 25 minut i 1:0 dla Fnatic.
Druga gra była już znacznie bardziej wyrównana – oprócz Viktora na dolną aleję dla Sneakiego i Azira dla Capsa nie zobaczyliśmy bardziej odważnych picków, ale w grze Cloud9 obudziło w sobie ten swój wyrazisty charakter i objęło inicjatywę we wczesnej fazie gry, jednak im bliżej było 20 minuty, tym więcej zaczęło brać dla siebie Fnatic. Rozgrywka była jednak powolna i wyrównana – do 30 minut przewaga w złocie którejkolwiek z drużyn nie przekroczyła jednego tysiąca sztuk, więc punktem przełomowym musiał być objective który zazwyczaj decyduje o prowadzeniu w tej fazie gry – Baron Nashor. To Fnatic było w lepszej pozycji żeby go wtedy podjąć, i mając okazję zaczęli to robić by C9 przypuściło atak, jednak wtedy Chmura stawiała już tylko na steal Svenskerena, a to się ostatecznie nie udało. FNC po zdobyciu buffa Nashora zaczęło oblężenie na bazę rywali formacją 1-2-2, jednak Bwipo i Hylissang na dolnej alei posunęli się nieco za daleko dając się zabić ekipie C9, a to opóźniło możliwość zakończenia gry. Nadal jednak FNC dysponowało wtedy ośmioma tysiącami złota przewagi, więc zdecydowali się ruszyć w piątkę na środkową linie. Sprytnie wykorzystało to C9 – Jensen popisał się świetną inicjacją Lissandry z jej Frozen Tombem i wyglądało na to, że C9 tę walkę też wygra, jednak Caps zagrał nieziemskiego ultimate Azirem, zdobył poczwórne zabójstwo i pozwolił swojej ekipie na skończenie gry numer 2.
Trzecia gra to już była swego rodzaju fiesta – jeśli chodzi o picki, to swój wielki powrót zaliczyła Rek’sai, którą objął Broxah, natomiast toplane wrócił do match-upu z gry pierwszej, a jeśli chodzi o samą grę – może na innym herosie, ale to nadal był ten sam Broxah. W poprzedniej grze nie był widoczny, ale odegrał swoją rolę, a tutaj z kolei zrobił wszystko – odkopał zapomnianego bohatera, pokazał że da się nim jeszcze coś ugrać i przede wszystkim zaprezentował przeciwnikom swoje imponujące umiejętności taktyczne i mechaniczne. Cóż – jedynym momentem w którym Cloud9 mogło się pochwalić przewagą w złocie, była chwila gdzie nabrali oni momentum z zdobycia trzech wież w nieodległym czasie. To jednak nie zdało się na wiele – teamfighty, smoki, Baron, to wszystko wpadło już w ręce Fnatic, i nie ma się co dziwić – C9 tutaj nie stawiło wybitnego oporu. Od momentu zdobycia pierwszego Nashora przez FNC ten mecz stał się już tylko serią prostych walk dla europejskiej drużyny, i mimo że zakończenie gry wymagało zdobycia jeszcze jednego Barona, to nie był wielki problem dla ekipy Rekklesa. Tym samym w 35 minucie Fnatic zakończyło tę grę i zapewniło sobie awans do finału Mistrzostw Świata, gdzie zmierzą się przeciwko Invictus Gaming!
Przewidywania finału
McCasimir: Przed nami już tylko jedno spotkanie. Jeden mecz, który wskaże teoretycznie najsilniejszą drużynę na Świecie. To dość ciekawe, że obie drużyny już na Mistrzostwach się spotkały – obie grały w grupie D.
Jeszcze dwa tygodnie temu powiedzielibyśmy, że to raczej łatwa wygrana dla Fnatic. Europejczycy wygrali dość łatwo dwie z trzech gier w fazie grupowej. Od tego czasu jednak tylko jeden autoatak dzielił Invictus od wygrania 3-0 z KT Rolster (chociaż w końcu seria przeciągnęła się aż do 5 gier), po czym zniszczyła G2. Invictus okazało się niezwykle silną drużyną. Chińczycy mają dwóch najsilniejszych solo-lanerów w całym turnieju. Pozwala to IG skutecznie grać wokół całej mapy. Nawet jeśli Ning będzie skupiał się na dolnej alei, to TheShy i Rookie świetnie poradzą sobie sami.
We Fnatic solo-lanerzy grają różnie. W półfinale zarówno Bwipo i Caps zaprezentowali się świetnie i zniszczyli swoich przeciwników na linii. W ćwierćfinale jednak było już dużo gorzej. Szczególnie midlaner grał dość słabo – zbyt agresywnie pushował mida i dawał się wyłapywać. Trudno więc porównać ich poziom do TheShy i Rookiego. Na pewno Bwipo i Caps są w stanie wznieść się na równie wysoki poziom. Nie wiadomo jednak czy na tym poziomie będą grać podczas finału.
Jungla świadczy moim zdaniem mocno na korzyść Fnatic. Ning przez większość Mistrzostw grał praktycznie tylko dwoma junglerami (Camille i Xinem), ale w półfinale pokazał, że potrafi dobrze grać też innymi postaciami. Broxah jednak przez całe Worldsy gra jak najlepszy jungler Świata. Świetne ganki i invade’y, a także genialne umiejętności indywidualne. Dlatego leśnik może być najsilniejszym punktem we FNC. Dolna aleja natomiast będzie raczej wyrównana. Rekkles gra bardzo solidnie, ale raczej nie dominuje linii, a skupia się na grę pod late game. JackeyLove lubi grać ofensywnie, ale raczej europejski strzelec powinien dać radę poradzić sobie z wywieraną przez niego presją.
Moim zdaniem spotkanie skończy się zwycięstwem Fnatic. Europejczycy pokazali się ze świetnej strony w dotychczasowych meczach. Invictus jednak nie odda finału łatwo. Dlatego spodziewam się wyniku 3-2 dla FNC.
MicroAce: Przykro mi, że znów muszę być tym negatywnym (dla zachodu) gościem, ale ja po racjonalnej analizie jestem zmuszony przewidzieć odwrotny wynik do tego, który wytypował McCasimir. Ale po kolei.
Cóż – historia dotychczasowych gier na Mistrzostwach pomiędzy tymi drużynami wskazuje na Fnatic. W grupie doszło do trzech meczów tych dwóch drużyn i dwie z nich wygrali przedstawiciele Europy (w tym oczywiście jeden tiebreaker). Należy sobie jednak zadać pytanie – czy to był ten sam Invictus, który w pięknym stylu wyeliminował KT Rolster, czyli jednego z dwóch głównych faworytów całego turnieju i w czystej serii poradził sobie z pogromcami RNG, czyli drugiego faworyta? Odpowiedź jest nieoczywista i pewnie mocno subiektywna, ale mi wydaje się, że IG przeszło z grup do fazy pucharowej sporą drogę poza naszym wzrokiem i bazowanie na tamtych grach byłoby w jakimś stopniu mylne.
Jeśli chodzi o sytuacje na solowych liniach, to rzeczywiście – i po stronie Fnatic, i Invictus wyglądają one świetnie, jednak co dzieje się w takich sytuacjach? No cóż, teoretycznie wygrywają lepsze solo linie, a jak to wygląda tutaj, w praktyce? Powiem tak – jak dla mnie, TheShy oraz Rookie są wyraźnie lepsi od swoich vis-a-vis. Caps oraz Bwipo grają solidnie, ale nie jest to poziom przedstawicieli Korei Południowej w chińskiej ekipie z ostatniego czasu. O ile środkowa aleja raczej nie będzie festiwalem efektownych zagrań, bo zarówno Caps, jak i Rookie grają w zrównoważonym stylu, to na górnej alei może się dziać – i Bwipo, i TheShy są jeszcze bardzo młodzi i w zasadzie można uznać ich za swego rodzaju amatorów profesjonalnej sceny, a to oznacza, że mają sporo do udowodnienia i każdy z nich będzie chciał pokazać kto jest tym lepszym “nowicjuszem” – a jaka okazja do tego jest lepsza od finału Mistrzostw Świata w League of Legends?
Atmosferę na solowych liniach podkręcać będzie jungle match-up, gdzie sytuacja prezentuje się już nieco odmiennie niż na górnej i środkowej alei. Tutaj to przedstawiciel Fnatic będzie górował – Broxah przez cały turniej podtrzymuje swoją niesamowitą formę i mało prawdopodobne by na finał miał ją stracić. Ning za to we wszystkich meczach spychany jest na tą asystującą rolę – czasami bywa sporym czynnikiem sukcesu mida, topa bądź dolnej linii, ale indywidualnie raczej nie błyszczy.
Wspomniałem o bocie, a tej linii też zdecydowanie warto się przyjrzeć. Choć meta raczej nie faworyzuje tej alei, to nadal wnosi ona gigantyczną wartość do drużyny. Ze strony Fnatic mamy tu oczywiście Rekklesa oraz Hylissanga, a z drugiej strony jest JackeyLove oraz Baolan. Na pierwszy rzut oka match-up wygląda na wyraźną przewagę FNC – i częściowo rzeczywiście tak jest. Choć szwedzki strzelec nie zdobywa już tytułów gracza meczu tak często jak kiedyś, a Hylissang nie popisuje się tak “flashy” zagraniami jak za dawnych czasów, to obaj są takimi cichymi bohaterami Fnatic, którzy będą grali dobrze nawet jeśli w reszcie drużyny coś nie do końca gra. JackeyLove i Baolan jednak też nie grają jakoś tragicznie źle, ALE – supportowi IG zdarzają się częstsze niż przeciętnie pomyłki, a strzelec relatywnie do Rekklesa wychodzi na spory minus – głównie ze względu na o wiele więcej śmierci, ale nadal, KDA Rekklesa na tych mistrzostwach (12,6) w porównaniu z wynikiem Jackey’a (4,3) wygląda po prostu na kompletną różnice poziomów.
Z powyższej krótkiej analizy wynika, że teoretycznie 3 z 5 elementów Fnatic gra lepiej niż ich odpowiedniki w ekipie Invictus, ale nadal – nie widzę tutaj czegoś, co bardzo przekonałoby mnie do wygranej europejskiej drużyny. Plusy IG znaczą w mojej opinii dużo więcej niż to, w czym może lepiej wykazać się FNC – między innymi ze względu na metę, dotychczasowe uwarunkowania w draftach oraz ostatnie mecze, więc ostatecznie przewiduje tutaj triumf Invictus Gaming. Chińska ekipa sporo czekała na taką szansę (Fnatic zresztą też), i wydaje mi się że ta potencjalnie bardzo zacięta seria skończy się wynikiem 3:2 właśnie dla Invictusu. Teraz jednak nawet chciałbym się pomylić, więc jeśli stanie się inaczej, to w żadnym stopniu mnie nie rozczaruje. Na ten moment jednak – IG 3:2 FNC.