Meta na mobilność? Też bądź mobilny! Sprawdź mobilne How2Win

Game over – jesteś starym mięczakiem.

 

Z grami jestem powiązany przez większość swojego życia. Pierwszy sprzęt do gier otrzymałem w wieku 4, może 5 lat (była to chyba jakaś amiga, ale głowy nie dam). Aktualnie na karku mam 23 lata i parę różnych sprzętów do gry za sobą. Muszę przyznać, że przez długi czas myślałem, że ogranie wielu różnych tytułów sprawi, że będę coraz lepszy w te klocki. Nic bardziej mylnego.

Będąc jeszcze w podstawówce zagrywałem się wręcz do bólu w gry na niezwykle popularnego wtedy pegazusa. Świetnie wspominam tamte czasy, niemal każda gra była ciekawa, aż chciało się w nią grać i pomimo tego, że większość i tak nie zostałą ukończona, ja bawiłem się świetnie. Jak wiadomo stara miłość nie rdzewieje, więc gdy naszła mnie ostatnimi czasy ochota na starsze tytuły odpaliłem emulator i… dostałem srogi łomot.

 

To co paręnaście lat temu wydawało się łatwe i przyjemne aktualnie stało się cholernie trudne. Niezrozumiałe zasady? Kiepskie sterowanie? Błędy? Nic z tych rzeczy. Gry z tamtej epoki są o wiele bardziej uczciwe niż aktualna generacja. Problemem okazuje się poziom trudności.

Najlepszym przykładem niech będzie Teenage Mutant Ninja Turtles 3, w które grałem podczas świąt z bratem. Gdyby nie możliwość zapisu w emulatorze zapewne nie pokonalibyśmy nawet do bossa nr 2, gdy niegdyś sam dochodziłem do tego z numerkiem 4. Mało tego, nieraz byłem nawet w stanie skopać mu rzyć. Gra się przecież nie zmieniła, to musiało być coś ze mną. Co zatem się stało? Myślę, że po prostu zdziadziałem. Nowsze tytuły okazały się wygodniejsze, przystępniejsze i nie karciły niemiłosiernie za każdy głupi błąd (no dobra, nie wszystkie, ale lwia część).

Co prawda niemalże przeszliśmy trzecią część żółwi, jednak zostawiliśmy finał w spokoju. Było zbyt łatwo. Save’y zabiły większość przyjemności płynącej z gry. To prawda, sobie odpuścić zapisywanie, wręcz powinienem. Chęć ukończenia gry była jednak silniejsza. Ostatecznie żółwie nie zostały ukończone, został jedynie niesmak. To prawda, ta gra jak i wiele innych była trudna, jednak na tym polegała zabawa, tym bardziej gdy do gry miało się towarzysza. Kiedyś powtórki nie przeszkadzały, nawet zbytnio nie denerwowały. Dawały jedynie motywującego kopa by po 10 czy 20 razie w końcu pokonać skurczybyka na końcu poziomu, co z resztą przekładało się na masę radochy, a nie był to nawet główny boss, tylko jeden z tych którzy czekali gdzieś w środku przygody.

Mimo wszystko głupio jakoś odpuścić sobie starsze tytuły. Może i po raz kolejny zbiorę łomot, ale w końcu mi się uda i ukończę to, co młodszemu mi się nie udało? Jakiś miesiąc temu dałem radę w końcu pokonać ostatniego bossa z Darkwing Ducka, więc może inni również w końcu ulegną? Postaram się tylko nie przesadzić z zapisywaniem gry tak jak to zrobiłem z żółwiami.

Jeśli zauważyłeś literówkę/błąd we wpisie - prosimy o zgłoszenie tego poprzez specjalny formularz kontaktowy - dzięki automatycznemu systemowi powiadomień będziemy mogli błyskawicznie usunąć błąd.