EU LCS
W ubiegły weekend rozpoczął się najbardziej emocjonujący okres splitu czyli playoffy. Za nami już dwa spotkania – ćwierćfinały między Roccatem i Splyce, a także między H2K i Vitality. Runda pucharowa standardowo rozgrywana jest w formule Bo5, czyli do ugrania trzech gier. Sprawdźmy jak zakończyły się pierwsze spotkania.
W pierwszym meczu od początku wskazywany był wyraźny faworyt. Między Roccatem, a Splyce już w czasie rundy zasadniczej widać było ogromną przepaść. “Koty” to drużyna, która do samego końca musiała walczyć o awans do playoffów, a do tego wydawała się najsłabsza ze wszystkich drużyn fazy pucharowej. “Wężom” natomiast brakowało zaledwie jednej gry do zapewnienia sobie bezpośredniego awansu do półfinałów. Pierwsze dwie gry były pokazem siły zawodnika, który przez cały split uważany był za najsłabsze ogniwo drużyny. Nisqy Kassadinem, a później Orianną, całkowicie przejął kontrolę nad oboma grami. Wygrywał linie, a wyniesioną przewagę przenosił na resztę mapy dzięki dobrym roamom. Zapewnił Splyce dwie wygrane, w których nie zginął ani razu, a zdobył aż dwadzieścia zabójstw. Trzecia gra była dużo bardziej wyrównana. Roccat zdobyło przewagę we wczesnej fazie gry i dość długo było w stanie ją utrzymać. Potem jednak błędy w mid-game i niepotrzebne wymuszanie walk sprawiło, że “Koty” zaczęły oddawać grę. Ostatecznie o wszystkim zdecydowała walka przy Baronie. Roccat przegrało ją i przez to oddało trzecią grę.
Pomiędzy drużynami widać było ogromną różnicę poziomów. Splyce miało silniejszych zawodników na każdej pozycji. W szczególności solo linie błyszczały, a Odoamne i Nisqy dominowali swoich przeciwników. Roccat niezbyt dobrze radziło sobie także z rozgrywaniem zbudowanych przez siebie kompozycji. W pierwszych dwóch grach, gdzie brali postaci dobre w early game, grali pasywnie i oddawali wczesną fazę gry. W ostatniej natomiast, kiedy wzięli postaci potrzebujące przedmiotów by zacząć dobrze działać, grali agresywnie od samego początku i z czasem rozpoczynali walki, kiedy nie mieli potrzebnych itemów. “Koty” były słabszym zespołem i zostały całkowicie zdeklasowane.
Drugi półfinał był dużo bardziej wyrównany. Spotkało się w nim Vitality, które trzęsło Europą przez pierwszą połowę splitu, ale osłabło w drugiej, z H2K, które natomiast dopiero pod koniec złapało wiatr w żagle i zaczęło wygrywać dzięki zmianom w składzie. Dlatego według większości analityków, miało to być spotkanie dwóch drużyn grających całkiem innym stylem, ale na podobnym poziomie. Świadczy o tym też wynik spotkania – potrzeba było aż pięciu gier, żeby wyłonić zwycięzcę.
Pierwszą grę dość zdecydowanie wygrało Vitality. Gilius Trundlem w jungli miał świetną wczesną fazę gry i napędził swojego midlanera i toplanera. Jizuuke grając Taliyah wykorzystał przewagę z ganków, by po szóstym poziomie kilkukrotnie roamować na dolną aleję. Włoski gracz przejął kontrolę nad całą mapą, a jego skuteczne ultimate’y pozwalały Vitality wyłapywać zabójstwa i zabezpieczać cele. W ten sposób VIT całkowicie zdominowało pierwszą grę. Na początku drugiej wszystko zwiastowało powtórkę z rozrywki. Vitality ponownie dość szybko zdobyło przewagę we wczesnej fazie gry. Tym razem jednak z czasem drużyna trenowana przez YamatoCannona zaczęła popełniać błędy. Niepotrzebne walki, zły moment na robienie Barona. H2K wykorzystało to żeby powrócić do gry i doprowadzić do remisu.
Trzecia gra dość długo przypominała drugą. Najpierw Vitality zdobyło przewagę, a potem H2K zaczęło ją odrabiać. Tym razem jednak Selfie i spółka popełnili błędy. Kiedy wyrównali stan złota, to zaczęli niepotrzebnie engage’ować walki nawet kiedy przeciwnicy mieli silne buffy z Barona i Starszego Smoka. Pozwoliło to Vitality ponownie przejąć kontrolę nad grą i ponownie prowadzić w serii. Czwarta gra byłą natomiast pokazem siły i umiejętności H2K. Drużyna całkowicie zdominowała swoich przeciwników już od wczesnej fazy gry. Selfie jako Kassadin roamował po mapie i zabijał kolejnych przeciwników. Jeszcze przed 20. minutą H2K zniszczyło pierwszy inhibitor, a już w 23. minucie zakończyło grę oddając zaledwie dwa zabójstwa i jedną wieżę.
O wszystkim miała rozstrzygnąć piąta gra. W niej jednak wyraźnie zawiódł draft H2K. Drużyna, której wygrane są mocno uzależnione od Sheriffa, wzięła dla niego Ashe. Strzelec nie był w stanie nią pociągnąć drużyny w walkach, które ciągle rozpoczynał Shook i SmittyJ. Prawodpodobnie w H2K zawiodły nerwy. Drużyna zagrała w piątej grze najsłabiej z całej serii i musiała przez to pożegnać się z playoffami.
McCasimir
NA LCS
Start play-offów w Ameryce zdecydowanie można zaliczyć do udanych mimo że to relatywnie wczesny etap turnieju, to nie mogliśmy narzekać na brak atrakcji i zaskoczeń. Przejdźmy więc do omówienia obu serii.
Pierwszą z nich był mecz drużyn z 4 i 5 miejsca, które przypadło odpowiednio Liquidowi oraz Cloud9. W pierwszej grze rozpoczęło się typowo – jeśli mecz rozgrywany byłby gdzieś na początku splitu. Cloud9 zaczęło w świetnym stylu i szybko przejęło kontrolę nad grą, aż do punktu ok. 25 minut w grze, kiedy to praktycznie totalnie stracili pomysł na grę. O wiele bardziej proaktywne było Liquid, a było to tymbardziej niebezpieczne, że z ich kompozycją (m.in Skarnerem dla Xmithiego i Ryze’m Pobeltera) mieli oni sporo do powiedzenia w kwestii różnych inicjacji i ruchów na mapie. Od wspomnianego punktu dwudziestej piątej minuty Chmurki kompletnie “puściły kierownicę” w kwestii rozgrywania tego spotkania, którą chętnie przejęła ekipa z czwartego miejsca, tym samym rozpoczynając serię zwycięstwem.
Dwa pozostałe mecze wyglądały w pewnym stopniu podobnie. W drugim Team Liquid zaskoczyło toksyczną kompozycją z Pobelterem na Cassiopei oraz Singedem dla Impacta, ale i tak górą przez pierwszą część rozgrywki było C9. Skupiali się jednak podczas tego budowania przewagi wyłącznie prawie na wieżach, pozostawiając resztę objective’ów TL, więc przewaga ta była po prostu fałszywa i fakt faktem – w końcu TL odebrało im swoje należne prowadzenie i zakończyło spotkanie niedługo po tym. W meczu numer 3 to wszystko nawarstwiło się i sprawa była jeszcze bardziej oczywista – Team Liquid pokazało, że zwyczajnie są ekipą lepszą, aczkolwiek sporo było tutaj też winy C9 które na samą końcówkę splitu kompletnie wypadło z formy, a na szczególnie wielki minus wypadł Svenskeren, który już przecież nie popisywał się podczas splitu zasadniczego.
Na większe wyróżnienie zasługuje jednak półfinał numer 2, czyli ten z miejscami 3 i 6 – Teamem SoloMid oraz Clutch Gaming, czyli teoretycznie pojedynek mniej wyrównany, ale w praktyce jednak oba teamy wchodziły w play-offy z solidną formą, więc tu mogło zdarzyć się wszystko. Początkowo bez zaskoczenia – porządna, zdominowana gra, z kontrolowaną ilością zabójstw i świetną rotacją objective’ów, zakończona w klasyczne pół godziny – nic dziwnego, już widzieliśmy taki TSM na zakończenie splitu, więc ich dobra forma w tym posplitowym turnieju lokalnym w Ameryce nie jest niczym niespodziewanym. No cóż, jeszcze.
Po owej pierwszej grze jednak można powiedzieć, że ogranie TSM-u całkowicie uciekło. Cały zespół amerykańskiego weterana grał naprawdę miernie (no cóż, pozytywnie na tym tle rozpaczy wyróżniał się Bjergsen, ale do tego przyzwyczailiśmy się chyba i my, i on) i został całkowicie sparaliżowany pod naciskiem proaktywnych graczy Clutcha. Warto tu wspomnieć o świetnej postawie Febivena oraz Apollo, ale gwiazdą całej serii został bezdyskusyjnie Hakuho – oprócz pierwszej, przegranej gry w każdej innej wybierał Thresha i jego występ na Strażniku Łańcuchów wyglądał co najmniej imponująco – cóż, niełatwo jest sprawić, że potencjalnie najlepszy duet zachodu będzie wyglądać jak kompletni amatorzy – i tutaj niestety bez wyolbrzymiania – zwłaszcza Zven, który split rozegrał naprawdę dobry, tutaj wypadł nie tyle nawet blado, co po prostu słabo i był naprawdę dużym elementem porażki TSM-u. No cóż – kończąc myśl, której już mogliście się domyślić – pozostałe 3 gry wzięło bez większego problemu Clutch Gaming i tym samym TSM po raz pierwszy nie weźmie udziału w finałach amerykańskich rozgrywek!
Ekipa Febivena melduje się dalej i już za tydzień podejmie w półfinale drużynę 100Thieves, natomiast Team Liquid w drugim meczu półfinałowym zmierzy się z Echo Fox. Jeszcze parę tygodni temu te mecze byłyby relatywnie proste do przewidzenia, ale cóż – ostatnie wyniki pokazują żeby aż tak się tym nie sugerować – tutaj każda drużyna ma białą kartkę.
MicroAce
zdjęcia: Riot Games