Pierwszy dzień został praktycznie zdominowany przez skazywaną na klęskę Północną Amerykę. Czy Europa odbije się po serii niepowodzeń? Kolejny dzień Rift Rivals za nami, przekonajmy się!
Riven! Jednorożce zdecydowały się odpuścić próby zyskania przewagi we wczesnej fazie gry i skupiły się na tym, co potrafią najlepiej, czyli późniejszej dominacji oraz walkach drużynowych – potwierdziły to picki Kassadina dla Exileha (co jest zresztą ciekawe – dziwne że UOL zdecydowało się powierzyć tak ważną rolę graczowi, który na tym turnieju, cóż, naprawdę nie zachwycał) i Twitcha Samuxa, wspartych przez typowe postacie do walk drużynowych czyli Gnara, Gragasa czy Thresha. C9 zostało zaś sprytnie przez Jednorożce wybanowane, ale zdołali odpowiedzieć w nieco niekonwencjonalny sposób – uderzyli w midgame, fazę, kiedy UoL nie powinno mieć jeszcze pełnego potencjału i zdeklasować ich wtedy kiedy mają jeszcze szanse – tworząc sobie wąskie, ale jednocześnie proste do zrealizowania win condition, bo z pickami typu Kennena, LeBlanc czy Riven Ray’a nie można powiedzieć że Cloud9 tego ryzyka nie podjęło. I trzeba przyznać – w pierwszych minutach rzeczywiście Contractz robił to, co do niego należy i wprowadził swoją drużynę, ale nie dało się nie zauważyć że to Jednorożce były w swoich rotacjach bardziej decysywne i potrafili zwyczajnie wyciągnąć niż coś więcej, niż po prostu suche zabójstwa – przykładem tego był np. Baron zabezpieczony od razu po wybiciu 20 minuty, a jasną cechą ich kompozycji było to, że po zyskaniu tempa naprawdę ciężko będzie ich zatrzymać. Następne minuty były czystym oblężeniem bazy C9, ale w starciu z efektami cc od Gnara oraz Gragasa i Twitchem jako stałym, praktycznie nietykalnym źródłem obrażeń bronić się za długo nie będą mogli. Zgodnie z przewidywaniami – 5 minut później Jednorożce napierały już na Nexus, i tym samym to Europa wyszła zwycięsko z meczu otwarcia dzisiejszego dnia.
UOL | 1 | – | 0 | C9 | MVP: Samux (UOL) | Skrót (kliknij, aby otworzyć) |
G2 cieniem samego siebie? G2 w swojej kompozycji tutaj, kierując się comfort pickami chyba zapomniało o budowaniu jakichkolwiek synergii pomiędzy postaciami. Mieliśmy Xayah Zvena, mieliśmy Blitza Mithiego, mieliśmy Oriannę Perkza, ale wszystko to jakby ze sobą nie grało – cóż, czyżby G2 po prostu zlekceważyło rywali? P1 zaś wyglądało już zdecydowanie lepiej, bezpośrednio określając archetyp swojej kompozycji na teamfightową, z Twitchem, Corkim oraz Kledem, a także uzupełniając ją pierwszą linią skupioną na inicjacji i skupieniu uwagi – z Lee Sinem oraz Threshem. Sama gra jednak nie różniła się znacznie od reszty z zasadniczego splitu amerykańskich rozgrywek – znów, bohaterem Phoenix1 okazał się być MikeYeung – był on wszechobecny i na wszystkich frontach outclassował wypalającego się Tricka jeśli chodzi o aktywność oraz objective’y – nawet wtedy, kiedy G2 pozornie zabezpieczyło dla siebie Heralda Riftu, to P1 wyparło ich spod leża tego potwora i uniemożliwiło im pozyskanie wzmocnienia pochodzącego właśnie od ich ofiary. Po spawnie Nashora G2 nie miało nawet dostępu do tych okolic, więc ten buff spokojnie wpadł na konto Feniksów. Kolejne minuty były jedynie brutalnym pokazem dominacji P1 (zdecydowanie nie tego, które widzieliśmy na starcie letniego splitu), ale P1 rozegrało to na 3 inhibitory, by jeszcze bardziej pokazać swoje prowadzenie w rozgrywce. Łatwy łup dla Ameryki.
G2 | 0 | – | 1 | P1 | MVP: MikeYeung (P1) | Skrót (kliknij, aby otworzyć) |
Świetne teamfighty drużyny z zachodu. Ten draft wyglądał bardzo specyficznie – na początku TSM niby skupiło się w banach na charakterystycznych pickach FNC, ale też nie wykluczyło tych najbardziej przez nich pożądanych, przez co już na początku wzięli dla siebie najlepszy chyba duo botlane Thresha oraz Kennena, a także, ze względu na wzięcie Elise w pierwszej rotacji przez TSM, Lee Sina. To sprowokowało falę banów w stronę Capsa w drugiej fazie, ale młody midlaner Fnatic zdecydowanie zaskoczył i fanów, i rywali, i wybrał dla siebie Anivię, natomiast sOAZ wziął Gragasa ze względu na wcześniejsze wykluczenie Shena. Fnatic zaś nieco bardzo przewidywalnie poprowadziło tę część, banując na początku standardowy ostatnio zestaw do wyboru w pierwszym etapie picków – botlane oraz junglera, jednak Svenskeren i tak mógł położyć rękę na wspomnianej wcześniej Królowej Pająków, królującej ostatnio również i w jungli (nie licząc oczywiście Zaca, ale jego jeszcze jakiś czas w grze nie zobaczymy), Biofrost zaś wziął Brauma, natomiast Doublelift ze względu na bana został przesunięty do drugiej rotacji wyborów, podczas gdy pierwszą fazę dopełniła Syndra Bjergsena, sugerując z Elise mocno early/mid-game’owy agresywny comp. FNC to zauważyło i zdołało nieco zatrzymać ich drugimi banami, ale i tak Hauntzer wyszedł z Kledem, który w takim archetypie może być całkiem grożny, a Doublelift musiał wybrać z tego co zostało i zdecydował się uzupełnić nieco drużynę efektami CC wyborem Ashe. Bardziej teamfightowa kompozycja FNC była skazywana na porażkę bądź przynajmniej spore problemy we wczesnej fazie gry, ale mimo to udało im się uzyskać na tym etapie przewagę – dzięki pierwszej krwi oraz wieży na górnej alei – ze względu na świetną kapitalizację picku Lee Sina Broxaha. sOAZ zaś nie tylko podtrzymał tę dominację, ale też przeniósł on na inne linie – przykładowo midlane, gdzie Caps miał małe problemy ze względu na zdecydowanie późniejsze skalowanie i celne roamy oponentów, tym razem z dolnej części mapy. Mimo widocznej straty TSM nie było jednak na kompletnie przegranej pozycji – nadal to oni utrzymywali przynajmniej pozorną presję oraz kontrolę nad objective’ami – przykładowo do 15 minuty udało im się zabić oba Oceaniczne Smoki które pojawiły się do tego czasu, a nawet udało im się powstrzymać Fnatic przed podniesieniem oka Heralda, którego zabili chwilę wcześniej. To wszystko złożyło się na ekstremalną minimalizację strat, które odnieśli najwcześniej w grze, a nawet można powiedzieć że przy ~1-tysięcznej różnicy w złocie to właśnie TSM miało lepszy potencjał jeśli chodzi o późną fazę gry – trzeba jednak pamiętać o nastawieniu pod walki drużynowe Fnatic oraz ich asie w rękawie jakim była Anivia, lecz cały ten set-up niwelował fakt, że to właśnie TSM napierało i inicjowało wszelkie walki – a to już stawiało liderów Europy w zdecydowanie niekomfortowym położeniu. Ostatecznie dało to w końcu TSM-owi Nashora – w 29 minucie po kolejnej celnej inicjacji udało im przypieczętować swoją kontrolę właśnie tym objective’m. W końcu Fnatic ocknęło się i zauważyło, że w ich teamfightowej kompozycji wypadałoby też ten teamfight zainicjować, ale wtedy było już za późno – TSM kontynuuje swoją dominację na Rywalach Riftu i zgarnia 3 zwycięstwo, tym razem na liderze Europy!
TSM | 1 | – | 0 | FNC | MVP: Doublelift (TSM) | Skrót (kliknij, aby otworzyć) |
Klasyczna kompozycja > przekombinowana kompozycja. Cloud9 po wykluczeniu swoich najbardziej metowych komfortowych picków powróciło do wyborów rodem sprzed splitu – w pierwszej rotacji wyborów zobaczyliśmy np. Kha’zixa Contractza czy Oriannę Jensena (chociaż ona nadal trzyma się mocno w czołówce postaci na środkową aleję), ale nie zabrakło miejsca na innowacje – Smoothie zdecydował się na Blitzcranka. W banach oberwało się Rayowi, ale wszyscy wiemy, że jego nie jest łatwo wybanować – tak było i tym razem, bo tym razem wyratował się Kledem, natomiast Sneaky wziął niezwykle lubianą na tym turnieju przez amerykańskich strzelców Ashe. Kompozycja ta niezupełnie grała ze sobą jeśli chodzi o synergię, ale jak wszyscy wiemy, C9 słynie bardziej z indywidualności, a zgranie nie stoi przecież na aż tak tragicznym poziomie. Ex-liderzy Europy zaś zaczęli bezpiecznie, zbierając dla siebie Thresha, Gragasa oraz Tristanę, co wystawiło na bany Perkza, ale ten nie przejął się tym i bez wahania wrócił do bardziej klasycznych, niemetowych wyborów – padło na Zeda. Expect zaś od siebie dodał Rumble’a, kończąc tę agresywną, ale niezwykle podatną na wszelkie sprytniejsze wejścia rywali kompozycję. Nie ulegało wątpliwości więc że warunkiem ich sukcesu było wczesne zbudowanie przewagi (do czego przecież mieli sporo potencjału), ale Cloud9 również dobrze to przeczytało i zwyczajnie grali bardziej defensywnie – ich skalowanie potrzebowało trochę czasu, a lekka strata względem rywali była zrozumiała w takim match-upie i nie przekreślała ich szansy na wygraną – ze względu właśnie na te przyszłe teamfighty. Zaczęli to wykorzystywać jednak relatywnie już bardzo wcześnie, to nie było koniecznie potrzebne – z lekką przewagą, trzymając G2 w patowej sytuacji musieli zwyczajnie utrzymywać to i nie dać się sprowokować do walki – o to było jednak nieco ciężej, jako że G2 dzięki swojej kompozycji sprytnie mogło takie małe prowokacje rywalom urządzać, a ich szanse na odpowiedź na to bez zaangażowania całej/większości drużyny były nieco za małe by chcieli takie akcje podejmować. C9 jednak szybko odzyskało kontrolę i udało im się w sporym stopniu ograniczyć inicjatywy G2, i zaczęli prowadzić rozgrywkę w pełni we własnych tempie, w 28 minucie doprowadzając do Nashora i zgarniając go dla siebie. Oprócz lekkiego podwyższenia przewagi nie dało im to jednak bardzo dużo, bo waveclear oraz defensywa G2 była naprawdę potężna, a jak zdążyliśmy ustalić, podejmowanie ryzyka to ostatnie co Cloud9 chciałoby w tym starciu zrobić. Musieli bronić się jednak przez to przed rywalami, którzy mieli nieco mniej do stracenia i ich inicjacje były nieco bardziej efektywne, ale mimo to C9 zdołało wybronić się do kolejnego Nashora, który już pozwolił drużynie z Ameryki zabezpieczyć zwycięstwo!
G2 | 0 | – | 1 | C9 | MVP: Contractz (P1) | Skrót (kliknij, aby otworzyć) |
Tak się kończy walka z Fnatic na ich zasadach. Przez nadmierne używanie swoich comfort picków Fnatic zostało przez Phoenix1 niejako skazane na używanie metowych postaci – po wykluczeniach musieli zabezpieczyć dla siebie Lee Sina, Corkiego oraz Brauma, wystawiając na drugą fazę banów sOAZa oraz Rekklesa, przy czym P1 skupiło się głównie na szwedzkim strzelcu, raczej słusznie. Co prawda zostawiło to Galio dla Francuza, ale już Rekkles zmuszony był do wzięcia dla siebie wcześniej wybranego Corkiego, który oryginalnie miał powędrować raczej do Capsa, natomiast midlaner dostał w ręce Syndrę. Draft dla P1 otwarła zaś klasycznie Elise, po której wybrani zostali Thresh (ze względu na pozbawienie możliwości wyboru Brauma Xpeciala) oraz Renekton dla Ziga. Druga faza banów zaś nie wykluczyła w całości ani Arrowa, ani Ryu, przez co obaj Koreańczycy w zespole Feniksów mogli wziąć całkiem niezłe dla nich postacie – odpowiednio Jhina oraz LeBlanc, zapewniając sobie w pewnym stopniu elastyczną i wszechstronną kompozycję – tym samym jednak mogło pochwalić się Fnatic. Ze względu na swoje całkiem podobne kompozycje P1 i Fnatic dzieliły również podejście do gry – obie drużyny skupiały się na spokojnym rozgrywaniu linii i wyczekiwaniu tych walk drużynowych w następnych fazach gry, jedynie czasami przerywając to okazjonalnym gankiem czy jakąś bardziej kreatywną rotacją na objective – kwestią decydującą było więc to, kto podczas tych prób zdobędzie lepsze tempo i lepiej je skapitalizuje. I choć wydawało się, że P1 będzie miało do tego lepsze predyspozycje, dzięki MikeYeungowi będącemu o krok przez Broxahem i korzystniejszemu base-race’owi, to Fnatic szybko umiało się odbić i tak naprawdę jeszcze w 20 minucie mieliśmy w zasadzie równą sytuację w złocie, mimo że mogliśmy powiedzieć że w lepszej sytuacji jest jednak P1 – mieli oni wszystkie dotychczasowe drake’i – dokładniej 2 Górskie oraz Piekielnego, a to mógł być czynnik który w ogromnym stopniu może wpłynąć na przyszłość w tej rozgrywce. Nadal jednak lepszą kontrolę pozornie miało Fnatic – to oni wywalczyli sobie okazję, by podejść pod Nashora w 28 minucie. Co prawda zabezpieczyli go, ale Feniksy – z Zigiem na czele – zadbały o to, żeby jego wzmocnienie zachowało jak najmniej graczy europejskiego lidera i ostatecznie buff został jedynie na Rekklesie, a oprócz tego P1 zyskało wtedy sporą przewagę przez eliminację prawie całego Fnatic, przez co ich minimalne prowadzenie w złocie jedynie wzrosło bo zabezpieczeniu Barona przez FNC. Nadal jednak nie była to wystarczająca dominacja, by Feniksy zdołały faktycznie w 100 procentach wygrać z europejskim liderem. Na pewno jednak przybliżył ich do tego Nashor, którego zabezpieczyli zaraz po jego drugim spawnie. Przez podobieństwo ich kompozycji potrzeba było jednak czegoś więcej – na etapie osiągniętym przez P1, czyli ok. 4 tysięcy złota przewagi wystarczył jeden teamfight, żeby kompletnie odwrócić losy tego starcia. Tak też się stało – P1 czując się zbyt pewnie zainicjowało walkę 4v5, co ładnie zauważyło i wykorzystało Fnatic. Po zabiciu każdego członka Feniksów oprócz Ziga ruszyli prosto na bazę rywali, i ten szturm ostatecznie zakończył się triumfem lidera z Europy!
P1 | 0 | – | 1 | FNC | MVP: Rekkles (FNC) | Skrót (kliknij, aby otworzyć) |
Shutdown! Jednorożce, po banach w stronę Visicsacsiego, którego TSM zdecydowanie się obawiało i było to dobrze widać, zaczęły swój draft odważnie – od wzięcia dla siebie vastayańskiej pary Xayah i Rakana na botlane, natomiast trzecim pickiem był Vlad dla Exileha – przeciwko Bjergsenowi Exileh już nawet nie próbował wyciągać czegoś metowego i widocznie wolał zostać na swoim bezpiecznym “podwórku”. Mimo tego że toplaner UoL został tak bardzo dotknięty banami (także w drugiej fazie) to i tak znalazł dla siebie coś, co już widzieliśmy z jego strony na tym turnieju i zaprezentował się całkiem dobrze – chodzi oczywiście o Gnara. Xerxe zaś również poszedł w bardziej komfortowy wybór – wziął on dla siebie Iverna, który z jednej strony świetnie wspomagał i tak już niezły potencjał teamfightowy botlane’u, ale z drugiej zrzucił cały obowiązek bycia carry właśnie na Samuxa. Zespół Bjergsena poszedł w typowy midgame. Z Syndrą, Gragasem oraz Kledem mieli niezły potencjał inicjacyjny (albo przez odważne wejście, albo przez przedwczesną eliminację któregoś z elementów zespołu oponentów, a Ashe i Tahm byli niezłym wsparciem i w ostateczności disengage’m (chociaż UoL nie miało aż tylu możliwości inicjacji by było to konieczne). Ivern miał spore problemy w pierwszych minutach – Svenskeren obchodził się z nim bardzo brutalnie i w ogromnym stopniu ograniczył jego wpływ na grę, dając sobie możliwości gankowania czy też pozwalając innym liniom na popisanie się bez udziału któregokolwiek z leśników. Wkrótce jednak Xerxe zdołał odbić się w stosunku do swojego vis-a-vis, a reszcie zespołu udało się uspokoić rozgrywkę – to jednak jedynie uruchomiło “maszynę” TSM-u, którzy zaczęli od tamtej chwili przeprowadzać rotację całym teamem, a UoL grało tak nieudolnie jeśli chodzi o reaktywność, że nie umieli ich za to w żaden sposób ukarać. Z czasem jednak na swój sposób zaczęło im to wychodzić – przykładem np. sytuacji w której oddali wieżę za 2 zabójstwa, co samo w sobie jest tragicznym trade’m, ale tu było to tyle cenne co dało Jednorożcom podejść pod Nashora. Niestety tylko podejść – presja ze strony TSM-u była zwyczajnie zbyt duża, a u UoL na jedno dobre zagranie przypadały przynajmniej 3 proste błędy, przez co mimo nie aż tak dużej straty w złocie mieli dosłownie związane ręce. W odróżnieniu od zbyt zachowawczego UOL, TSM grało nawet zbyt odważnie – po nieudanej próbie Jednorożców to oni zdecydowali się na Nashora, ale przez prawdopodobnie brak koordynacji, czy zabić Barona, czy reinicjować teamfight na reagujących graczach z Europy dali się powybijać jak amatorzy i praktycznie za darmo oddali wzmocnienie Barona rywalom. TSM szybko chciało naprawić swój błąd i ponownie zdecydowali się na walkę, jednak była to kolejna pomyłka – wizja tunelowa była dla Amerykanów dosłownie zgubna, ponieważ kompletnie zignorowali realne zagrożenie w postaci Xayah Samuxa, i tym samym musieli pogodzić się z przegranym teamfightem, a za nim również przegraną grą! Jednorożce kończą serię TSM na Rift Rivals!
TSM | 0 | – | 1 | UoL | MVP: Samux (UOL) | Skrót (kliknij, aby otworzyć) |
UOL – Samux: Po tragicznym początku, UoL podnosi się z kolan i chyba w końcu jest w stanie walczyć o coś na tym turnieju. Exileh w końcu przestał być tak ciężką kulą u nogi zespołu i okazało się, że w tych najcięższych chwilach organizacja może liczyć na tego swojego cichego bohatera – mowa tutaj oczywiście o Samuxie. Strzelec Jednorożców chyba jednogłośnie odegrał w dniu dzisiejszym ogromną rolę i dla swojej drużyny, i dla Europy – jakkolwiek przyczyniając się do nadgonienia wyniku, który nadal jest jednak całkiem odległy. Marksmanowi UoL nie ma jednak co zarzucać – w obu grach Unicornsów to on został obarczony odpowiedzialnością bycia głównym carry zespołu (i w większości jedynym) i cóż – wywiązał się z tego doskonale. |
Miejsce | Logo | Nazwa drużyny | Wygrane | Przegrane |
---|---|---|---|---|
1 | Fnatic | 2 | 2 | |
1 | Unicorns of Love | 2 | 2 | |
3 | G2 E-sports | 1 | 3 |
Miejsce | Logo | Nazwa drużyny | Wygrane | Przegrane |
---|---|---|---|---|
1 | Team SoloMid | 3 | 1 | |
2 | Phoenix1 | 2 | 2 | |
2 | Cloud9 | 2 | 2 |