Półfinały za nami. Zobaczyliśmy w nich zarówno niezwykle wyrównane spotkania, wymagające aż pięciu gier, jak i dość jednostronne mecze. Przyjrzyjmy się im dokładniej.
EU LCS
Spotkania, które widzieliśmy w ostatnim tygodniu trudno jednoznacznie ocenić. Oba na pierwszy rzut oka wydawały się całkiem wyrównane, jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się im widać było ogromną przewagę jednej z drużyn. Piątkowym spotkaniem był mecz Vitality vs Schalke. Pierwsza z tych drużyn uważana była za zdecydowanego faworyta – głównie poprzez ostatnie świetne wyniki od czasu dojścia do drużyny Kikisa, ale także przez przewagę stylu gry tej drużyny, która lubi grać agresywnie od samego początku i nie pozwala swoim przeciwnikom na skalowanie się do późnej fazy gry. Schalke natomiast uwielbia late game’owe teamfighty i znane było ze słabej gry w early game. Wszystko jednak zmieniło się w tym spotkaniu. FC Schalke 04 okazało się niezwykle silne w początkowej fazie gry, a nawet Amazing, który do tej pory źle prezentował się we wczesnych gankach, obudził się. Schalke w pierwszych dwóch meczach grało aktywnie od samego początku, a pick Skarnera w dżungli pozwolił drużynie na aktywne rozgrywanie mapy, rotacje i wyłapywanie przeciwników. Vitality nie było w stanie samemu grać agresywnie i zdobywać wczesnych przewag i przez to wydawało się zagubione. Dodatkowo Kikis prezentował się dość słabo. Dawał się łapać w swojej, jak i przeciwnej jungli i nie mógł wywierać wpływu na grę, jaki widzieliśmy od niego w poprzednich meczach VIT. Jiizuke natomiast nie był w stanie poradzić sobie z Nukeduckiem. W każdej grze prezentował się gorzej niż jego bezpośredni przeciwnik i był niszczony już na samej linii. Cała drużyna natomiast wydawała się być rozpracowana. Schalke zawsze kontrowała zagrania VIT i nie pozwalała przeciwnej drużynie rozwinąć skrzydeł. Po stronie Schalke natomiast, widzieliśmy kolejny swietny występ Upseta. Jego Ezreal niszczył Vitality, a niespodziewany pick Jhina zaskoczył nas wszystkich. FC Schalke 04 wygrało pewnie 3-1 i awansowało do pierwszego finału w historii tej organizacji.
Drugim półfinałem było spotkanie Fnatic z Misfits. Trudno było przewidzieć wynik tego spotkania. Przed playoffami Misfits nazywane było najsłabszą drużyną z czołowej szóstki. Po tym jednak jak drużyna zniszczyła G2, zaczęła być stawiana jako potencjalny czarny koń rundy pucharowej. MSF jako zespół znany jest także ze świetnego przygotowania do serii Bo5, więc i tym razem drużyna mogła nas zaskoczyć. Od początku widać było, że Misfits podeszło do spotkania z konkretnym planem. Sencux miał dostawać bardzo defensywne postaci (Galio i Lulu), a cały zespół miał skupiać się na pomocy Hansie Samie. Przez wszystkie gry był on głównym źródłem obrażeń, a czasem pomagał mu jedynie Maxlore. Pełne oddanie temu stylowi sprawiło, że zobaczyliśmy nawet Iverna, który jednak okazał się być beznadziejnym pickiem i kompletnie się nie sprawdził. W każdym meczu było czuć, że Fnatic nawet jak ma stratę w złocie, presji i budowlach, to zawsze jedynie jeden teamfight dzieli drużynę od przejęcia kontroli. Szczególnie, że Fnatic brało kompozycje całkowicie pod późną fazę gry. Rekkles dostał zawsze late game carry (Tristanę albo Sivir), a Caps Cassiopeię, a raz dostał nawet Vayne. Przez to w większości gier przychodził moment, że dwaj carry FNC zaczęli zadawać dużo więcej obrażeń niż mógł samotnie zadać Hans Sama. Dodatkowo jeśli strzelec Misfits popełnił błąd (tak jak w grze 3, kiedy w teamfightcie dał się niepotrzebnie zabić), to drużyna automatycznie przegrywała walkę. Mimo tego Misfits całkiem dobrze radziło sobie we wcześniej i środkowiej fazie gry. Jedynie w grze numer dwa byli w stanie przekuć wczesną w przewagę, by wspomóc Hansa, który wycarry’ował grę zanim Rekkles kupił potrzebne przedmioty. Ogólnie Fnatic wyglądało lepiej od Misfits i wygrało 3-1. Patrząc jednak na to spotkanie można stwierdzić, że drużyna z podobnie dobrym early game jak Misfits, która jednak będzie w stanie wykorzystywać wczesne przewagi do szybkiego skończenia gry, będzie w stanie realnie zagrozić FNC.
Przed nami teraz mecz o trzecie miejsce i finał. Najpierw w sobotę zmierzy się Misfits z Vitality. Spotkanie to jest szczególnie ważne dla drugiej z tych drużyn – Vitality jeśli zajmie trzecie miejsce, to przy korzystnym wyniku finału (czyli zwycięstwie FNC), awansuje na Mistrzostwa Świata dzięki punktom Mistrzowskim. MSF nie ma już na to szans i może liczyć tylko na wygranie Gauntletu. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić kto wygra mecz o trzecie miejsce. Jeszcze tydzień temu stwierdziłbym, że byłoby to łatwe zwycięstwo dla Vitality, jednak w półfinale drużyna ta pokazała, że potrafi skutecznie grać tylko jednym stylem. Jeśli zostanie on rozgryziony, to formacja nie ma żadnego pomysłu jak zmienić taktykę. Jeśli Misfits wyciągnie wnioski ze spotkania S04 z VIT i powtórzy to co zrobiło Schalke, to powinno być w stanie wygrać. W finale równie trudno wskazać faworyta. Fnatic wydaje się być faworytem, jeśli jednak Upset utrzyma swoją niesamowitą formę, a Nukeduck będzie w stanie dać chociaż minimalny opór Capsowi, to Schalke może wyrwać mapę lub dwie. A może nawet zwycięstwo.
McCasimir
NA LCS
Tym razem podsumowanie półfinałów zaczniemy nieco nietypowo, bo od match-upu który teoretycznie powinien być wyżej ceniony od tego drugiego – starcia lidera letniego splitu Teamu Liquid, ze zdobywcą trzeciego miejsca, ekipą 100Thieves. Co ciekawe, Pr0lly wraz ze sztabem trenerskim Złodziei zdecydował się postawić w całej serii na Rikarę, czyli strzelca akademii 100T. Co więcej, Cody Sun nie towarzyszył drużynie nawet w studio, wykluczając możliwość awaryjnej rotacji pomiędzy botlanerami. Po serii było to wytłumaczone tym, że po dogłębnej analizie gry przeciwników po prostu została podjęta decyzja, iż Rikara będzie po prostu lepiej pasował to stylu gry przeciwko TL, natomiast media doszukiwały się też swego rodzaju blokady mentalnej Cody’ego przeciwko Doubleliftowi, co jest możliwe, ale nadal – definitywny wybór Rikary na całą półfinałową serię był co najmniej dziwny. Niemniej, w praktyce zaczęło się nienajgorzej – pomimo tego, że młody strzelec akademii 100T w pojedynku z chyba najbardziej doświadczonym amerykańskim marksmanem wypadł okropnie blado, to reszta jego drużyny (zwłaszcza należy tu wyróżnić AnDę i Ssumdaya) zagrała po prostu dużo lepiej od rywali, i udało im się ugrać dla siebie pierwszą grę. Niestety dalej czar już prysł – zespół Teamu Liquid błyskawicznie zaadaptował się do strategii, w której uwzględniona jest ogromna dysproporcja umiejętności i doświadczenia na dolnej alei i zaczął właśnie na niej przykładać największą uwagę, i cóż – jak łatwo można się domyślić, trafili dokładnie w punkt. Złodzieje nie byli w stanie odpłacić się kompletnie niczym proaktywnym za presję Liquidu, a niby tak nieznaczny szczegół jak nieco większy mismatch na bocie niż zazwyczaj przerodził się w podstawowy punkt makrogry TL, a ostatecznie też jednym z najważniejszych powodów ich spektakularnego zwycięstwa w serii i deklasacji 100Thieves.
Cóż, ostatecznie więc miałem rację co do wyniku tej serii w zeszłotygodniowym wpisie, aczkolwiek nie ukrywam, przewidywałem nieco odmienny scenariusz. Koniec końców jednak rezultat się zgadza, ale co to oznacza dla dalszych rozgrywek? Oczywiście TL drugi split z rzędu ląduje w wielkim finale amerykańskich play-offów, gdzie zmierzy się z ekipą która wygrała drugie starcie (o tym za chwilę), nieco bardziej pechowo kończy 100Thieves – w tym momencie ich los, jeśli chodzi o kwalifikacje na Worldsy, prawie kompletnie wypadł z ich rąk – teraz polegają na swoich niedawnych “oprawcach”, bo Team Liquid musi wygrać ten finał, żeby Złodzieje automatycznie dostali się na Mistrzostwa. Oczywiście nadal pozostaje jeszcze gauntlet, aczkolwiek on też nie będzie łatwy. 100T pozostał więc jedynie jeden, mało znaczący mecz o 3 miejsce, w którym zmierzą się z TSM-em. Jeśli Złodzieje pomimo niewielkiego znaczenia tego meczu nie zdecydują się na jakieś eksperymenty w składzie, to nawet biorąc pod uwagę performance TSM-u w meczu półfinałowym, widziałbym tutaj łatwe 3-0 dla 100T, mało tego, nawet jeśli będą chcieli eksperymentować ze składem, dalej stawiam na ich zwycięstwo, ale już bliżej – powiedzmy, 3-2.
Jeśli chodzi jednak o wspomnianą wcześniej drugą półfinałową serię, tym razem pomiędzy Cloud9 oraz Teamem Solomid, ta już była prawdziwym rollercoasterem emocji. W poprzednim wpisie odniosłem się do faktu, iż ani Chmurki ani drużyna TSM nie przegrała jeszcze ani jednego swojego półfinałowego meczu, co wskazuje na to, że Steve ewidentnie próbuje spowodować glitch Matrixa amerykańskich LCS, i cóż – metaforycznie można powiedzieć że seria właśnie tak wyglądała. Zaczęło się od wymiany 3 naprawdę wyraźnie zdominowanych meczów, z tym że tutaj lepiej wyszło TSM – to oni zgarnęli dla siebie pierwsze 2 zwycięstwa doprowadzając do tego, że C9 musiało aż dwukrotnie walczyć o punkt meczowy, i mało tego – właśnie podczas tych dwóch ostatnich spotkań Reapered postanowił postawić wszystko na jedną kartę (a właściwie można powiedzieć, że technicznie dwie) i wprowadzić do gry Goldenglue który na początku splitu stracił swoje miejsce w podstawowym składzie C9 ze względu na powracającego Jensena, a także swoją kartę przetargową i wspominanego wielokrotnie wcześniej w kontekście tej serii jokera po stronie Chmurek, czyli byłego leśnika TSM-u – Svenskerena. I cóż – nawet jeśli nie był to strzał dokładnie w dziesiątkę, to było to zdecydowanie efektywne, bo po rotacjach w składzie TSM pogubiło kompletnie swój wypracowany plan na grę – a właściwie to sprawiło, że SoloMid pozornie był zmuszony do zmiany taktyki, co oczywiście przełożyło się na brak konsekwentności w nowych realiach. Z drugiej strony w podobnej sytuacji powinno znaleźć się C9, ale trzeba pamiętać, że to oni byli tymi inicjującymi rotację i cóż, nie było wątpliwości że oni mieli już ten plan gdzieś z tyłu głowy, co widać było po bardzo stanowczym oraz pewnym rozgrywaniu sfery makro, i ostatecznie to właśnie ten wielokrotnie obwiniany duński leśnik był jednym z głównych katów swojej byłej drużyny w tej serii.
Tym samym ponownie sprawdza się przewidziany przeze mnie scenariusz, ale ponownie w innych okolicznościach. Kto zatem jest dla mnie faworytem w pojedynku Teamu Liquid oraz Cloud9? Oczywiście świetnym skryptem dla tego splitu byłaby wygrana Chmurek, tak dosłownie o włos, w serii 3:2, jednak ja sądzę, że tutaj nie ma miejsca na wspaniałe historie comebacku. TL na przestrzeni tego turnieju play-off było ekipą która bezwzględnie wykorzystuje nawet minimalne błędy oraz problemy swoich rywali, a pomimo świetnych możliwości rotacji i adaptacji strategii ze strony podopiecznych Reapereda, te błędy nadal u nich występują, i to nawet w większym stopniu niż wspomniany minimalny. Po raz kolejny strzelam tutaj w wynik 3:1 dla Liquidu, ale nie zdziwię się, jeśli skończy się na clean sweepie do zera, czy też w drugą stronę, na bliskiej serii wygranej 3:2. Zdziwi mnie za to zwycięstwo C9, ale co do tej drużyny, tutaj trzeba nieco racjonalności odłożyć na bok – wielokrotnie sceptycznie nastawiony byłem co do ich serii reverse sweepów w pamiętnym gauntlecie, sceptycznie nastawiony jestem teraz, w kontekście nadchodzącego finału, jednak cóż – ich na pewno nie można definitywnie przekreślać. Jeśli chodzi o TSM zaś, tutaj sytuacja jest prosta – został im tylko gauntlet, i do tryumfu tam potrzebują chyba podobnej skali cudu, który przytrafił się Chmurkom w ubiegłym zasadniczym splicie. Teraz jednak priorytetem nadal są jeszcze te play-offy – czekamy na finały.
MicroAce
Zdjęcia: Riot Games