Meta na mobilność? Też bądź mobilny! Sprawdź mobilne How2Win

Naprzód ku Shurimie! cz.2 -Nasus Kustosz Pustyni i Renekton Pustynny Rzeźnik

Nasus – Kustosz Pustyni

Upadli znów będą wielcy.

Nasus jest majestatycznym, Wyniesionym bytem o głowie szakala, wywodzącym się z przedwiecznej Shurimy. Herosem, którego ludzie pustyni uważali za półboga. Jego wyjątkowa inteligencja sprawiła, że był opiekunem wiedzy i niezrównanym strategiem, a jego mądrość prowadziła pradawne imperium Shurimy do wielkości przez całe stulecia. Po upadku imperium sam narzucił sobie wygnanie, stając się niczym więcej niż tylko legendą. Teraz, gdy antyczne miasto Shurima raz jeszcze powstało z piasków pustyni, Nasus powrócił i jest gotów poświęcić całą swą determinację, aby nie dopuścić do jej ponownego upadku.

Błyskotliwość Kustosza Pustyni została dostrzeżona, kiedy był jeszcze bardzo młody, na długo przed dniem jego wstąpienia w szeregi Wyniesionych. Nienasycony głód wiedzy sprawiał, że czytał, zapamiętywał i krytykował największe dzieła historyczne, filozoficzne i retoryczne, zebrane w Bibliotece Słońca – i to zanim zdążyło minąć dziesięć wiosen jego życia. Zamiłowanie do czytania i krytycznego myślenia nie udzieliło się jego młodszemu bratu Renektonowi, który szybko się tym nudził i spędzał większość swego czasu na bijatykach z innymi miejscowymi dziećmi. Bracia byli sobie bliscy, a Nasus miał czujne oko na swego młodszego brata i starał się dopilnować, aby nie wpadł w za duże kłopoty. Jednak niedługo później Nasus został przyjęty do elitarnego Kolegium Słońca i opuścił dom, aby objąć swe stanowisko na tej renomowanej akademii.

I choć dążenie do poszerzania wiedzy na zawsze miało pozostać pasją Nasusa, to jego nadzwyczajne pojmowanie logistyki i taktyki militarnej zapewniło mu stopień generalski. Stał się najmłodszym oficerem tej rangi w całej historii Shurimy. Był zdolnym żołnierzem, jednakowoż jego geniusz nie tkwił w toczeniu bitew, a w planowaniu ich.

Jego dalekowzroczność przy planowaniu strategii przeszła do legendy. Podczas wojny zawsze wyprzedzał wrogów o tuzin posunięć i był w stanie przewidzieć ich działania i reakcje, a także dokładnie sprecyzować moment ataku lub odwrotu. Dał się poznać jako pełen empatii dowódca, który traktował swe obowiązki wyjątkowo poważnie. Zawsze upewniał się, że jego żołnierze byli dobrze zaopatrzeni, sprawiedliwie traktowani i że na czas otrzymywali żołd. Wszystkie straty w ludziach głęboko go smuciły; nierzadko też zamiast udawać się na spoczynek wolał planować i wielokrotnie poprawiać ruchy swoich wojsk oraz dyslokacje bitewne – tak długo, aż nie były absolutnie doskonałe. Był powszechnie kochany oraz szanowany przez wszystkich, którzy służyli w jego legionach i poprowadził armie Shurimy do niezliczonych zwycięstw. Jego brat Renekton często służył w przednich formacjach podczas tych wojen i obydwaj szybko zaczęli być postrzegani jako niezwyciężalni.

Jednak Nasus, pomimo całego zdobytego uznania, nie cieszył się wojną. Rozumiał jej znaczenie – przynajmniej do czasu – w zapewnieniu imperium ciągłego rozwoju, ale był głęboko przekonany, że jego największą zasługą dla Shurimy była wiedza, jaką zgromadził dla przyszłych pokoleń.

Z polecenia Nasusa wszystkie księgi, zwoje, badania i kroniki pokonanych przez niego kultur miały być zachowywane w rozsianych po całym imperium wspaniałych repozytoriach i bibliotekach, najznamienitsza z których nosiła jego imię. Ten głód wiedzy nie był jednak nacechowany egoizmem – chciał dzielić się swą mądrością z całą Shurimą, przynosząc imperium oświecenie i dając mieszkańcom szansę na lepsze zrozumienie świata.

Po dziesięcioleciach oddanej służby, Nasus został okrutnie dotknięty straszliwą, wyniszczającą chorobą. Powiadają, że spotkał Amumu – dawno zmarłego dziecię-króla, który ponoć nosił potworną klątwę. Inni z kolei wierzyli, że powaliła go czarna magia przywódcy jednej z sekt Icathii. Prawdziwy powód nie miał jednak znaczenia. Osobisty lekarz imperatora z ciężkim sercem oświadczył, że Nasus był nieuleczalnie chory i pozostał mu ledwie tydzień życia.

Miłujący Nasusa naród Shurimy pogrążył się w żałobie, albowiem był on jej najjaśniejszą gwiazdą. Sam imperator błagał kapłanów o znak lub choć przepowiednię. Na porozumiewaniu się z bóstwami minął dzień i noc. Wreszcie kapłani ogłosili, że wolą boga słońca jest, aby Nasus dostąpił błogosławieństwa, jakim jest rytuał Wyniesienia.

Renekton – teraz już świetny dowódca wojenny – pospiesznie powrócił do stolicy, aby być ze swym bratem. Fatalna choroba gwałtownie postępowała i Nasus niewiele różnił się już od kościotrupa – jego ciało obumierało, a kości miał kruche niczym szkło. Był tak słaby, że gdy złociste światło słonecznego dysku padło na platformę Wyniesienia, nie był w stanie pokonać kilku ostatnich stopni i weń wkroczyć.

Miłość Renektona do brata była jednak silniejsza od instynktu samozachowawczego, dlatego nie wahał się ani chwili – dźwignął Nasusa i wniósł go na platformę. Tym samym, chcąc ocalić brata i pomimo jego protestów, sam skazywał się na zagładę. Renekton jednak nie zginął, wbrew temu co zakładano. Kiedy światłość przygasła, oczom mieszkańców Shurimy ukazały się dwa Wyniesione byty. Obydwaj bracia zostali uznani za godnych tego zaszczytu, a imperator we własnej osobie padł na kolana, dziękując boskim istotom.

Nasus stał się niebosiężnym, dysponującym ogromną siłą bytem o głowie szakala, którego oczy zdradzały drzemiącą w nim niezrównaną inteligencję. Renekton z kolei przeobraził się w mocno umięśnionego behemota, przypominającego krokodyla. Obaj zajęli swoje miejsce u boku innych rzadkich, Wyniesionych bytów Shurimy i stali się jej opiekunami.

Renekton od zawsze był wybitnym wojownikiem, ale od tego momentu w zasadzie nie dało się go powstrzymać. Nasus również nabył moce wykraczające poza zdolności poznawcze zwykłych śmiertelników. Najwspanialszy dar związany z Wyniesieniem, czyli jego nowo nabyta długowieczność, pozwalająca mu spędzać niezliczone żywoty na badaniach i kontemplacji, po upadku Shurimy miała stać się także jego przekleństwem.

Jednym ze skutków ubocznych rytuału, które niepokoiły Nasusa, była nasilona brutalność, jaką obserwował u swego brata. W kulminacyjnym momencie oblężenia Nashramae, po którym to antyczne miasto definitywnie trafiło pod władanie Shurimy, Nasus był świadkiem, jak żołnierze Shurimy wyrżnęli w pień wszystkich napotkanych nieszczęśników, a następnie podpalili miasto. Masakrze osobiście przewodził Renekton, i to właśnie on podpalił wielką bibliotekę Nashramae, bezpowrotnie niszcząc niezliczone zwoje, zanim Nasus był w stanie zareagować. Wtedy właśnie, stojąc w samym środku miasta z bronią gotową do użycia, bracia byli bliżej rozlewu krwi niż kiedykolwiek wcześniej. Całe szczęście żądza krwi Renektona osłabła pod srogim, zawiedzionym spojrzeniem jego brata – aż wreszcie odpuścił, przepełniony wstydem.

Przez kolejne wieki Nasus skupił wszystkie swoje wysiłki na nauce i prowadzeniu badań. Latami przeszukiwał pustynię w poszukiwaniu starożytnych artefaktów i mądrości, by w końcu natrafić na legendarny Grobowiec Imperatorów, ukryty pod stolicą Shurimy.

Nasus i Renekton zostali wywabieni z miasta na czas rytuału Wyniesienia imperatora Azira, w trakcie którego doszło do tragedii – młody imperator został zdradzony przez swojego najbliższego doradcę, maga Xeratha. Bracia wrócili tak szybko, jak tylko byli w stanie, ale było już za późno. Azir był martwy, podobnie jak większość mieszkańców stolicy. Nasus i Renekton, przepełnieni wściekłością i żalem, stoczyli bój z wrogim bytem zbudowanym z czystej energii, którym stał się Xerath.

Nie będąc w stanie zabić Xeratha, starali się uwięzić go w magicznym sarkofagu, ale nawet to go nie powstrzymało. Renekton, prawdopodobnie chcąc odpokutować dawne wydarzenia z Nashramae, pochwycił Xeratha i zaciągnął go do Grobowca Imperatorów, a Nasusowi polecił zapieczętować wejście. Ten odmówił, desperacko szukając innego rozwiązania, ale nic nie dało się zrobić. Z ciężkim sercem uwięził Xeratha i swego jedynego brata w niezgłębionym mroku, zamykając ich na całą wieczność.

Imperium Shurimy upadło. Jego wspaniała stolica obróciła się w ruinę, a święty, słoneczny dysk spadł z nieba, pozbawiony mocy za sprawą magii Xeratha. Bez niego z kolei wyschły niebiańskie wody wypływające z miasta, sprowadzając na Shurimę klęskę głodu i śmierci.

Obwiniając się o skazanie swego brata na wieczne ciemności, Nasus błąkał się wśród piasków, a jedynymi towarzyszami były mu duchy przeszłości oraz żal i rozpacz. Pogrążony w melancholii, przemierzał wymarłe miasta Shurimy, obserwując jak powoli pochłaniała je pustynia, i opłakując upadłe imperium oraz jego mieszkańców. Skazał się na odosobnienie, zmieniając się w przygarbionego, odizolowanego od świata nomadę. Od czasu do czasu przypadkowi wędrowcy twierdzili, że mignął im przed oczyma, znikając w burzy piaskowej lub w porannej mgle. Niewielu wierzyło w te opowieści i z czasem Nasus stał się niczym więcej niż tylko legendą.

Minęły stulecia, a Nasus zapomniał o swym dawnym życiu i jego pierwotnym celu. Sytuacja uległa zmianie dopiero, kiedy odkryto dawno zaginiony Grobowiec Imperatorów i na jaw wyszło, że jego pieczęć została złamana. Wtedy zdał sobie sprawę, że Xerath znalazł się na wolności.

Zrazu poczuł w swym sercu dawno zapomnianą chęć do życia, i podczas gdy Shurima na nowo wyłaniała się z piasków, Nasus przemierzał pustynię, udając się w stronę odrodzonego miasta. I choć zdawał sobie sprawę, że czekało go kolejne starcie z Xerathem, to po raz pierwszy od wieków poczuł nadzieję. Potencjalnie był to świt nowego imperium Shurimy – ale to, choć istotne, nie było dla Nasusa najważniejsze. Miał dość odwagi by wierzyć, że zwiastowało to również zjednoczenie się z ukochanym bratem, na które czekał od tysiącleci.

Uroboros

Nasus wędrował w nocy, unikając palącego słońca. Chłopiec podążał za nim.

Od jak dawna to trwało?

Śmiertelnicy, którzy ujrzeli potwornego wędrowca uciekali. Wszyscy, z wyjątkiem chłopca. Razem wędrowali przez zrujnowaną Shurimę. Narzucone samemu sobie odizolowanie wgryzało się w świadomość Nasusa. Pustynny wiatr owiewał ich niedożywione sylwetki.

– Nasusie, spójrz, ponad wydmami – powiedziało dziecko.

Gwiazdy przewodziły ich postojowi na wysuszonym obszarze. Stary szakal nie nosił już pancerza Wyniesionych. Złote posągi były pogrzebane, tak jak przeszłość. Nasus, niczym pustelnik ubrany w podarte szaty, podrapał się po splątanym futrze, zanim powoli podniósł głowę, aby spojrzeć na nocne niebo.

– Grajek – rzekł Nasus. Jego głos był niski i szorstki. – Pora roku wkrótce się zmieni.

Nasus położył dłoń na ramieniu chłopca i spojrzał na jego ogorzałą twarz. Ujrzał w niej delikatne rysy shurimańskiego dziedzictwa, zniszczone przez wędrówkę.

Od kiedy jest to twoje zmartwienie? Wkrótce znajdziemy ci dom. Wędrowanie pośród ruin zniszczonego imperium nie jest odpowiednie dla dziecka.

Taka była natura wszechświata. Krótkie chwile rozwijały się w nieskończone cykle egzystencji. Te przemyślenia zaciążyły mu, ale była to tylko kolejna kropla w nieskończonym morzu narzuconej przez samego siebie winy. Prawda była taka, że chłopiec niewątpliwie się zmieni, jeżeli będzie za nim podążał. Nasus spochmurniał przez gnębiące go wyrzuty sumienia. Jego towarzystwo zaspokoiło pewną potrzebę, schowaną głęboko we wnętrzu starożytnego bohatera.

– Możemy dotrzeć do wieży astrologa przed świtem. Ale będziemy musieli się wspinać – powiedział chłopiec.

****

Wieża była blisko. Nasus podciągał się do góry. Doskonale pamiętał trasę wspinaczki, więc przy każdym chwycie pozwalał sobie na dużą swobodę, kusząc śmierć. Chłopiec wspinał się tuż koło niego. Jego zwinne ciało wykorzystywało każdą szczelinę, która znajdowała się w skale.

Co by się z nim stało, gdybym oddał się w objęcia śmierci? Ta myśl gnębiła Nasusa.

Wstążki mgły przewijały się przez granie, a każda z nich podążała między nimi jak po ścieżkach. Chłopiec dotarł pierwszy na szczyt. Nasus podążał za nim.

W oddali metal zabrzęczał o kamień i słychać było głosy, które mówiły ze znajomym dialektem. Nasus przebudził się ze swojego zamyślenia.

Studnia przy wieży astrologa co jakiś czas przyciągała nomadów, ale nigdy tak blisko równonocy. Chłopiec stał w miejscu, a jego strach był wyczuwalny.

– Gdzie są ognie? – zapytał chłopiec.

Rżenie konia przebiło ciszę nocy.

– Kto tam jest? – zapytał chłopiec. Słowa przetoczyły się w mroku.

Zapłonęła latarnia, oświetlająca grupę jeźdźców. Najemnicy. Rabusie.

Oczy szakala otworzyły się szeroko.

Było ich siedmiu. Zakrzywione ostrza pozostały w pochwach, ale ich wzrok zdradzał wyszkolenie oraz przebiegłość.

– Gdzie jest opiekun? – zapytał Nasus.

– Śpi z żoną. Chłodny wieczór zachęcił ich do wczesnego snu – odparł jeden z jeźdźców.

– Stary szakalu, nazywam się Malouf – rzekł inny jeździec. – Przysyła nas imperator.

Nasus wystąpił do przodu, zdradzając oznaki gniewu.

– Szuka uznania? To mu je dam. W tej zniszczonej erze nie ma żadnego imperatora – rzekł Nasus.

Chłopiec prowokująco wystąpił do przodu. Mroczni posłańcy cofnęli się od latarni. Długie cienie przysłoniły postawy obronne.

– Dostarczcie wiadomość i odejdźcie – powiedział chłopiec.

Malouf zsiadł z konia i ruszył do przodu. Sięgnął zrogowaciałą dłonią do kieszeni i wyciągnął ciemny amulet na grubym, czarnym łańcuchu. Wygląd amuletu przywołał wspomnienia magii i zniszczenia w umyśle Nasusa.

– Imperator Xerath przesyła podarunki. Mamy być twoimi sługami. Powita cię w nowej stolicy, Nerimazeth.

Słowa najemnika spadły na Nasusa jak grom z jasnego nieba.

Chłopiec uklęknął i chwycił ciężki kamień.

– Giń! – krzyknął.

– Brać go! – rozkazał Malouf.

Chłopiec cisnął kamieniem z taką celnością, że mógł strzaskać kości najemnika.

– Renektonie, nie! – ryknął Nasus.

Jeźdźcy porzucili swoje nieprzekonujące kłamstwo. Nasus wiedział, że opiekun i jego żona nie żyją. Powitanie Xeratha miało formę zimnej stali. Prawda zaczęła wybijać się ponad iluzję.

Nasus wyciągnął rękę w stronę chłopca. Chłopiec stał się wspomnieniem, które rozpłynęło się na ziemi oświetlanej gwiazdami.

– Żegnaj, bracie – wyszeptał Nasus.

Wysłannicy Xeratha rozproszyli się. Ich konie szarpały się i prychały. Wrogowie zbliżali się do Wyniesionego z trzech stron. Malouf się nie wahał. Dobył broni i wbił ją w bok Nasusa. Ból rozszedł się po ciele starego kustosza. Jeździec próbował wyciągnąć broń, ale się nie ruszyła. Szponiasta dłoń ściskała ostrze, trzymając je głęboko zanurzone w ciele Wyniesionego.

– Trzeba było zostawić mnie z moimi widmami – powiedział Nasus.

Wyrwał on miecz Maloufa z dłoni, łamiąc mu palce i zrywając więzadła.

Półbóg rzucił się na napastnika. Ciało Maloufa pękło pod olbrzymią wagą szakala.

Nasus rzucił się na kolejnego jeźdźca, ściągając go z siodła. Dwa ciosy rozerwały organy wewnętrzne i spuściły powietrze z jego płuc. Jego ciało upadło na piasek, przypominając poszarpaną kupę mięsa. Koń zarżał i uciekł na pustynię.

– Jest szalony! – krzyknął jeden z jeźdźców.

– Już nie – powiedział Nasus, zbliżając się do przywódcy najemników.

Dziwny zapach wypełnił powietrze. Towarzyszyły mu martwe kwiaty wirujące na lawendowych niciach. Malouf wił się na ziemi. Złamane palce prawej dłoni uschły, a skóra zwisała z nich niczym mokry pergamin. Klatka piersiowa zapadła się, niczym zgniły owoc.

Panika ogarnęła pozostałych najemników. Starali się utrzymać swoje wierzchowce, żeby móc uciec. Ciało Maloufa leżało porzucone na piasku.

Nasus zwrócił się na wschód, w stronę ruin Nerimazeth.

– Powiedzcie swojemu „imperatorowi”, że jego krąg egzystencji wkrótce się zamknie.

Renekton –Pustynny Rzeźnik

Krew i zemsta.

Wywodzący się ze spalonych słońcem pustyń Shurimy Renekton jest przerażającym, Wyniesionym bytem, którego napędza furia. Niegdyś był wojownikiem cieszącym się największą estymą w całym imperium, i prowadził armie Shurimy ku niezliczonym wiktoriom. Gdy jednak imperium upadło, został pogrzebany pod jego piaskami i powoli, w miarę jak zmieniał się świat, Renekton popadł w szaleństwo. Teraz, odzyskawszy wolność, jest całkowicie pochłonięty chęcią odnalezienia i uśmiercenia swego brata Nasusa, którego w swym szaleństwie obwinia o spędzone w mroku stulecia.

Renekton został stworzony do walki. Od młodego wieku bez przerwy wdawał się w krwawe bójki. Strach był mu obcy i dawał sobie radę z dużo starszymi dziećmi. Nierzadko czynnikiem prowadzącym do tych starć była duma – Renekton nie potrafił się wycofać ani puścić płazem żadnej obelgi. Każdego wieczoru wracał do domu z nowymi ranami i świeżymi siniakami. Podczas gdy jego poświęcający się nauce starszy brat Nasus gardził ulicznymi walkami, Renekton się w nich rozkoszował.

Nasus wkrótce dostał się do prestiżowego Kolegium Słońca i opuścił rodzinne strony. Podczas jego nieobecności starcia Renektona stawały się coraz to poważniejsze. W trakcie jednej ze swych sporadycznych wizyt w domu Nasus przeraził się, widząc jak jego zakrwawiony brat wraca do domu po kolejnej ulicznej bójce. Lękając się, że gwałtowna natura Renektona w końcu sprawi, że trafi do więzienia albo do grobu, pomógł mu zaciągnąć się do armii Shurimy. Formalnie Renekton był na to za młody, ale wpływy jego starszego brata pozwoliły na pozbycie się tych drobnych szczegółów.

Dyscyplina i posłuszeństwo nieodzowne w armii okazały się zbawienne dla Renektona. W przeciągu kilku lat stał się jednym z najzdolniejszych i wzbudzających największy respekt dowódców wojennych. Walczył na pierwszej linii frontu w rozlicznych wojnach i podbojach, zwiększając zasięg imperium. Zyskał sobie reputację żołnierza twardego i zaciekłego, ale jednocześnie mężnego i kierującego się honorem. Nasus z kolei stał się wielokrotnie odznaczonym generałem, i obydwaj służyli razem w trakcie wielu kampanii. Pomimo dzielących ich znacznych różnic i częstych sporów, cały czas pozostali sobie bardzo bliscy. Nasus wyróżniał się na polach strategii, logistyki i historii, a Renekton w walce. Pierwszy planował wojny, drugi je wygrywał.

Renekton wypracował sobie przydomek Strażnika Shurimy, staczając zaciekłą bitwę na jednej z górskich przełęczy, niedaleko granicy imperium. Na południowym wybrzeżu wylądowały siły inwazyjne z zamiarem przypuszczenia szturmu na jedno z odizolowanych miast – Zurettę. Jeśli by go nie powstrzymano, to miasto zostałoby zburzone, a cała jego ludność – wyrżnięta w pień. Choć na każdego żołnierza Shurimy przypadało dziesięciu wrogów, Renekton i jego mały kontyngent stawili czoła agresorom, chcąc zdobyć trochę czasu i umożliwić przeprowadzenie ewakuacji miasta. Nikt nie zakładał, że Renekton w ogóle ujdzie z życiem z tej bitwy, o wygraniu nie wspominając. Utrzymał przełęcz przez jeden dzień i jedną noc – wystarczająco długo, aby zdążyły nadejść dowodzone przez Nasusa posiłki. Przetrwała garstka żołnierzy, z których każdy odniósł mniej lub bardziej poważne rany, a Renektona okrzyknięto bohaterem.

Renekton służył na linii frontu dekadami i nigdy nie odniósł porażki. Obecność Renektona zagrzewała jego oddziały do walki i budziła postrach wśród nieprzyjaciół. Kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa i cieszył się tak ogromną reputacją, że niektóre wojny były wygrywane, zanim ktokolwiek zdążył unieść miecz w górę – wrogie nacje poddawały się, kiedy tylko dotarła do nich nowina, że zbliżała się armia dowodzona przez Renektona.

Kiedy Renekton był już w średnim wieku – zaczynał siwieć, a na jego ciele widać było ślady stoczonych bitew – dotarła do niego informacja, że jego brat jest bliski śmierci. Natychmiast powrócił do stolicy, gdzie okazało się, że Nasus był już cieniem samego siebie. Dotknęła go wyniszczająca choroba. Przypadłości nie można było wyleczyć, podobnie jak powodującej rozkład ciała klątwy, która ponoć doprowadziła do wygaśnięcia całego arystokratycznego rodu w starożytnych czasach.

Tym niemniej wszyscy bez wyjątku doceniali geniusz Nasusa. Był wielokrotnie odznaczanym generałem i twórcą wielkiej biblioteki Shurimy, a gdyby tego było mało, to właśnie spod jego pióra wyszło wiele spośród najświetniejszych dzieł literackich imperium. Kapłani obwieścili, że wolą słońca jest, aby Nasus poddał się rytuałowi Wyniesienia.

Całe miasto zebrało się, aby na własne oczy zobaczyć święty rytuał, jednak tragiczna choroba zebrała straszliwe żniwo i Nasus nie miał już dość siły, aby wspiąć się na schody prowadzące na platformę Wyniesienia. W akcie najwyższego poświęcenia i bezgranicznej miłości Renekton pochwycił swego brata i wniósł go na pozostałe stopnie, będąc w pełni świadomym, że święta energia słonecznego dysku go unicestwi. Uważał swoją ofiarę za coś nieistotnego – jeśli tylko jego brat miał przetrwać. Koniec końców był tylko wojownikiem, aczkolwiek utalentowanym, natomiast jego brat był niemającym sobie równych uczonym, myślicielem i generałem. Zdawał sobie sprawę, że Nasus będzie potrzebny Shurimie w przyszłości.

Renekton nie został jednak unicestwiony. Pod oślepiającym blaskiem słonecznego dysku obydwaj bracia zostali Wyniesieni i niejako narodzili się na nowo. Kiedy światło zbladło, oczom zebranych ukazały się dwa przepotężne, Wyniesione byty – Nasus, w swym smukłym ciele o głowie szakala, oraz Renekton, który przyjął postać olbrzymiego krokodyla. Postaci te sprawiały wrażenie bardzo trafnych. Szakal był często uważany za najzmyślniejszą i najprzebieglejszą z bestii, a nieznająca strachu agresja krokodyla idealnie pasowała do Renektona. Mieszkańcy Shurimy dziękowali za to, że tych dwóch nowych półbogów miało od teraz stać na straży imperium.

Renekton był wielkim bohaterem wojennym już wcześniej, ale teraz stał się bytem Wyniesionym, obdarzonym mocą wykraczającą poza zdolności poznawcze śmiertelników. Był silniejszy i szybszy od każdego, typowego człowieka i sprawiał wrażenie praktycznie niewrażliwego na ból. I choć Wyniesione byty nie były nieśmiertelne, to długość ich życia była znacznie wydłużona, tak aby mogli służyć imperium przez setki lat.

Mając Renektona za zwierzchnika armii, potęga militarna Shurimy była niezrównana. Od zawsze był bezwzględnym dowódcą i okrutnym wojownikiem, lecz jego nowa postać dała mu niewiarygodne moce. Poprowadził żołnierzy Shurimy do wielu krwawych wygranych, nie okazując ani też nie oczekując litości. Legendy o nim krążyły daleko poza granicami imperium, a przydomek, który przyjął – Pustynny Rzeźnik – nadali mu właśnie jego adwersarze.

Byli też tacy, którzy z czasem doszli do wniosku, że podczas transformacji Renekton utracił pewną cząstkę swego człowieczeństwa. Zaliczał się do nich również Nasus. W miarę upływu lat zdawał się stawać coraz to brutalniejszym, delektując się rozlewem krwi w stopniu przekraczającym wszelkie granice, a ponadto ludzie szeptali o barbarzyństwach, jakie miał popełnić w imię wojny. Niemniej jednak niezmiennie był oddanym obrońcą Shurimy i wiernie służył jej imperatorom, zapewniając swej ojczyźnie bezpieczeństwo i wielkość przez całe stulecia.

Podczas panowania imperatora Azira nadeszła wieść o ucieczce magicznego bytu ognia z podziemnego więzienia, gdzie przetrzymywano go w zaczarowanym sarkofagu. Zrównał on z ziemią jedno miast Shurimy, by następnie zbiec przez pustynię na wschodzie. Renekton wraz z Nasusem wyruszyli w podróż z zamiarem schwytania legendarnego nieprzyjaciela. Podczas ich nieobecności młody imperator – kierowany knowaniami swojego maga, znanego jako Xerath – podjął próbę wstąpienia w ich szeregi i stania się jednym z Wyniesionych. Skutki były katastrofalne.

Renekton i Nasus byli o dzień drogi od stolicy, ale nawet tam poczuli falę uderzeniową, wywołaną opacznie przeprowadzonym rytuałem Wyniesienia. Zdając sobie sprawę, że musiało wydarzyć się coś potwornego, niezwłocznie udali się w drogę powrotną, by na miejscu zastać jeno ruiny sławetnego miasta. Azir był martwy, a wraz z nim większa część populacji miasta. Co więcej, majestatyczny, słoneczny dysk chylił się ku upadkowi, pozbawiony całej swej mocy. W epicentrum rumowiska natknęli się na Xeratha, będącego teraz bytem o prawdziwie złowrogiej mocy.

Bracia starali się uwięzić go w magicznym sarkofagu, w którym przetrzymywany był pradawny byt ognia. Walka trwała przez ponad dobę, jednak mag był na tyle potężny, aby nie dać się uwięzić. Zniszczył sarkofag i zasypał ich niezliczonymi zaklęciami, których moc była potęgowana przez słoneczny dysk; on sam podczas starcia ostatecznie roztrzaskał się na ziemi.

Zdając sobie sprawę, że nie będą w stanie uśmiercić Xeratha, Renekton koniec końców pochwycił go i wciągnął do bezdennego Grobowca Imperatorów, rozkazując bratu zamknąć ich w środku na wieki wieków. Wiedząc, że nie ma innego sposobu na powstrzymanie Xeratha, Nasus niechętnie posłuchał swego brata. Gdy Renekton i Xerath zniknęli w ciemnościach, zapieczętował ich w grobowcu na całą wieczność.

A w mroku obydwaj kontynuowali swe starcie. Walczyli przez niezliczone lata, a w świecie ponad nimi z niegdyś wspaniałej cywilizacji Shurimy pozostał tylko proch i pył. Xerath zatruwał umysł Renektona; powoli, w miarę upływu stuleci, jego jadowite słowa i wszechobecne ciemności zbierały swoje żniwo. Mag wpoił Renektonowi mniemanie, że Nasus uwięził go celowo, będąc zazdrosnym o jego dokonania i niechętnym do dzielenia się swym Wyniesieniem.

Krok po kroku, Renekton stawał się coraz bardziej niepoczytalnym. Xerath umiejętnie dolewał oliwy do ognia, zanieczyszczając mu umysł i wypaczając jego postrzeganie tego, co prawdziwe i tego, co urojone.

Upłynęły tysiąclecia, zanim Grobowiec Imperatorów został otwarty przez najemniczkę Sivir, a Renekton i Xerath znaleźli się na wolności. Renekton wydał z siebie pełen furii ryk i z hukiem wyruszył na pustynię Shurimy, starając się wywęszyć w powietrzu zapach swego brata.

Od tego momentu Renekton włóczy się po pustyniach, pożądając śmierci Nasusa. Wierzy, że jest on zdrajcą, który zostawił go na pewną śmierć. Jego spojrzenie na rzeczywistość jest co najwyżej dyskusyjne; i choć są chwile, kiedy przypomina dumnego, przepełnionego honorem herosa z dawnych lat, to przez większość czasu jest niczym innym, aniżeli zdegenerowaną, rozwścieczoną i pełną nienawiści bestią, którą napędza żądza krwi i pragnienie zemsty.

Uzdrawiająca ciemność

Czy jestem bogiem?

Już tego nie wie. Niegdyś, być może, gdy słoneczny dysk lśnił jak złoto na szczycie wielkiego Pałacu Dziesięciu Tysięcy Filarów. Pamięta, jak niósł kogoś w ramionach i oboje zostali uniesieni w niebo w blasku słońca. Wszelki ból opuścił jego ciało, gdy światło go tworzyło. Jeżeli to wspomnienie należy do niego, to czy był kiedyś śmiertelny? Tak mu się wydaje, ale nie jest pewny. Jego myśli są niczym chmara much – niezliczone roztrzaskane wspomnienia wściekle bzyczące w głowie.

Co jest prawdziwe? Czym teraz jestem?

To miejsce, ta pogrzebana pod piaskami jaskinia. Czy jest prawdziwa? On tak uważa, ale nie jest pewien, czy może ufać swoim zmysłom. Odkąd pamięta, towarzyszyła mu ciemność. Straszna, nieskończona ciemność, która otulała go niczym całun. Jednakże w pewnym momencie ciemność zniknęła i znów ujrzał światło. Pamięta, jak przedzierał się przez piach, gdy ziemia uginała się i falowała, a skały ścierały się, gdy coś dawno pochowanego i zapomnianego przebijało się na powierzchnię.

Wysokie posągi wynurzyły się spod piasku, olbrzymie i przerażające z wyglądu. Opancerzeni wojownicy z demonicznymi głowami górowali nad nim. Starożytni bogowie dawno wymarłej kultury. Buńczuczne widma wyłoniły się z piasku, a on umknął przed ich gniewem, uciekając z powstającego miasta, gdy światła rozbłyskały, a księżyc i gwizdy wirowały w górze. Pamięta wędrówkę przez pustynię, podczas której jego myśli wypełniały wizje o krwi i zdradzie, gigantycznych pałacach i złotych świątyniach, które były niszczone w mgnieniu oka. Całe wieki postępu zniszczone przez próżność i dumę jednego człowieka. Jego? Nie jest tego pewien, ale obawia się, że tak mogło być.

Światło, które niegdyś odtworzyło jego ciało, teraz sprawiało mu ból. Paliło jego ciało i duszę, gdy przemierzał pustynię, zagubiony i samotny, gnębiony gniewem, którego nie rozumiał. Skrył się przed palącym słońcem, ale nawet gdy się kulił i szlochał w wilgotnej jaskini, Szepczący go odnalazł. Cień na ścianach wije się wokół niego, zawsze mamrocząc i spiskując, aby podsycać jego rozgoryczenie. Przyciska długie, sękate dłonie z okrutnymi szponami do skroni, ale nie może pozbyć się swojego mrocznego towarzysza. Nigdy nie mógł.

Szepczący opowiada o jego hańbie i winie. O tysiącach, które zginęły przez niego, które nigdy nie miały szansy na życie przez jego porażkę. Jakaś część jego uważa, że to przesłodzone kłamstwa, pokręcone fikcje opowiadane tak często, że nie jest w stanie odróżnić ich od prawdy. Szepczący przypomina mu o świetle, którego został pozbawiony, i pokazuje mu szakalą twarz tego, kto go zdradził, skazując go na wieczną ciemność. Łzy zbierają się w kącikach jego oczu i gniewnie je wyciera. Szepczący wie, jak dotrzeć w głąb jego umysłu, wykręcić każdą pozytywną myśl, jaką kiedyś miał, każdą cnotę, która uczyniła go bohaterem postrzeganym za boga w całej…Shurimie!

Ta nazwa miała dla niego znaczenie, ale zanika niczym pustynny miraż, uwięziona w głębi umysłu i spętana kajdanami szaleństwa. Jego wzrok, niegdyś bystry i przeszywający, zasnuł się mgłą eonów spędzonych w bezkresnej ciemności. Jego skóra, niegdyś twarda niczym brąz, była teraz słaba i spękana, a pył wysypywał się z licznych ran niczym piasek w klepsydrze. Być może umiera. Uważa, że tak może być, ale ta myśl nie martwi go za bardzo. Żył długo i wycierpiał zbyt dużo, aby bać się unicestwienia.

Co gorsze, nie był pewien, czy może umrzeć. Spojrzał na broń, która leżała przed nim: topór o ostrzu w kształcie półksiężyca, pozbawiony rękojeści. Należał do wojowniczego króla Icathii, ale powróciło do niego ulotne wspomnienie, jak złamał jego rękojeść podczas walki. Pamięta, że ją odtworzył, ale nie wiedział dlaczego. Być może użyje topora, aby poderżnąć sobie gardło i zobaczyć, co się stanie. Popłynie krew czy posypie się pył? Nie, nie umrze tu. Jeszcze nie. Szepczący mówi, że los przeznaczył mu inną rolę. Ma krew do przelania i żądzę zemsty do zaspokojenia. Szakala twarz tego, kto skazał go na ciemność, pojawia się w jego umyśle i za każdym razem, gdy ją widzi, nienawiść wypełnia jego serce.

Spogląda na ściany jaskini, gdy cienie się rozstępują i ujawniają prymitywne malowidła śmiertelników. Starożytne obrazy, tak zatarte, że praktycznie niewidoczne, przedstawiają pustynne miasto w pełni chwały. Rzeki zimnej, czystej wody płyną ulicami, a życiodajne promienie słońca padają na roślinność zasadzoną na żyznych terenach. Zauważa króla w hełmie o kształcie głowy jastrzębia, stojącego na szczycie pałacu, a także postać w ciemnej szacie, stojącą u jego boku. Poniżej stoją dwaj giganci w zbrojach, gotowi do walki – jeden z nich o wyglądzie krokodyla, uzbrojony w topór o ostrzu w kształcie półksiężyca, a drugi przypominający szakala, będący wojownikiem i uczonym. W gadzie rozpoznaje wyobrażenie śmiertelników o swojej boskiej postaci. Kieruje wzrok na drugiego wojownika. Czas zatarł tekst znajdujący się pod obrazem, ale był jeszcze na tyle czytelny, że udało mu się odczytać imię zdrajcy.

– Nasus… – rzekł. – Brat…

Gdy źródło jego udręki zostało nazwane, jego własna tożsamość ujawniła się jak słońce wyłaniające się zza chmur.

– Jestem Renekton – zasyczał przez zakrzywione zęby. – Pustynny Rzeźnik.

Podnosi półksiężycowe ostrze i staje na nogi, a zgromadzony przez wieki pył opada z jego opancerzonej postaci. Stare rany się zamykają, spękana skóra odzyskuje gładkość, a kolor powraca do jadeitowego, gdy odzyskuje cel życia. Niegdyś stworzyło go słońce, ale teraz ciemność jest jego sojusznikiem. Siła przepełnia jego przepotężne ciało, mięśnie rosną, a oczy płoną czerwienią z nienawiści do Nasusa. Słyszy, jak Szepczący przemawia ponownie, ale nie słucha jego głosu. Ściska szponiastą dłoń i dotyka czubkiem ostrza do wizerunku wojownika o głowie szakala.

– Zostawiłeś mnie samego w ciemności, bracie – mówi. – Zginiesz za tę zdradę.

Jeśli zauważyłeś literówkę/błąd we wpisie - prosimy o zgłoszenie tego poprzez specjalny formularz kontaktowy - dzięki automatycznemu systemowi powiadomień będziemy mogli błyskawicznie usunąć błąd.