No, nadszedł czas na mnie. Piąty tydzień, piątka meczy do pokazania, czuć się można jak w piątkowe popołudnie. Moja lista nie zawiera gier jednego rodzaju – znajdziecie w niej zarówno mecze najwyższej klasy, jak i trochę mniej poważne acz w jakiś sposób emocjonujące. Serdecznie zapraszam do mojej subiektywnej listy “Najlepszych meczy w historii profesjonalnych rozgrywek”.
5. Moscow5 vs CLG eu - DreamHack Summer 2012
Swoją listę chciałbym zacząć czymś lekkim. Wyobraźcie sobie sytuację idealną. Gracie bardzo dobry mecz. Posiadacie bardzo dobre statystyki, drużyna ma nie gorsze, macie nad przeciwnikami około 20k złota przewagi i śmiało pędzicie po Barona. Przeciwnicy próbują wam przeszkodzić, ale wszystko co robią to tracą większą połowę członków. Brzmi super? Niestety, koniec bajki. Nie możecie zakończyć gry. Przeciwnicy skutecznie uniemożliwiają zabranie inhibitora. Wy stajecie się coraz to bardziej podirytowani, co skutkuje coraz większą ilością błędów. Koniec końców, przegrywacie kolejne walki, tracicie całą wyrobioną przewagę, a drużyna przeciwna idzie triumfalnie po wasz nexus. Tak można w skrócie skomentować cały mecz. Cóż, przynajmniej to spotkanie pokazało, jak należy profesjonalnie przegrywać wygrane gry.
4. Dignitas vs Complexity LCS 2013 EU Spring W4D1
Zaczęliśmy lekko, teraz czas na coś szybkiego. Mowa będzie o tak zwanej perfekcyjnej grze. Wprawdzie Liga Legend w sezonie trzecim znana była jako gra snowballu, ale nie w stopniu takim jak zaprezentował Dignitas. Mianowicie postawił całą grę na niesamowitą początkową agresję, co w tamtych czasach nie było czymś częstym. Cała drużyna gnębiła przeciwników jak tylko się dało, ale na ogromne wyróżnienie zasługuje Crumbz za posłanie Lautemortisa do psychiatryka – gdziekolwiek się nie znalazł w swoim lesie, tam Xin czekał. Gnębili rywali jak tylko się dało. Pchali falę minionów by jak najszybciej niszczyć wieże. Zero wytchnienia. W efekcie kompletnie zdezorientowane Complexity zostało doszczętnie zniszczone, a Dignitas mogło poszczycić się zwycięstwem przed 20 minutą. Samo Dignitas było od tego czasu znane z mocnego nacisku na początkową fazę gry.
3. ROC vs GMB - 2014 EU LCS Playoff Quarterfinals G1
Trochę pochwaliliśmy zawodników z różnych stron świata, a przecież nie tylko za granicą istnieją dobre drużyny. Weźmy za przykład drużynę “Kiedyś Miałem Team”, o której wspomniał McCasimir w swojej liście. Po pokonaniu NIP, drużyna KMT niedługo później została przejęta przez ROCCAT. Na swój wielki debiut z nową nazwą nie musieli długo czekać, ponieważ po kilku miesiącach mieli do rozegrania playoffy. Już na początku musieli zmierzyć się z Gambit Gaming, którzy w tym czasie posiadali pełny skład legendarnej acz powoli tracącej dawny blask drużyny Moscow 5. Nie owijając w bawełnę, obie drużyny rozegrały dobry mecz. Mimo fazy początkowej, która wyszła na plus GMB, ROCCAT nie pozostało dłużne. Poprzez dobrze rozegrane walki o smoka, świetne decyzje oraz wspaniałą kooperację, ROCCAT wyszedł triumfalnie. Według mnie, to był najlepszy mecz w pełni polskiej drużyny jaki kiedykolwiek widziałem i przez długi czas to się prawdopodobnie nie zmieni.
2. CLG vs FLY, Game 2 - NA LCS 2017 Spring
Ok. Wielu może się dziwić, co ten mecz robi na takiej liście. Szczerze nie zdziwiłbym się. Skłamałbym, mówiąc że to jeden z najlepszych meczy jaki został kiedykolwiek rozegrany. Tak może być, przynajmniej dla reszty świata. Dla mnie jednak jest szczególnie ważny. Dlaczego? Ponieważ to właśnie ten mecz pokazał mi prawdziwą magię e-sportu. Do tej pory czasami miałem wrażenie, jakby profesjonalni gracze byli robotami. I nie, nie mam na myśli pojedynczych akcji, tylko sposób gry. FlyQuest całkowicie zmieniło moje zdanie. Pokazali się jako drużyna z zawodnikami z krwi i kości. Tak jak każdy porządny homo sapiens, popełniali sporo błędów, których później starali się nie powtarzać. Za to wizja na mapie oraz niesamowicie dobrze przeprowadzone ataki grupowe, nie wspominając o niezłych momentach solo, całkowicie mnie wzruszyły. FlyQuest stało się moim faworytem przez właśnie tą „ludzkość” i mam nadzieję, że ostatnie tygodnie to tylko krótki kryzys.
1. Worlds Semifinals - Star Horn Royal Club vs. OMG
O, tak. Półfinał, który osobiście lubię nazywać “prawdziwym finałem mistrzostw sezonu czwartego”. Dlaczego? W przeciwieństwie do finału, mogliśmy podziwiać niezwykłe widowisko. Żadna z drużyn nie dawała za wygraną, zażarta walka trwała do samego końca, a zwycięzca mógł być tylko jeden. Tam było praktycznie wszystko – baserace, baron throw, podróże po nieznanych terytoriach lasu… co tylko dusza zapragnie! Każdy z zawodników reprezentował nieporównywalnie wysoki poziom, ale mimo to mój wybór MVP jest ograniczony do dwóch osób – InSec i Uzi. Dlaczego akurat oni? Nie każdy ma na tyle odwagi, by w meczu decydującym o uczestnictwie w finale worldsów wyciągnąć postacie takie jak Fiddlesticks czy też Pantheon. Tym bardziej dziwne, gdy wybór ten okazuje się strzałem w dziesiątkę. Niemniej zaskoczył w zdecydowanie wyśmienitej formie Uzi. Ta seria była tak dobra, że wybranie tylko jednego meczu reprezentującego całe spotkanie byłoby jak zabranie jednej części z całej układanki – można tak zrobić, ale tylko całość ukazuje prawdziwą treść.