Niedługo po tym, jak okazało się, że wykluczenie nałożone na duńskiego zawodnika zostało zniesione (Incarnati0n nie mógł brać udziału w turniejach organizowanych przez Riot), po gwiazdę soloQ ustawiła się kolejka chętnych. O jego podpis walczyło pół Europy, a kilka zespołów z Ameryki chętnie widziałoby w swoim składzie utalentowanego Duńczyka. Ostatecznie Incarnati0n dołączył do Cloud9, gdzie zastąpił legendę tego zespołu – Haia.
Re-Incarnati0nPrzypomnijmy jednak pokrótce wydarzenia z przeszłości. Nicolaj Jensen, bo tak brzmi pełne imię i nazwisko zawodnika znanego także pod pseudonimem Wizikx czy Veigodx, szturmem wdarł się do challengera, w którym robił nieprawdopodobne rzeczy, zasłużenie dzierżąc tytuł najlepszego gracza kolejki solowej w Europie (pierwsze miejsce na serwerze EUW).
To było jednak zbyt mało – czemu nie miałby spróbować swoich umiejętności na profesjonalnej scenie, zwłaszcza z takim talentem?
Zespół założony przez Incarnati0na wraz z czterema innymi, dość anonimowymi w tym czasie zawodnikami – Team Solo Mebdi, był krokiem w tym kierunku. Co istotne “TSM” był jednym z głównych kandydatów do awansu w tworzonej właśnie lidze skupiającej najlepsze ekipy na kontynencie – EU LCS. Wtedy jednak światło dzienne ujrzała druga niepokojąca twarz formacji. Na jaw wyszło toksyczne zachowanie na niespotykaną dotąd skalę – Incarnati0n i jego kolega z drużyny Rayt3ch (znany też jako El Muppo) zostali zawieszeni, a Team Solo Mebdi zdyskwalifikowany.
Stała za tym długa lista wykroczeń: DDoS-owanie gier, toksyczne zachowanie na ogromną skalę wobec innych graczy przy użyciu wielu kont, czy grożenie innym zawodnikom śmiercią. Na tym mogłaby zakończyć się ta historia, lecz Incarnati0n nie porzucił swojej działalności związanej z League of Legends. Nadal grał na różnych kontach, które Riot skrupulatnie banował. Duńczyk jednak cały czas powracał i najczęściej udawało mu się zdobyć pierwsze miejsce na zachodnioeuropejskim serwerze nim jego konto dostawało bana: Apdo v1, Apdo Dog v2, Reversio, Qua0 czy wymienione już Incarnati0n, Wizikx czy Veigodx to tylko część z jego nicków. Zachowanie duńskiego zawodnika uległo jednak poprawie.
W końcu, patrząc na postawę zawodnika, Riot zdecydował się pozwolić mu rywalizować w soloQ z innymi graczami, a przed startem letniego splitu, po prawie 2,5 roku od nałożenia wykluczenia, Incarnati0n został dopuszczony do gry na profesjonalnej scenie.
On Cloud9?*Dołączenie Incarnati0na do C9 nie było zaskoczeniem – już od dłuższego czasu mówiło się, że Duńczyk jest bliski podpisania kontraktu z organizacją nawet pół roku wcześniej, kiedy ostatecznie jego wykluczenie z rozgrywek nie zostało zniesione. Na przeszkodzie stała jednak osoba Haia. Teraz, gdy wieloletni midlaner C9 i fantastyczny shotcaller zdecydował się na zakończenie kariery, na co złożyły się problemy zdrowotne i kłopoty wewnątrz zespołu, pojawiły się idealne warunki do zakontraktowania Duńczyka.
Wkraczający na scenę zawodnik miał jednak ciężkie zadanie, bowiem osoba Haia była prawdziwą legendą Cloud9 i zastąpienie go miało okazać się naprawdę trudne… Swoją rolę odgrywała też ogromna presja, jaka została nałożona na Incarnati0na, który wielokrotnie określany był jako “nadzieja Zachodu”.
* be on cloud9 to angielskie wyrażenie określające bycie niesamowicie szczęśliwym
Wymarzone otwarcie i... kłopotyDwa pierwsze tygodnie nie były najlepsze dla Incarnati0na. Wielu kibiców oczekiwało od niego niesamowitych zagrań i miażdżenia kolejnych rywali w stylu Fakera czy choćby Bjergsena. Tymczasem Duńczyk miał problemy – albo był zupełnie niewidoczny, albo całkowicie niszczony przez rywali, jak w starciu z Gravity, gdzie przeciwnicy obrali go na swój cel.
Nawet w wygranym klasyku przeciwko Teamowi SoloMid nowy nabytek C9 miał stosunkowo niewielki udział. Po raz kolejny warto jednak zauważyć, że presja oczekiwań była naprawdę ogromna, a sprostanie im połączone z debiutem na scenie – dość problematyczne. Cloud9 wystartowało więc słabo, bo wynik 1:3 po dwóch kolejkach trzeba uznać za niezadowalający, a Incarnati0n zawodził.
Nikt jednak nie panikował, ponieważ w ostatnich splitach drużyna Duńczyka przyzwyczaiła nas do nieudanych otwarć splitów, a cała reszta zazwyczaj układała się w odpowiednim momencie. Cóż – chyba nie tym razem…
Kolejna zmianaKolejne starcia, pomimo wzrostu formy midlanera C9, zazwyczaj kończyły się następnymi porażkami. Cloud9 po sześciu seriach spotkań odznacza się tragicznym bilansem 3:9.
Nie pomogła nawet zmiana junglera. Meteosa, który zrezygnował z gry, zastąpił Hai, co w założeniu miało poprawić bardzo słaby shotcalling. Niestety nawet to nie pomogło, a przegrana w ostatnim tygodniu z Teamem 8 jest sygnałem alarmowym. Sprawiła bowiem, że formacja spadła na przedostatnie, dziewiąte miejsce. Rezygnacja Meteosa sama w sobie jest złą wiadomością – pokazuje bowiem, że atmosfera w drużynie nie jest najlepsza, a odejście Haia może być kostką domina, która stanie się przyczyną zburzenia całego projektu.
W związku z tym wszystkim opuszczenie przez Cloud9 strefy barażowej i dołączenie do czołówki będzie wyjątkowo kłopotliwe.
Czy to Incarnati0n jest problemem?Odpowiedź jest prosta – nie. Co prawda kilka pierwszych meczy w jego wykonaniu było zdecydowanie poniżej oczekiwań, ale Duńczyk z każdą kolejką spisywał się lepiej i obecnie jest najjaśniejszym punktem C9 obok regularnego, świetnego Sneaky’ego.
Prawdziwym problemem drużyny jest kompletny brak zgrania (niesamowite, biorąc pod uwagę fakt, że zmienił się tylko jeden zawodnik), katastrofalne walki drużynowe, nieumiejętność reagowania na sytuację w grze (w tym miał pomóc powrót Haia, tym razem do jungli, ale niestety póki co na niewiele się to zdało) oraz fatalna indywidualna postawa graczy.
Odnośnie tego ostatniego największym rozczarowaniem (zresztą już od dłuższego czasu) jest Balls. Amerykański toplaner z każdym splitem coraz bardziej spuszcza z tonu i w obecnym prezentuje się już naprawdę słabo. Dość powiedzieć, że zabierając więcej zabójstw niż Incarnati0n ma zaledwie 16,9% udziału w obrażeniach zadawanych przez swoją ekipę (jest w tej statystyce na ostatnim miejscu wśród graczy górnej alei NA LCS, a biorąc pod uwagę fakt, że toplanerzy z reguły zadają od 20,5% do 24,7% obrażeń, wynik Ballsa jest tragiczny). Nikt nie boi się już nawet jego Rumble’a, którym w tym splicie po raz pierwszy na profesjonalnej scenie przegrał grę, choć oczywiście warto wspomnieć o kilku niezłych grach Fizzem.
Zawodzi (a może raczej zawodził) też Meteos, który jest cieniem samego siebie – nieaktywny we wczesnych fazach gry, niewidoczny, zadziwiająco często daje się łapać – nie zabija, nie umiera, a jego udział w zabójstwach jest jednym z najniższych w NA LCS wśród junglerów.
Niewiele lepiej spisuje się LemonNation, który często nie potrafi porozumieć się z kolegami z zespołu i z reguły inicjuje nie w porę, przez co bardzo szybko ginie. Rzeczywistość oddaje prawie najniższy wśród supportów współczynnik udziału w killach i bardzo wysoka liczba śmierci (również drugie miejsce w tej niechlubnej klasyfikacji).
Incarnati0n a HaiStatystyki Incarnati0na również nie wyglądają najlepiej. Niewiele zabójstw, najwięcej śmierci pośród graczy środkowej alei, przeciętne statystyki udziału w killach. Warto jednak zauważyć, że duński midlaner zazwyczaj nie odstaje pod względem złota, a porównując go do Haia z poprzedniego splitu, to wszystko nie wygląda już tak źle.
Różnica zauważalna jest przede wszystkim w zadawanych obrażeniach – Incarnati0n robi aż 34,2% dmg Cloud9, tymczasem procentowy udział Haia w tej statystyce wynosił zaledwie 23,7%, choć warto zwrócić uwagę na fakt, że Duńczyk z reguły gra postaciami opartymi na obijaniu przeciwników oraz zadawaniu ton obrażeń jak Kog’Maw, Azir, Viktor czy Varus. Niemniej patrząc na kolegów z jego zespołu i na grę jego samego, wydaje się być on jednym z pozytywnych bohaterów i problem nie leży w samej jego osobie.
Dodatkowo Incarnati0n z pewnością prezentuje się lepiej pod względem umiejętności indywidualnych od trapionego kontuzjami Haia. Widoczny jest jednak brak doświadczenia i fenomenalnego zmysłu taktycznego, który posiadał sympatyczny, amerykański midlaner.
PodsumowanieCzy Incarnati0n spisuje się więc na miarę oczekiwań? Zdecydowanie nie. Jego osoba obrośnięta w legendę kazała przypuszczać, że gra w jego wykonaniu będzie zdecydowanie bardziej efektowna i co ważniejsze – o wiele skuteczniejsza. Rzeczywistość zweryfikowała powstałe w soloQ mity, a rywalizacja na najwyższym poziomie pokazała, że Incarnati0n też jest tylko człowiekiem. Czy jednak warto dać Duńczykowi jeszcze trochę czasu? Uważam, że tak.