Od niecałego miesiąca w otwartej becie znajduje się gra Hex: Shards of Fate. Co prawda nie jestem fanem karcianek, jednak pochlebne opinie paru osób skłoniły mnie do wypróbowania tego tytułu. Zarejestrowałem się więc, ściągnąłem klienta i… nie pożałowałem. Zacznijmy jednak od początku.
Hex: Shards of Fate rozpoczął swój żywot na Kickstarterze i okazał się być wielkim sukcesem. Twórcom udało się zgarnąć aż 2 278 255 dolarów gdy wystarczyło 300 000 aby projekt przeszedł dalej. Zespołowi tworzącemu grę powierzono więc wielkie fundusze oraz jeszcze większe nadzieje. Na szczęście fani mogli nie czuć sie zawiedzeni, gdyż programiści świetnie wywiązali się ze swojego zadania. Zanim jednak przejdziemy do owoców ich pracy chcę zwrócić uwagę na fabularną otoczkę gry.
Akcja Hex rozgrywa się na planecie Entrath, na którą spadł kryształowy meteoryt. Jednakże zamiast zagłady przyniósł on nowe możliwości. O ile przedtem magia była w Entrath czymś rzadkim i niezwykłym, o tyle po pojawieniu się Hexa (tak nazwano ów meteor) każdy kto posiadł jego odłamek był w stanie władać mistyczną energią. Zmieniło to równowagę sił tego świata i powołało do życia dwa przeciwdziałające sojusze, w skład których wchodzi łącznie osiem ras.
Same rasy (pomijając te typowe dla 90% gier osadzonych w światach fantasy) są niezwykle różnorodne. O ile Ardor (czyli “ci dobrzy”) moze nas zaskoczyć wyłącznie rasą humanoidalnych kojotów-indian zwanych Coyoti, o tyle skład sił podziemia jest o wiele bardziej interesujący. Wśród ras podziemia znajdziemy nekromantów – ludzi, którzy zostali wskrzeszeni i obdarzeni mocą przez Hex – czy też Vennen – hybrydy pająków i orków. Nawet teoretycznie sztampowne Krasnoludy nie są miłymi brodaczami, a niezwykle zaawansowaną i destrukcyjną rasą. Najciekawsi są jednak Shin’hare, rasa wojowniczych królików, które wyglądem przypominają samurajów, zaś filozofią walki sowiecką Rosję (nie, nie robię sobie jaj, 1 kwietnia był jakiś czas temu). Oprócz rasy trzeba wybrać również jedną z sześciu klas – kleryka, maga, łotrzyka, czarnownika, wojownika lub łowcę.
Przejdźmy do rozgrywki. Ta już na pierwszy rzut oka przypomina Magic: The Gattering. By móc przywołać daną kartę trzeba posiadać jeden z 5 surowców. Dla jednych to wada, dla innych zaleta. Jedno jest pewne, fani tego karcianego klasyka będą się czuli tu jak w domu. Z kolei ci nie obyci z tego typu karciankami na pewno łatwo się wszystkiego nauczą dzięki przystępnemu tutorialowi, który pomógł nawet komuś tak nieobytemu w gatunku jak ja. Hex nie jest jednak zwykłą zrzynką z Magica, posiada on wiele unikalnych elementów (których sporej części nie miałem jeszcze okazji wypróbować ze względu na krótki staż, jednak nie mogę się tego doczekać) jak wzmacnianie kart klejnotami co pozwala dostosowywać talię ściśle do naszych potrzeb.Pole walki wygląda lepiej niż przyzwoicie. Aż chce się grać.
Najważniejszą zmianą jest jednak połączenie elementów gry karcianej z MMO. Nasza postać może awansować, wybierać się na raidy czy też zdobywać złoto i ekwipunek. Fajnym elementem jest również wprowadzenie domu aukcyjnego, gdzie możemy wymieniać sie kartami z innymi graczami. Dzięki temu ma szansę stworzyć naprawdę silną społeczność czym wybije się na tle innych gier karcianych dostepnych na rynku.
Warto poświęcić też słowo lub dwa samemu wyglądowi Hex, który bynajmniej nie jest powodem do wstydu. Styl graficzny jest bardzo ładny, karty zaś czytelne i okraszone bardzo szczegółowymi ilustracjami. Nawet tło zostało zaprojektowane tak, że sprawia wrażenie jakby gra toczyła się przy prawdziwym stole. Na pochwałę zasługuje również wygodne i czytelne menu.
Podsumowując, Hex ma wszystko czego można oczekiwać od karcianki, a nawet więcej. Gra weszła właśnie w fazę otwartej bety i już niedługo okaże się czy jest w stanie zagrozić obecnemu hegemonowi – Hearthstone’owi. Jedno jest pewne, na pewno nie jest w tym pojedynku bez szans.