Five Nights at Freddy’s to gra, która w ostatnich miesiącach zawojowała internet. Na youtubie co chwila pojawia się nowy gameplay, fani rozpływają jak masełko na popcornie na sam dźwięk tytułu, a ja siedzę i zastanawiam się co oni w tym wszystkim widzą…
Zacznę od przybliżenia gry tym, którzy nie zetknęli się z najsłynniejszym jak dotąd dziełem Scotta Cawthona. Pierwsza cześć Five Nights at Freddy’s ukazała się w sierpniu 2014 roku. Jej celem było przeżycie tytułowych pięciu nocy jako nocny stróż w przybytku o wdzięcznej nazwie Freddy Fazbear Pizza. Okazuje się jednak, że w nocy animatroniki (roboty, stworzone by imitować ludzi lub zwierzęta), które mają za zadanie zabawiać dzieci stają się agresywne. Naszym głównym i zarazem jedynym zadaniem jest przetrwać noc. Teoretycznie brzmi ciekawie, w praktyce ogranicza się do jednak do siedzenia w kanciapie, z której nie możemy wyjść, obserwowania obrazu z kamer i zamykania drzwi tak by żaden z animatroników nie wszedł do naszego pokoiku.Oto i cała rozgrywka we FNAFie. Co prawda kolejne części wprowadzają pewne urozmaicenia, wszystko jednak sprowadza się do siedzenia jak kretyn na krześle, gapieniu się w monitory i paru innych rzeczy. Gdybyśmy zawiedli, to znikąd wyskoczy krzyczący animatronik.
Czy tylko ja się nie boję?
Niektórzy zapewne zapytają co w tym złego. Pomijając prymitywizm gameplayu, gra próbuje nastraszyć gracza w wyjątkowo prymitywny sposób. Tzn jumpscare to prawdopodobnie najprostszy sposób na przestraszenie widza/gracza, nie jest to może zły sposób, jednak oparcie na tym całego dzieła jest jedną, wielką pomyłką. Nie chodzi tu tylko o wtórność, lecz o skutki tej wtórności – gracz prędzej czy później zacznie się do tego przyzwyczajać.Poza tym nie odczuwa się tu praktycznie presji. W porównaniu z np. Obcym czy demem nowego Silent Hilla, FNAF prezentuje się wręcz śmiesznie.
Skąd więc ta popularność i niezliczone kopie gry sprzedane na Steamie i nie tylko? Za wszystkim stoi Youtube. Let’s playerzy pokroju Pewdiepie’a czy Markiplera zwietrzyli okazję i użyli gry do tworzenia kolejnych, prostych (by nie powiedzieć prostackich) gameplayów, do których gra jest wręcz stworzona – rozgrywka jest w miarę szybka i prosta, a jumpscare’y ją urozmaicają. Tak więc tuzy youtube’a drą się przed kamerą w “przerażeniu”; wypuszczają kolejne filmiki i inkasują spory szmal dzięki tej prostej, niezależnej produkcji.
Wbrew pozorom FNAF to nie tylko gameplay, ta gra posiada również fabułę. O dziwo stworzenie zdawkowej historii, która nie ujawnia praktycznie nic było strzałem w dziesiątkę. Fanom przypadło to do gustu i wymyślają dziesiątki, jeśli nie setki teorii i napędzają to szaleństwo. Nic więc dziwnego, że autor w przeciągu niecałego roku stworzył aż 3 części gry, a każda była jeszcze bardziej popularna niż poprzedniczki.
A jak jest z wami? Podzielacie moje zdanie, czy może należycie do grona fanów FNAFa? Niezależnie od tego piszcie w komentarzach co o tym sądzicie, z chęcią wymienię z wami poglądy.
Jeśli także chcesz dołączyć do grona twórców Mini-blogów – zapraszamy serdecznie do skorzystania z formularza dodawania wpisu.