Pobieżnie przelatując karty historii, można znaleźć tam kilka polskich drużyn, które zaistniały na scenie międzynarodowej. Meet Your Makers, Reason Gaming oraz Roccat (przewijający się również pod szyldami KTM i Anexis). Na pierwszy rzut oka wydaje się to liczbą niewielką, jednak gdy zastanowimy się nad sławnymi na cały świat zespołami, których gracze pochodzą z jednego europejskiego kraju, nie będziemy mieli zbyt wielu przykładów – od razu do głowy przychodzi Moscow5, później GIANTS!, może zdominowane przez Duńczyków Team Dignitas EU… a później jest pustka.
Nie powiedziałbym, że brak takich zespołów jest aż tak poważnym problemem. Co więcej, może się nawet okazać, że pod tym względem ich liczby jesteśmy w czołówce. Gorzej jest z graczami “eksportowymi”, grającymi w innych, międzynarodowych formacjach, gdyż trochę ich brakuje. Powody mogą być różne, często trudne do ocenienia bez brania pod uwagę personalnej sytuacji graczy, lecz spróbujmy rozważyć najczęściej wysuwane w polską scenę zarzuty.
Najpierw jednak zastanówmy się, o co w ogóle chodzi z drużynami z jednego kraju. Pierwszą i podstawową zaletą z tego wynikającą jest komunikacja na praktycznie najwyższym osiągalnym poziomie. Wzajemne zrozumienie (przynajmniej na poziomie językowym) niesie za sobą możliwość pominięcia tego aspektu i pozwala na przejście do budowania synergii między graczami/poprawiania stylu gry. Zyskuje się również jednolitość kulturową, która może w przypadku graczy z samej Europy nie jest aż tak istotna, ale przy sprowadzaniu graczy szczególnie z Azji może wpływać na działanie zespołu. Często gracze szybciej nawiązują między sobą przyjaźnie, co z jednej strony poprawia zgranie, chociaż z drugiej utrudnia ewentualną przebudowę drużyny.
Jak posługiwanie się jednym językiem przekłada się na wyniki zespołu w grze? Cóż, trudno jest zauważyć jakiś trend, gdyż wiele zależy od poziomu samych graczy, jednak zwykle takie drużyny, o ile zbudowane w oparciu o umiejętności, a nie koleżeństwo, będą miały przewagę nad swoimi wielojęzycznymi odpowiednikami. Sama gra jest zresztą na tyle statyczna, że gracze mają wiele czasu na porozumienie się z innymi, więc w dużej mierze niejednolita komunikacja sprawia problemy w życiu drużyny poza światem wirtualnym. Trener zwykle posługuje się dwoma, maksymalnie trzema językami i tłumaczenie każdej grupie językowej z osobna, o co dokładnie chodzi, jest nieekonomiczne. Angielski zdecydowanie ułatwia sprawę, choć nie każdy potrafi w pełni wyrazić to, co ma na myśli – a o szczegóły często się rozchodzi.
Wróćmy jednak do tematu głównego, czyli niedoboru polskich graczy na scenie. Czasem stawiany jest zarzut, że spowodowane jest brakiem popytu na lokalną scenę. Jest to stwierdzenie kompletnie oderwane od rzeczywistości, gdyż wystarczy zwyczajnie przejrzeć sobie reakcje na sukcesy Roccatu i wsparcie, które otrzymali od fanów. Wszystkie drużyny z rodzimego podwórka są dopingowane we wszystkich sytuacjach, a liczby, które osiągają organizowane w naszym kraju turnieje i wszelkiego rodzaju wydarzenia esportowe, są wręcz zawrotne. Pragnę przypomnieć chociażby Puchar Polski (wspominano o nim chociażby we wpisie podsumowującym rok 2014), którego odbiór zaskoczył nawet organizatorów.
Aż tak kolorowo nie jest jeśli spojrzymy na sprawę od strony uwarunkowań społeczno-ekonomicznych. Nie oszukujmy się, nie każdą rodzinę stać, żeby młody człowiek pozostawił całe swoje życie i dążył do profesjonalizmu, za którym pogoń sama w sobie jest niepewna i częściej kończy się porażką niż sukcesem. Osiągnięcie poziomu pozwalającego na uczestniczenie w rajskim życiu graniem zarabiających na siebie ludzi nie jest łatwe i wymaga lat poświęconych na doskonalenie się – lat praktycznie zmarnowanych. Ze społeczną akceptacją takiego wyboru również nie jest jest u nas najlepiej, gdyż otoczenie zwykle nie potrafi odróżnić, kiedy gracz ma faktyczną szansę na zaistnienie, a kiedy jest zapatrzony w coś, co będzie jedynie drogim hobby.
Spójrzmy na sprawę z punktu widzenia graczy. By być najlepszym, nie wystarczy grać raz na tydzień. Trzeba przyjąć traktowanie LoL-a jak pracy, a to wymaga wielu wyrzeczeń, na które młodzi często nie są gotowi. Gra ma także to do siebie, że sukcesy odnoszą głównie osoby w wieku 16-18 lat, zwykle niesamodzielne i uzależnione od szkoły, więc ich kariery są w dużej mierze dziełem przypadku, zostania zauważonymi. Kariery także nie trwają długo, a same profity z takiego życia są zazwyczaj niewarte tak poważnych poświęceń.
Podsumowując – nie jest wcale tak najgorzej, jak mogłoby się wydawać. Co prawda dobrze byłoby, gdyby zwiększyła się liczba polskich graczy występujących w czołowych zespołach międzynarodowych, ale jeśli zainteresujemy się półprofesjonalną sceną, dostrzeżemy kilka talentów – i to im powinniśmy pomóc się wybić.
Jeśli także chcesz dołączyć do grona twórców Mini-blogów – zapraszamy serdecznie do skorzystania z formularza dodawania wpisu.