Drzwi do oberży otworzyły się na oścież. W progu stanęła wysoka, grubo ubrana postać. Gwar na sali ucichł. Przybysz nosił przytroczony na plecach spory brzeszczot, który – sądząc po budowie i licznych szramach mężczyzny – dobrze służył swemu panu. Karczmarz wypychany zza lady przez żonę, ruszył w kierunku nieznajomego.
– My ten no.. Ekhem. Nie można nosić mieczy na terenie karczmy. Będę zmuszony prosić pana o złożenie broni do depozytu.
Blady gospodarz przy każdym wypowiadanym słowie strzelał palcami i rozglądał się na boki, zastanawiając się, kto ruszył by mu z pomocą, gdyby sprawy przybrały zły obrót. W końcu z niechęcią powrócił oczami do surowej twarzy Ardeńczyka.
– Będę zmuszony odmówić.
Obcy odszedł od karczmarza szybkim krokiem i zajął miejsce przy wolnym stole. Przyciszone rozmowy powoli powracały do swojej dawnej głośności, jednak co chwila ktoś ukradkiem zerkał na przybysza. Nikt nie miał wątpliwości co do jego pochodzenia. Ciemna cera oraz przeplatana złotymi i srebrnymi koralikami kozia bródka dobitnie wskazywały na Ardenię, kraj w którym siła była władzą, a władza była siłą. Pokój jaki ten wojowniczy kraj nawiązał z Angkorem był kruchy jak zeszłoroczna drożdżówka pozostawiona na słońcu. Mało kto ośmielał się przekraczać granicę pomiędzy tymi dwoma państwami, gdyż wciąż dochodziło do zbrojnych napadów i aktów terroru. Rozwijający się gospodarczo Angkor był łakomym kąskiem dla wojowniczego kraju Ardeńczyków. Sporo osób zapewniało, że w krainie tej króla wybiera się na ubitej arenie z mieczem w ręku. Dużo plotek krążyło o tych zdziczałych wojownikach. Ubarwiane czy nie, historie zgadzały się w jednym: Ardeńczycy to najlepsi wojownicy, jakich nosiła i nosi Ziemia.
Spędziłem w Ardenii sporą część swojego życia, dlatego nie dałem się zwieść pozorom. Na szyi przybysza widniała mała jaśniejsza smuga. Zbój, farbując ciało, zapomniał odgarnąć kosmyk bujnych włosów z karku. Kolor skóry różnił się nieznacznie od orzechowej cery, jaką szczycił się lud tego wojowniczego kraju. Najistotniejszym elementem układanki były pierścienie wplecione w brodę. Żaden szanujący się Ardeńczyk nie założyłby złotego nad srebrny. Oznaczało to przedkładanie złota nad stal, czyli według Ardeńczyków tchórzostwo oraz zdradę. Tak. Byłem pewien, że osoba siedząca przy pustym stoliku i sącząca leniwie piwo nie pochodziła z wojowniczego ludu. Przebranie było doskonałe. Prawie doskonałe.
Do karczmy wbiegł zdyszany goniec. Wymienił szeptem kilka pospiesznych słów z właścicielem przybytku i wyleciał z powrotem na dwór. Przez otwarte drzwi wpadało jasne światło księżyca. Panowała wyjątkowo piękna noc. Oberżysta zaczął krzątać się nerwowo, przygotowując stół dla jakiegoś nieoczekiwanego, choć z całą pewnością ważnego, gościa. Nie minęło kilka minut, a drzwi do karczmy ponownie się rozwarły. Stanął w nich królewsko ubrany mężczyzna wraz z równie wspaniale przyodzianą towarzyszką płci pięknej. Wszyscy goście wstali, składając pokłony i wiwatując na cześć sekretarza stanu, który postanowił zaszczycić swoją obecnością ten skromny przybytek. Wstali wszyscy, łącznie z podszywanym Ardeńczykiem. Jego broń z pleców przewędrowała teraz do dłoni, która silnie zacisnęła się na rękojeści. Nie zdążyłem zareagować. Zabójca rzucił się prężnym skokiem ku swemu celowi. Nastąpił głośny brzdęk, gdy ostrze mordercy spotkało się z mieczem strażnika, który wypadł zza pleców sekretarza. Przerażeni ludzie cofnęli się w panice. Zamachowiec pchnął mieczem w klatkę wartownika, który niezgrabnie sparował śmiertelny cios. Zabójca podrzucił swoją broń w powietrze. Zaskoczony strażnik na ułamek sekundy zerknął w górę, odsłaniając spod zbroi swoje podgardle. Ta chwila wystarczyła. Ardeńczyk (który tak naprawdę nie był Ardeńczykiem) w mgnieniu oka poderżnął gardło dzielnemu dowódcy. Potężny gwardzista zwalił się z łoskotem na ziemię. Wszystko zdarzyło się tak szybko, że zabójca zdążył jeszcze pochwycić swój spadający miecz. Pomiędzy sekretarzem stanu a płatnym mordercą nie było już żadnych przeszkód. Nikt nawet nie drgnął, gdy olbrzymi dwuręczny miecz spadał na sparaliżowanego strachem przywódcę. Dopiero po całym zdarzeniu uświadomiłem sobie, jak feralna dla naszego państwa byłaby ta śmierć. Po tak jawnym akcie profanacji ze strony “Ardenii” wojna byłaby nieunikniona. Na szczęście stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Zdarzenie było naprawdę dziwne, ale potwierdzam je ja oraz świadkowie z oberży. Otóż zamiast opaść, miecz zabójcy wystrzelił w powietrze i z głuchym łupnięciem wbił się w sufit. Zdezorientowany mężczyzna spojrzał w górę. Jego niedostępny oręż lśnił teraz na złoto. Nie namyślając się długo, zdrajca sięgnął po swój zakrwawiony sztylet. Zanim jednak zdążył zagrozić swojemu celowi, poczuł na szyi przenikliwy chłód metalu. Z niedowierzaniem odwrócił twarz ku zabitemu dowódcy, który przykładał mu teraz miecz do gardła. Na szyi strażnika nie było nawet śladu po cięciu.
– Rzuć broń!
Sztylet opadł z brzdękiem na drewnianą posadzkę. Zabójca wciąż z lękiem wpatrywał się w spokojne oczy strażnika. Do sali wpadła reszta gwardii i aresztowała zdrajcę, który w wyniku późniejszych, brutalnych przesłuchań przyznał się do zdrady stanu. Mógłbym jeszcze opisać późniejsze poprawienie stosunków z Ardenią oraz podpisanie traktu handlowego, jednak tym zajmą się kronikarze i historycy. Ja chcę zapisać coś, czego skryby nie uwzględnią w raportach. Otóż do dziwnych zdarzeń, jakimi były uleczenie prawie martwego dowódcy oraz złoty miecz (który do dziś tkwi wbity w powałę karczmy), należy dodać jeszcze coś, czego nikt inny nie zauważył. Podczas wyprowadzania więźnia w sali rozlegał się cichutki dźwięk dzwonków. To mogłoby jeszcze pozostać moją ułudą, ale znalezisko, które załączam do tego listu być nią nie może. Znalazłem go obok mnie na ławce. Opisałem Ci całą sytuację, tak jak mnie prosiłeś. Niestety nie mogę przyjechać. Czuję, że ktoś mnie obserwuje. Nie odpisuj…
Przesłanka numer 1
Świat: Ziemia,
Miejsce znalezienia: Stara prywatna Biblioteka w Malborku,
Datowanie wydarzeń: Około dwóch lat przed pokojem granicznym, który został zawarty 1235 roku ziemskiego w Ankgorze,
Wiarygodność: Średnia. Brak danych o autorze, choć fakty historyczne się zgadzają,
Powiązania z Bardem: Uzdrowienie strażnika, złoto na mieczu (mógłby to być także odbity blask lamp), dźwięk dzwonków oraz zapobiegnięcie wojnie,
Opis: Tekst poddany analizie bezsprzecznie okazał się autentykiem. Co ciekawe, żadna z legend nie wspomina o zbieżnym wydarzeniu, choć podobno widziało je więcej osób. Jednakże, wartość pergaminu w tamtych czasach sięgała bajońskich sum (ponieważ był on sprowadzany z krajów arabskich), więc zapisanie wymyślonej opowieści na tak cennym nabytku byłoby szaleństwem. Do “załącznika” z listu nie udało mi się dotrzeć. Brak adresata i nadawcy utrudnia dalsze poszukiwania. Dana karczma niestety już nie istnieje, choć plotki głoszą, że zanim zrównano ją z ziemią nazywała się “Pod Złotym Mieczem”. Gdyby materiał ten okazał się prawdą, potwierdziłyby się moje poglądy na temat tej fascynującej postaci jaką jest Bard.
Ryze ostrożnie odłożył kruchy pergamin na stół. Zdjął białe rękawiczki i sięgnął po stojącą obok szklankę herbaty.
“Muszę im w końcu udowodnić, że wprowadzenie Barda do League of Legends było jedną wielką, acz zgrabnie przeprowadzoną, mistyfikacją.”
Mag dopił herbatę i ruszył w stronę olbrzymiej szafy.
– No! Czeka mnie jeszcze mnóstwo roboty! Pora na przesłankę numer dwa!