Sezon zasadniczy amerykańskich rozgrywek już za nami. Poznaliśmy uczestników play-offów, dowiedzieliśmy się kto zagra w barażach o utrzymanie w LCS, a kogo nie zobaczymy w następnym splicie cyklu. W związku z tym najwyższy czas na kilka słów podsumowania amerykańskiego cyklu, tym razem w formie 10 wniosków odnoszących się do uczestników rozgrywek.
1. Team SoloMid nie lubi przegrywaćTo właśnie TSM odnosił porażki najrzadziej spośród wszystkich ekip, które rywalizowały za Oceanem podczas sezonu zasadniczego. Co jednak ciekawe, spośród wszystkich drużyn biorących udział w play-offach, podopiecznym Reginalda dwukrotnie udało się pokonać jedynie… CLG. Niemniej, wracając do mocarstwowych planów amerykańskiej organizacji, wydaje się, że każdy inny wynik niż triumf Teamu SoloMid będzie zawodem zarówno dla zawodników, fanów, jak i zarządu zespołu, bowiem ekipa ta jest murowanym faworytem do wygranej. Jednocześnie, jak mogliśmy w przeszłości zauważyć, Regi nie boi się kontrowersyjnych zmian personalnych, a za taką z pewnością mogło by uchodzić pożegnanie się z Dyrusem. Doświadczony toplaner, jedyny członek “starego TSM-u”, który ostał się w zespole ostatnio zdecydowanie zawodzi, brutalnie nękany przez rywali, którzy w jego zupełnej eliminacji z rozgrywki upatrują swojej szansy na wygraną z Teamem SoloMid. Jeśli drużynie nie uda się obronić trofeum najlepszego zespołu w Ameryce, istnieje spore prawdopodobieństwo, że znów poleci głowa, a pierwszym do odstrzału zdaje się być na ten moment właśnie Dyrus. Patrząc na drużynę z innej strony, zatrudnienie Santorina w roli dżunglera okazało się strzałem w dziesiątkę. Duńczyk świetnie dogaduje się z nowymi kolegami z zespołu, a przy tym prezentuje się fantastycznie pod względem umiejętności indywidualnych, niejednokrotnie zachwycając nas w tym splicie fenomenalnymi zagraniami.
2. Cloud 9 jest zawsze niebezpiecznePo fatalnym początku splitu i dużych kłopotach z odzyskaniem równej formy w kolejnych tygodniach, wielu przestało uznawać C9 za jednego z faworytów do końcowego triumfu. Nic bardziej mylnego. Zawodnicy Cloud 9 zaskoczyli nas po raz kolejny i, po rozczarowaniu, jakiego dostarczył występ amerykańskiej drużyny na IEM-ie w Katowicach, niespodziewanie dyspozycja utytułowanej formacji znacznie się polepszyła. Ostatecznie, dzięki wymarzonej końcówce, Cloud 9 udało się wskoczyć na drugie miejsce w tabeli, gwarantując sobie tym samym rozstawienie w play-offach. Patrząc jednak na ogromne wahania formy tej ekipy i obserwując sinusoidę – domyślną obniżkę formy, która powinna czekać teraz zespół, ciężko ocenić potencjał Cloud 9 na ponowne zwycięstwo w NA LCS. Tym bardziej, że Hai cały czas szuka formy sprzed kilku splitów, a związane jest to z kolejnymi kontuzjami, jakim niestety ulega ten sympatyczny zawodnik. Czas działa jednak na korzyść graczy spod znaku niebieskiej chmurki i mają oni nieco więcej czasu na przygotowanie do pierwszego starcia w decydującej fazie, właśnie dzięki dobrej końcówce sezonu i rozstawieniu w drugiej rundzie. C9 jest zespołem, którego nigdy nie możesz lekceważyć – nawet jeśli masz bezpieczną przewagę i wydaje ci się, że rywale nie mają szans na zwycięstwo, jeden błąd, niedocenienie przeciwnika – może kosztować cię wygraną.
3. Nieprzewidywalność, czyli drugie imię CLGCLG można kochać, można też nienawidzić, ale prawda jest taka, że jest to jedna z legendarnych już formacji. Po kilku znaczących zmianach przed tym sezonem oczekiwania niezmiennie były wysokie. Początkowo, jak pewnie większość osób obserwujących amerykańską scenę podchodziłem do nich sceptycznie. “Xmithie miał długą przerwę od profesjonalnego grania, ZionSpartan nadal musi się wiele nauczyć, pozostawienie Linka w składzie jest dość ryzykowne” – marudziłem. Z tyłu głowy pojawiała się jednak myśl, że to naprawdę może zadziałać – Xmithie był swego czasu jednym z najlepszych dżunglerów NA LCS, Zion to bardzo utalentowany zawodnik, a Link musiał zdać testy śpiewająco, skoro zdecydowali się go zatrzymać. I rzeczywiście Scarze udało się to wszystko pozbierać. CLG stało, obok Teamu SoloMid, jednym z faworytów do końcowego triumfu. Dynamiczna gra, znakomita współpraca, fantastyczne poruszanie się po mapie i znakomite umiejętności indywidualne. Czego chcieć więcej? Wszystko wyglądało perfekcyjnie, a rywalizacja z TSM-em nabierała rumieńców, pomimo przegranej CLG na własne życzenie w pierwszym pojedynku tych drużyn. I właśnie wtedy ujawniła się prawdziwa natura zespołu Counter Logic Gaming. Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać po tej drużynie, a ostatnie dwa tygodnie to zdecydowany spadek formy graczy ekipy HotShotaGG, którzy w ostatniej chwili wypuścili drugie miejsce, zapewniające rozstawienie w drugiej rundzie play-offów. Kibiców CLG z pewnością powinien niepokoić też fakt, że podopieczni Scarry sezon zasadniczy zakończyli z bilansem 4-6 względem rywali z fazy play-off. Dodatkowo ich zmagania z najbliższym rywalem, szóstą ekipą sezonu zasadniczego – Teamem Liquid dwukrotnie kończyły się… porażką Counter Logic Gaming. Ale cóż, CLG lubi zaskakiwać, więc być może zrobi to po raz kolejny. I oby, drugi raz w tym splicie, było zaskoczenie pozytywne.
4. Team Impulse - powiew świeżościTiP zmagania w amerykańskim cyklu rozpoczynał niemrawo. To Apollo znów grał bardzo przeciętnie, to mistrz świata Impact nie zachwycał, to Rush nie potrafił pozbyć się nawyków z kolejki solowej i ginął niezliczoną ilość razy. Nawet XiaoWeiXiao zanotował beznadziejny pierwszy tydzień. Team Impulse z kolejki na kolejkę się jednak rozkręcał i w końcu wszystko doskonale zatrybiło. Dzięki temu ekipa, zbudowana wokół WXW i będąca spadkobiercą starego LMQ, szturmem dostała się do czołówki i już jej nie opuściła do końca sezonu. Uważam, że jest to zespół, który w trakcie rozgrywek zrobił największy postęp spośród wszystkich uczestników NA LCS i, na obecną chwilę, śmiało może rywalizować z najlepszymi, amerykańskimi drużynami – w Teamie Impulse upatrywałbym czarnego konia play-offów. Więcej o tym zaskakująco mocnym zespole będzie mogli prawdopodobnie przeczytać już wkrótce, w osobnym artykule.
5. Team Gravity to solidna drużyna środka tabeliParadoksalnie, ex-Curse Academy jest sklasyfikowane wyżej niż były główny skład Curse. Zespół, który zmienił nazwę z CA na Gravity Gaming spisuje się całkiem nieźle – zbyt słabo, by mówić o sile, zbyt dobrze, by mówić o słabości, ot typowa solidna ekipa, o której ciężko wiele powiedzieć. Z pewnością warto jednak wspomnieć o kilku rzeczach. Pierwszą z nich jest doświadczenie Copa oraz Saintviciousa, z pewnością przynajmniej ten ostatni dyryguje poczynaniami zespołu. Drugą ważną kwestią jest ogromny talent supporta Gravity – BunnyFuFuu, wokół którego została zbudowana cała ekipa, i który z pewnością jest zawodnikiem wartym obserwowania pod względem przyszłości. Ostatnim punktem jest Keane – jego umiejętności mechaniczne i… zdolność do wyszukiwania nietypowych rozwiązań, które zaskakują rywali jak Corki, Rumble czy Urgot na środkowej alei. Wiele wskazuje, że rywalizacja w parze z Teamem Impulse zakończy się zwycięstwem tych pierwszych, tym bardziej, że bilans pomiędzy tymi zespołami jest niekorzystny dla Saintviciousa i spółki (0-2), ale może Keane znów nas czymś zaskoczy?
6. Studium upadku, czyli szereg zawodów Teamu LiquidTeam Liquid to formacja, która miała walczyć, co najmniej, o podium rozgrywek, a w najlepszym wypadku nawet o zwycięstwo w całym cyklu. Ostatecznie po znakomitym otwarci u zmagań (2-0 i pozycja samodzielnego lidera) rzeczywistość zrewidowała plany ex-Curse. Ciągłe zmiany na pozycji ADC pomiędzy Pigletem i KEITHMCBRIEF-em nie służyły drużynie, która zaczęła spadać w tabeli, by przed ostatnim tygodniem znaleźć w rozkroku pomiędzy play-offami, a ich brakiem. Ostatecznie udało się, ale dla zespołu, który zajmował w poprzednim splicie czwartą pozycję, wzmocniony mistrzem świata Pigletem i mającym na swoim koncie występy w OGN FeniXem, to i tak ogromny zawód. Żaden z graczy Liquid nie prezentuje się indywidualnie na miarę możliwości, ale najbardziej zawodzi Piglet. Koreański strzelec, od którego oczekiwano zdominowania NA LCS bardzo często jest zupełnie niewidoczny, aczkolwiek jego zgranie z zespołem z pewnością ulega poprawie. Tymczasem IWillDominate popełnia proste błędy, Quas gra w kratkę, Fenix jest bardzo przeciętny, a i Xpecial nie prezentuje się jak niegdyś. To wszystko sprawia, że sytuacja Teamu Liquid nie jest najlepsza, tym bardziej, że ich rywalem w pierwszej rundzie fazy play-off będzie CLG. Dobra informacja jest taka, że Counter Logic Gaming też ostatnio ma niewielkie problemy, no i przegrało z Xpecialem i spółką obydwa mecze. Czyżby więc klątwa Teamu Curse przeszła na ich spadkobierców i Liquid było pisane czwarte miejsce?
7. Drużyna ważniejsza niż indywidualności - na przykładzie Teamu 8Team 8 to formacja, w której poszczególni gracze nie są aż tak istotni, a silnymi punktami zespołu są współpraca między zawodnikami i zgranie. Dlatego też skrycie liczyłem na to, że Team 8 nie zmarnuje szansy i wyeliminuje Team Liquid z udziału w play-offach, dzięki czemu będę mógł opowiedzieć piękną historię jak to gra drużynowa jest ważniejszą niż indywidualności. Nie. Team 8 ostatniego tygodnia zaprezentował się fatalnie (0-2) i po tier-breaku zajął jednak bezpieczne, siódme miejsce. Pomimo niewielkiego zawodu, bo przecież play-offy były tak blisko, trzeba powiedzieć, że Team 8 zaprezentował się bardzo dobrze. Przed sezonem wydawało się, że raczej T8 do ostatniej chwili będzie walczył o dziewiątą lokatę, a toczył bitwę o udział w fazie play-off. Tym bardziej, że większość graczy tej ekipy indywidualnie jest uważana za najsłabszych lub jednych z najsłabszych zawodników na swoich pozycjach w NA LCS… Jednakże ich współpraca prezentuje się znakomicie i właśnie temu zawdzięczają oni wysoką lokatę.
8. Nieustanne rotowanie składem to samobójstwoTak przynajmniej można stwierdzić na podstawie obserwacji drużyny Winterfox. WFX grało w tym splicie trzema różnymi botlane’ami, a na supporcie zmieniali się Gleeb, Imagine i zazwyczaj występujący w roli strzelca Altec. Ciężko powiedzieć po co były te wszystkie eksperymenty, jeśli ostatecznie zespół zdecydował się na pierwotną opcję, ale jak to mówią: “lepiej późno niż wcale”. Ponadto, w pierwszym tygodniu w składzie Lisów grało aż trzech rezerwowych. Z pewnością te ciągłe zmiany nie wyszły Winterfox na dobre, bowiem ósme miejsce to policzek dla drużyny, która miała zostać czarnym koniem rozgrywek, a przed ostatnią kolejką zanotowała passę sześciu porażek z rzędu. Tym bardziej, że w jej szeregach znajdują się dwaj gracze, którzy uchodzą za jednych z najbardziej utalentowanych zawodników za Oceanem: Altec i Pobelter wspieranych przez doświadczonego Heliosa. Po raz kolejny nie udało się im jednak złożyć drużyny, która potrafiłaby powalczyć z najlepszymi, a koreański zaciąg dość poważnie zawiódł. Efektem tego jest niechybna walka o utrzymanie w LCS.
9. Team Dignitas nie potrafi dobierać zawodnikówDo tego wniosku można było dojść już dawno temu, ale jeśli ktoś jeszcze tego nie zauważył – teraz powinien przejrzeć na oczy. W ostatnim splicie Dignitas wreszcie złożył drużynę z prawdziwego zdarzenia, bijącą się o wyjazd na Worldsy i jak równy z równym walczącą z najlepszymi zespołami z Ameryki. Wszystko to jednak bardzo szybko się rozpadło – ZionSpartan odszedł do CLG, Imaqtpie zdecydował się na rozbrat z profesjonalną sceną, zaś Crumbzz opuścił drużynę… w środku sezonu. Według byłego dżunglera Dignitas problemem okazały się różnice zdań pomiędzy nim a resztą ekipy, w głównym stopniu dotyczące wardowania. I wydaje się, że doświadczony Wenezuelczyk miał rację, bowiem uzupełnienia składu CloudNguyenem, a potem Azingym nie przyniosły spodziewanego rezultatu. Wróćmy jednak do samych zawodników. Nie ma pomiędzy nimi synergii, a ich indywidualne występy też nie przekonują. Co prawda do Koreańczyków – Gamsu i CoreJJ nie można mieć wielkich zastrzeżeń, ale są oni po prostu przeciętni, a z pewnością spodziewano się po nich więcej. Tymczasem Shiphtur – człowiek, który w poprzednim splicie zgłaszał akces do tytułu najlepszego midlanera NA LCS teraz jest cieniem samego siebie. Największe pretensje kierowałbym jednak do KiWiKiD-a i dwóch dżunglerów, których dziwne pomysły i nierozważne posunięcia nieraz kosztowały Dignitas gry. Cały czas zastanawia mnie kryterium przyjmowania graczy przez tę organizację. Bo nie wierzę, żeby nie było w Ameryce zawodników, którzy grają w LoLa choć odrobinę lepiej.
10. Team Coast to najgorsza drużyna w historii LCSPrzed rozpoczęciem wiosennego splitu NA LCS od Coast spodziewano się raczej wyłącznie walki o dziewiątą lokatę, a więc oczekiwania nie były wysokie. Jak się szybko okazało, Team Coast nie był w stanie spełnić nawet tych nadziei, odbiegając poziomem od reszty ekip i kończąc zmagania z wstydliwym bilansem 1-17. Zespół, który od kilku splitów stał się uosobieniem nadzwyczaj częstych zmian w składzie i tym razem nie okazał się zbyt cierpliwy. Już po czterech kolejkach postanowił wymienić midlanera (z drugiej strony wynik 1-7 i postawa Jesiza nie wyglądały optymistycznie), a przed ostatnią rundą spotkań… dwóch kolejnych zawodników. Cóż, statystyki pokazują jednoznacznie, że Team Coast to najsłabszy zespół w historii LCS, ale czy tak istotnie było? Ciężko powiedzieć. Na początku splitu Coast kilkukrotnie brakowało bardzo niewiele, by zakończyć kilka gier wygraną, ale ostatecznie się nie udawało. Być może, gdyby start wiosennej edycji NA LCS był nieco bardziej udany nadal oglądalibyśmy tę ekipę w rozgrywkach? Być może. Tak czy inaczej, Team Coast żegna się z cyklem, ponownie i pewnie kiedyś znów powróci. By jeszcze raz odpaść.